Całej wełny miałam coś ok 300 gram, a właściwie to miałam 100 gram wcześniej pofarbowanego merynosa i nie bardzo wiedziałam co z nią zrobić, bo 100 gram to tak ni w pięć ni w dziewięć. Więc dofarbowałam jeszcze 200 gram. Farbowania niewiele się od siebie różniły, co w sumie i tak, przy tego typu nitce nie ma większego znaczenia. Świetne jest w niej to, ze każda szpulka może być inna. Wtedy też jest najfajniejsza zabawa w obserwowanie co też z tego wyjdzie i jak poukładają się kolory. Ale tym razem o żadnej niespodziance mowy być nie mogło.
W trakcie dublowania a właściwie trojenia, nakręciłam krótki filmik.
Dużą część okresu świątecznego, oraz całego Sylwestra i Nowy Rok spędziłam przy kołowrotku. I niech to będzie zapowiedzą nowego, bardzo prządkowego roku, w myśl przysłowia - jaki Nowy Rok, taki cały rok.
Powstały też bajeranckie zdjęcia kręcącej się szpulki - uwielbiam zdjęcia kręcących się szpulek, ale jako, że mieszkam sama, najczęściej nie ma ich kto robić, bo ktoś przecież jednocześnie musi pedałować. Ale z okazji obecności Chłopa w czasie świąt, była okazja i zdjęcia powstały.
No i trójnitka. 290 gram/870 metrów. WPI ok 20. 3 motki. Włóczka od razu znalazła chętną nową właścicielkę. A ja pokochałam trójnitki, takie właśnie, nie za grube i nie za cienkie, okrąglutkie i sprężyste, mocno skręcone. Jest w nich coś bardzo eleganckiego.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku :)