Jakby się komuś kiedyś bardzo nudziło i nie wiedział co ma zrobić z wolnym czasem i z sobą w tym kontekście, to zawsze może pójść moim tropem i skręcić sobie stopę...
Wczoraj, wysiadając z tramwaju, bezpośrednio na brukowaną drogę (w Poznaniu na niektórych trasach tak jest, że wysiada się na środku ulicy), nastąpiłam na krawędź wystającej kostki brukowej, noga mi się podwinęła na bok i leżę... No cóż, kolana zdarte (ech kiedy to było jak taki stan był normalny ;)) kostka boli, ale cóż robić, otrzepałam się i poszłam dalej. Do domu wróciłam już jednak taksówką, bo inaczej się nie dało. A w domu było już tylko gorzej. Na tyle gorzej, że nie było innej rady niż wyprawa na oddział ratunkowy pobliskiego szpitala.
Bez kul w ogóle bym tam chyba nie dotarła, bo stopa na tyle mnie bolała, że właściwie nie mogłam na niej stanąć.
I tu się zaczyna czekanie, bo ludzi full. Czekałam 2 godziny zanim weszłam do gabinetu. Dostałam skierowanie na prześwietlenie i wysłano mnie - no może nie na drugi koniec szpitala, bo ten jest ogromny jak pół osiedla, ale dobry kawałek był. Na szczęście były wózki. I sobie dojechałam.
Potem powrót i kolejne oczekiwanie w kolejce, tym razem już ze zdjęciem. No i na szczęście kości mam całe, a jednostka chorobowa, która zechciała mnie nawiedzić to skręcenie śródstopia i kostki - porządne skręcenie Skończyło się na elastycznym opatrunku. Cały pobyt w szpitalu trwał 3 i pół godziny, co i tak nie jest jakimś szokującym wynikiem, sądząc po tym co mówili ludzie wokół mnie. Noga dalej pieruńsko boli.
Za 12 dni miałam jechać na plener tkacki do Kołobrzegu... oj cienko to widzę, cieniutko... Farbowania na razie nie będzie, może choć uda mi się trochę potkać, z kulasem na stołku obok ;)) Hmmm.
Niby nic takiego się nie stało, ale teraz potrafię sobie wyobrazić jaką bezradność i zależność od pomocy innych może powodować kalectwo czy starość. Póki człowiek chodzi normalnie to w ogóle o tym nie myśli. Takie sytuacje jednak zderzają nas z tym co w życiu nie jest już takie fajne. Kolejny dowód na to, że o zdrowie warto dbać, a będzie i tak to co będzie.
Pozdrawiam serdecznie z nogą na komputerze ;))
Życzę zdrówka! też mnie tak kiedyś przykuło do łóżka, nieciekawa sprawa. Ale patrzmy na plusy - nie jest to gips, a to wiele w tym upale.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szybki powrót do pełnej sprawności.
Pozdrawiam
Ja się bardzo cieszę z tego, że to nie gips :)) W życiu nie miałam gipsu, ale jakoś za takim doświadczeniem nie tęsknię ;)
UsuńBardzo dziękuję za życzenia.
Oj, to przykre. Ból w takich sytuacjach jest bardzo upierdliwy. Zostaje nadzieja, że będzie z dnia na dzień lepiej. Zachęcam do dużego oszczędzania nogi, bo takie "niby nic, bo nie ma złamiania" potrafią być uparte. Powrotu do pełnej sprawności. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiem wiem, czasem proste złamanie bywa mniej upierdliwe niż stłuczenie czy skręcenie. Staram się oszczędzać nogę jak się tylko da. Dziękuję za życzenia.
