środa, 31 lipca 2013

Szczęście w nieszcześciu czyli jak można spędzić wieczór ;)

Jakby się komuś kiedyś bardzo  nudziło i nie wiedział co ma zrobić z wolnym czasem i z sobą w tym kontekście, to zawsze może pójść moim tropem i skręcić sobie stopę...

Wczoraj, wysiadając z tramwaju, bezpośrednio na brukowaną drogę (w Poznaniu na niektórych trasach tak jest, że wysiada się na środku ulicy), nastąpiłam na krawędź wystającej kostki brukowej, noga mi się podwinęła na bok i leżę... No cóż, kolana zdarte (ech kiedy to było jak taki stan był normalny ;)) kostka boli, ale cóż robić, otrzepałam się i poszłam dalej. Do domu wróciłam już jednak taksówką, bo inaczej się nie dało. A w domu było już tylko gorzej. Na tyle gorzej, że nie było innej rady niż wyprawa na oddział ratunkowy pobliskiego szpitala.

Bez kul w ogóle bym tam chyba nie dotarła, bo stopa na tyle mnie bolała, że właściwie nie mogłam na niej stanąć.

I tu się zaczyna czekanie, bo ludzi full. Czekałam 2 godziny zanim weszłam do gabinetu. Dostałam skierowanie na prześwietlenie i wysłano mnie - no może nie na drugi koniec szpitala, bo ten jest ogromny jak pół osiedla, ale dobry kawałek był. Na szczęście były wózki. I sobie dojechałam.

Potem powrót i kolejne oczekiwanie w kolejce, tym razem już ze zdjęciem. No i na szczęście kości mam całe, a jednostka chorobowa, która zechciała mnie nawiedzić to skręcenie śródstopia i kostki - porządne skręcenie Skończyło się na elastycznym opatrunku. Cały pobyt w szpitalu trwał 3 i pół godziny, co i tak nie jest jakimś szokującym wynikiem, sądząc po tym co mówili ludzie wokół mnie. Noga dalej pieruńsko boli.

Za 12 dni miałam jechać na plener tkacki do Kołobrzegu... oj cienko to widzę, cieniutko... Farbowania na razie nie będzie, może choć uda mi się trochę potkać, z kulasem na stołku obok ;)) Hmmm.

Niby nic takiego się nie stało, ale teraz potrafię sobie wyobrazić jaką bezradność i zależność od pomocy innych może powodować kalectwo czy starość. Póki człowiek chodzi normalnie to w ogóle o tym nie myśli. Takie sytuacje jednak zderzają nas z tym co w życiu nie jest już takie fajne. Kolejny dowód na to, że o zdrowie warto dbać, a będzie i tak to co będzie.

Pozdrawiam serdecznie z nogą na komputerze ;))

niedziela, 28 lipca 2013

Było nie było

Oj dawno mnie tu nie było...

Żeby nie owijać w bawełnę, powiem, że musiałam zająć się sobą, swoim życiem i jego kierunkiem. Hobby poszło na drugi plan. Ale to nie znaczy, że na zawsze. Ciągnie mnie i to bardzo do różnych dzierganinek i dłubaninek. Ale tak raczej inaczej, z większym dystansem do siebie i świata, do tego co robię. Nic na siłę.

Powoli wracam do siebie, farbuję, kołowrotkuję, może nie będzie już takich długich przerw w moim pisaniu.
Trochę muszę się wdrożyć, bo wyszłam z wprawy i nie wiem co właściwie pisać..
Dziękuję za miłe maile od osób zatroskanych o to czy jeszcze żyję ;)) Żyję, żyję, ale przez pewnien czas czymś trochę innym.

Dla przypomnienia się,  nieco kolorków









Niestety nie ma już z nami Psotki. Postępująca, pomimo drogiego i intensywnego leczenia, choroba serca była nieubłagana, do tego wiek i  upały. Cóż, na posterunku pozostały tylko koty. I na razie tak zostanie.  Dużo tu o Psotce pisałam i dużo też razem przeżyłyśmy, bo niemal dokładnie 6 lat. Ostatnie pół roku było trudne, chwilami bardzo trudne, ale myślę, że miała z nami dobre życie, starałam się je jej zapewnić najlepiej jak się dało.

Może się spotkamy, kiedyś, po drugiej stronie tęczy.




Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda :)
... muszę dużo nadrobić w moich ulubionych blogach, bo się zapuściłam... Pa.