Wełenka była robiona na zamówienie. Klientka zażyczyła sobie kolory morskie, fiolety i zielenie, z niewielką domieszką innych kolorów, ale bez pomarańczu i rudości.
Włóczka miała być gruba - grubość "czapkowa"
I tak też się stało.
Przędzenie tego typu włóczki, o takie grubości jest dość żmudne w sumie, bo to się tylko tak wydaje, ze grubą włóczkę ukręci się w 2 godziny, ale niestety, aby włóczka grubsza była równa, trzeba ja prząść o wiele wolniej niż cienką, więc w sumie na jedno wychodzi, jeśli chodzi o czas.
W każdym razie powstało ponad 300 gramów fajnej, miękkiej, mieniącej się różnymi kolorami, włóczki, o długości 550 metrów. Akurat na czapkę i jakiś szyjogrzej może.
To na pewno nie ostatnia włóczka tego typu, jaka się u mnie urodzi. Urzekają mnie mieniące się kolory i ich mnogość w jednym miejscu. Muszę koniecznie sprawdzić, jak to będzie wyglądało w dzianinie.
Niebawem na pewno powstaną dwie włóczki, w kolorach jesiennych i morsko-słonecznych, bo wełna już czeka, a i od siebie z pewnością coś jeszcze dołożę, by kompozycje były ciekawsze.
Pozdrawiam :)
Cudność nad cudnościami i wszystko cudność! ♥
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie... :) Tutaj na blogu brakuje mi lajków ;)
UsuńJest piękna ;) Ale przeczytałam, że włóczka z batatów... i się zastanawiałam, że niby jak? Al skoro jest z trzciny cukrowej... ;p
OdpowiedzUsuńHe he, nie z batatów, ale z battów, ;) czyli takich "kołderek" czesanych na gręplarce. Te kołderki są potem zwinięte w kłębuszki widoczne na pierwszym zdjęciu :)
Usuńo żeszsz jakie Ci cuuuuuuuuuudo wyszło, aż mi się oczy "świecą" ;) :)niestety ta terminologia o batatach czy jakoś tak to dla mnie czarna magia - zrozumiałam tylko że potrzebujesz odmiany :)
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że będzie trzeba trochę przybliżyć battowy temat ;) I nawet niedługo będzie ku temu okazja. Tak, odmiana, coś nowego, innego, a nie w kółko tylko czesanki - farbowanki, cieniutkie, równiutkie niteczki. Nawet najlepsze rzeczy potrafią się zacząć nudzić, a świat prządkowy jeszcze tyle ma do zaoferowania :)
UsuńNo. I tutaj wreszcie Cię widać, nie to, co na tamtej autostradzie, ani się człowiek nie obejrzy, jak wpisy znikają w otchłani ;-)
OdpowiedzUsuńPełen zachwyt - nie dość, że kolory, nie dość, że singiel, to jeszcze grubas. Cudo. I motywuje do pracy nad sobą :)
Ta, to główny fejsbukowy mankament, że nawet na własnym profilu ciężko się dokopać do czegokolwiek co jest starsze niż kilka tygodni. Postaram się nie zapominać o blogu i pokazywać kolejne projekty. Ty też, widzę, farbujesz i przędziesz i to jak cieniutko. Super! Pozdrawiam :)
UsuńW końcu jesteś tutaj ! ;-)
OdpowiedzUsuńKolorki fajne w rulonikach. Wełna też ładna. Robiłam z podobnej skarpetki. Podobnej, bo główny kolor to jednak szarości. Suma sumarum, efekt wypadł średni, albo i gorzej. Pewnie przez moje głupie skojarzenia ze szmatą, jaką na miotle motały panie sprzątające w podstawówce, nie bardzo potrafię dostrzec ich urodę. :)))
Wiem chyba o co Ci chodzi z tą szmatą... mi się tak niedawno skojarzyła porcja jedwabiu sari ;) Były takie szmaty kiedyś, pewnie robione z tego, co wyszło spod szarpaków. Była główna szaro-bura masa i różne kolorowe niteczki w tym ;) Czasem tak bywa, ze kolory niby oddzielnie fajne, po zmieszaniu dają dziwne wrażenie. Pozdrawiam Asiu :)
UsuńDokładnie. To te same szmaty. Zaskakujące, co się z dzieciństwa pamięta ! :)
UsuńWitaj Tysiu:)
OdpowiedzUsuńpiękne przędze wymodziłaś, że tak powiem :)
Z kolorem i nie tylko jesteś w końcu za pan(i) brat...
Mnie również trochę znudziło przędzenie cieniasów.
Wspominam z czułością czas, kiedy jako adeptka, robiłam przepiękne kulfony.
Teraz trza uczyć się techniki aby to odtworzyć...
Nieodmiennie - powtarzać to będe stale - najbardziej podoba mi się farbowana czesanka w postaci włókna.
Po uprzędzeniu w postaci melanżu - już niezbyt.
Pozdrawiam serdecznie.
Iza... jak miło Cię czytać :) Tyle osób przewija się przez nasze życie, a jednak niektóre jakos bardziej zapadaja w pamięć i serce... Sztuka przędzenia daje tak wiele możliwości, a u nas jednak przede wszystkim królują cienkie i równe nitki. Od kilku lat zabieram się by jednak iść na przekór tym trendom. Może w końcu się za to zabiorę i zacznę tworzyć coś odmiennego. Grubaski, włóczki nierówne, z różnymi urozmaiceniami, guzełkami. Rutyna męczy, nawet jeśli jest to piękna kolorowa rutyna. Widzisz, a ja właśnie bardzo lubię gdy kolory ze sobą grają i się przeplatają tak jak w tej włóczce. To jest mój żywioł. Również serdecznie pozdrawiam :)
UsuńCieszę się, że wróciłaś na bloga i dziękuję za serdeczności:)
UsuńJej, jakie cudowne kolory!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńTak, faktura to jest coś czego brak. A ja i tak teraz cienko przędę :), bo specjalnie do żakardu. Ale bez przesady ta cienkość. Umartwiać się nie będę :)
OdpowiedzUsuńOj, chyba to cienkie przędzenie bardzo podobnie odczuwamy ;) . Ja zdecydowanie idę w grubasy, to jest dla mnie to co tygryski lubią najbardziej. Już się przedzie grubasek z nowego pomysłu, grubiutki, składowo i kolorowo skomplikowany, ale mięciusi i błyszczącusi, i tylko nie wiem czemu tak późno, skoro ja sama uznaję tylko druty powyżej piątki :P ;)
Usuń