Chciałabym się dziś podzielić z Wami własnymi przemyśleniami na temat Święta Zmarłych i Zaduszek.
Pamiętam jak jako dziecię jeszcze, chodziłam na cmentarz z dziadkami i Oni opowiadali mi, że "Tu jest pochowany mój tata" opowiadali kim był, co robił, co lubił itd. opowiadali jak umarł i jak wyglądał jego pogrzeb. Na tym cmentarzu sprzątaliśmy zeschłe liście i zapalaliśmy lampki. Było urokliwie, tajemniczo i melancholijnie. W samo święto wieczorem zawsze wybieraliśmy się na ten sam cmentarz, wtedy dopiero było pięknie. Potrafiłam tak godzinami chodzić między grobami i chłonąć tę magiczną atmosferę. I za to jestem wdzięczna dziadkom i trochę sobie samej, że to poczułam, przyjęłam, kultywuję.
Dla mnie to jedyny taki okres w roku, niepowtarzalny. Nie chodzi tylko o to, by wtedy pamiętać o naszych bliskich, którzy odeszli, ale aby właśnie wtedy umieć otworzyć w sobie te drzwiczki, w których są, zapomniane na co dzień, rozmyślania o przemijaniu, o naszej przeszłości, o przeszłości naszych bliskich, by z tej perspektywy spojrzeć na nasze życie. Czy warto tak się wszystkim denerwować, biec nie wiadomo za czym. To po prostu inna perspektywa, inne spojrzenie na świat - tak to zawsze przeżywałam.
Jestem przeciwniczką halloweenowego podejścia do tych świąt. I chciałabym wyjaśnić dlaczego. Pomijam już gonitwy przebierańców i urywanie dzwonków do drzwi sąsiadów. Podświetlone dynie w ogródkach nawet mi się podobają jako ozdoba. Ale samemu podejściu brak właśnie tego czego doświadczyłam jako dziecko i wciąż doświadczam - duchowości tych dni, ich niekoniecznie radosnej magii. Halloween to kolejna płycizna duchowa, jak Mikołaj w supermarkecie, który woła HO HO, i zachęca rodziców do kupowania prezentów zaciekawionym dzieciom. Jest rekwizyt, ale nie ma idei, nie ma nawiązania do kultury, chciałoby się powiedzieć - nie ma sensu... no poza sensem otrzymania słodyczy i biegania nocą po okolicy.
A przecież Święto Zmarłych od wieków, czy to w wydaniu katolickim, czy w prasłowiańskim, było świętem ducha. Nie duszka Kacperka, ale naszej ludzkiej duszy, duchowości, naszej przemijalności, kruchości. Nie bez powodu jest ono umiejscowione na jesieni, gdy wszystko dookoła więdnie, blednie, umiera. Przecież to, by oswoić śmierć i przemijanie jest nam ludziom potrzebne do zdrowego życia, do higieny psychicznej, i choć to brzmi przewrotnie - do szczęścia.
Chciałabym wierzyć, że na drugi dzień po halloween rodzice czy dziadkowie poopowiadają swym dzieciom i wnukom o tym co minęło, o tych, którzy odeszli, by wiedziały, by znały swoje korzenie. Dla mnie to było niezwykle ważne i myślę, że w dużym stopniu miało wpływ na moją wrażliwość wobec świata i ludzi.
Zdjęcia z poznańskiej cytadeli i jednego z sześciu znajdujących się tam cmentarzy.
Mamy więc podobne przemyślenia. Najwcześniejsze przeżycia związane ze Świętem Zmarłych i Zaduszkami to również wspomnienia o mojej Babci Anieli i Dziadku Adamie, bo to z nimi sprzątałam zapomniane i zaniedbane groby, zapalaliśmy świece i znicze na grobach nieznanych ludzi, na których nikt inny światełek nie palił i na grobach niemieckich sąsiadów moich dziadków, które jeszcze wtedy były na naszym cmentarzu. Lubiłam wieczorne spacery, zapach wosku ze świec, tę melancholię. Potem moi Dziadkowie odeszli. Mój brat sam robił woskowe świece na ich groby, a ja plotłam jesienne wianki z roślin, które lubili. Na cmentarz chodziliśmy już sami. Nie mieszkam tam już od 35 lat, ale zawsze, jak przyjeżdżam w ten czas jesienny jest piękna pogoda, idę na spacer i zostaję do wieczora, aby zapalić lampki i podumać nad życiem. Teraz wraz z moimi Dziadkami spoczywa też mój Tata.