UsuńWspółczuję Justynko, wiem jaki to ból. Nie tak dawno skręciłam staw skokowy na własnym schodku. Oszczędzaj nóżkę i trzymaj wysoko. U mnie też nie była złamana ale opuchlizna i ból był ze mną 2 miesiące:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Mam cichą nadzieję, że może u mnie wystarczy miesiąc...;) ale zdaję sobie sprawę, że to się tak ciągnie. Na razie minął 1 dzień a ja mam już dość. Oj, jak mnie wkurza ta nieporadność.. Pozdrówka Marlenko.
UsuńZdrowiej, Tysiu :)
OdpowiedzUsuńTak jak napisałaś, zdrowie doceniamy kiedy się nam zaczyna wymykać. Na szczęście to tylko skręcenie, zagoi się :)
Obecnie nie zajmuję się raczej niczym innym niż zdrowieniem ;) No właśnie to tylko skręcenie, a nie złamanie z przemieszczeniem. Mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję to zdrowie docenić. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńOj współczuję i zdrowia życzę, dużo dużo zdrowia...
OdpowiedzUsuńAniu, dziękuję. Mam nadzieję, że te wszystkie życzenia przyniosą mi dużo dobrej energii :) Pozdrawiam.
UsuńMoże się uda wyjazd, życzę Ci tego z całego serca.
OdpowiedzUsuńSzczerze to już sobie dałam spokój. Minęło 2 dni od skręcenia i sytuacja się nie bardzo zmienia. Wolę dla kilku dni nad morzem nie ryzykować komplikacji. Mówię sobie, że morze nie zając i nie ucieknie ;) Pozdrawiam :)
UsuńTo wszystko chyba przez upał, noga mogła być obrzmiała i mniej sprawna. Czasami skręcenie dłużej się leczy niż złamanie, ale może w Twoim przypadku nie będzie tak źle.
OdpowiedzUsuńTo wszystko to raczej przez stan polskich dróg i chodników ;) Bo kto to widział, żeby w miejscu przystanku były dziury w bruku. Jak się wysiada z tramwaju, do tego wysokiego, na środku drogi, ludzie wsiadający już się pchają do środka (bo przecież miejsca zabraknie!), to można przeoczyć dziurę w bruku, prawie niewidoczną, bo zasypaną naniesionym przez spływający deszcz rozmokniętym piaskiem w kolorze bruku. Pewnie gdyby w nocy nie padało, to piasek byłby zbity i mniej grząski. Ale gdyby babcia miała wąsy... Pech zwyczajny, bo wystarczyło wysiąść innymi drzwiami, albo postawić stopę 10 cm obok i człowiek nawet by nie wiedział co go ominęło.
UsuńPozdrawiam :)
Oj tak, dorastamy (ha ! dorastamy !!!) do dostrzegania spraw, które przecież zawsze były obok, w zupełnie innym świetle.
OdpowiedzUsuńUważaj, by nie przeciążyć zdrowej nogi. Z opisu ulicy, to tak, jak i u mnie w mieście, torowisko wśród starej kostki brukowej, bywa że koszmarnie śliskiej.
Pozdrawiam ciepło.
Kostka brukowa, przynajmniej w Poznaniu, bywa śliska, ale dziurawa i nierówna jest nagminnie. W naszym kraju kostka brukowa na jezdni uchodzi za coś totalnie wytrzymałego i niezniszczalnego. Przecież nawet coś, co jest dwa czy trzy razy trwalsze od asfaltu, trzeba czasem remontować. A u nas się czeka, aż samo "wyzdrowieje"...
UsuńStaram się oszczędzać nogę - jedną i drugą. Pozdrawiam :)
Tysiu ! W dniu Twych urodzin wiele jak szczęścia, zdrowia i radości. Oby takich życiowych dziur w bruku było niewiele, a te nieliczne szybko dały się zakleić.
OdpowiedzUsuńKolorowych dni, jak Twoje wełenki Ci życzę !
Asiu, z całego serca dziękuję :)
UsuńTysiek - i jak odnóże?????
OdpowiedzUsuńJeszcze nie odpadło :D
Usuń