OdpowiedzUsuńZa wsią,gdzie mieszkam teraz, jest niewielki przedwojenny cmentarzyk, który udało mi się z pomocą wolontariuszy zagranicznych wydobyć w zasadzie " z podziemi". Tam palę światełka dla moich przedwojennych sąsiadów, których nazwiska znam z zachowanych płyt nagrobnych. A jeszcze 4 lata temu były tam tylko chaszcze i ani jednego nagrobka. Pozdrawiam jesiennie
Zawsze w okolicach Święta zmarłych chodziliśmy z klasą na lekcjach wychowawczych albo po szkole, sprzątać opuszczone groby, i co najciekawsze nikogo nie trzeba było do tego specjalnie namawiać. Dzieciaki chłonęły tę atmosferę.
OdpowiedzUsuńLubię to święto. Zapach suchych liści, mrugające znicze, piękne chryzantemy. Lubię zadumę która mnie ogarnia i ten spokój. Od jakiegoś czasu odwiedzam cmentarz wieczorem, kiedy jest cicho, tajemniczo,nie ma tłumów ludzi, sprzedawców zniczy, sztucznych kwiatów, stroików, kiełbasek, szaszłyków i kawy (!). Mam wówczas wrażenie, że przebywam w jakimś innym, niezwykłym świecie, gdzie czas i przestrzeń nie ma znaczenia. Oddaję się wspomnieniom, rozmyślam, tęsknię. Nie czuję strachu, zapominam o kłopotach, wyciszam się...
OdpowiedzUsuńteż nie jestem za halloween, to jakiś zwykły zabobon!
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia! ach ten Poznań :) co do święta to masz rację, tymczasem dla wielu jest okazją do zarobku i niczym więcej
OdpowiedzUsuńA ja lubię oba święta, każde z nich ma korzenie pogańskie. A spłycić da się też Święto Zmarłych- kto większego kwiat kupił, kto lepszy znicz itp. Wszystko zależy od ludzi.
OdpowiedzUsuńA sama to bym chciała wziąć udział w Dziadach, kiedykolwiek...
Piękne zdjęcia zniczy...sama nocą się wybrałam na sesję cmentarną...ale jeszcze nie oglądałam rezultatów...
Pozdrawiam
Święto zmarłych zawsze kojarzy mi się z rozświetlonym cmentarzem i z "żywymi". Bo tak naprawdę w ten dzień wszyscy bliscy spotykali się na cmentarzu. Powolny spacer od grobu do grobu , ciche rozmowy.Dawno nie widziani dalecy krewni to była magia tego święta. Teraz gdy mieszkam daleko od tego miejsca bardzo mi tego brakuje.
OdpowiedzUsuńFotografie cudne, mieszkałam w Poznaniu 5 lat więc przypomniały mi jak piękna jest Cytadela.
Mnie bardzo po drodze z tym, co napisała Licho.
OdpowiedzUsuńI owszem, wspomnienia, klimat cmentarza spod warstwy pomarańczowych liści, światło świec...
Jednak te cmentarze, w 1 listopada, to tłum ludzi jakże podobny do tego, który jazgotliwie przetacza się przez galerie handlowe. Ciszę i zadumę można chyba już znaleźć przed, bądź po tym dniu. Niestety.
Kiedyś dziwiła mnie biesiada Romów przy grobach, dziś rozumiem, że to oni właśnie są z tym nieżyjącym krewnym często bardziej niż my, którzy przychodzimy położyć kwiaty i się na chwilę 'zasmucić'.
Owszem, wszystko można poprzekręcać. Są i tacy dla których to święto jest sposobem na pokazanie się w najlepszych ciuchach, z największym bukietem kwiatów czy zniczem. Bo przecież takiego zagęszczenia znajomych jak na cmentarzu 1 listopada tylko ze świecą szukać.
OdpowiedzUsuńTylko mi chodziło o coś innego, głębszego, o coś bardzo prywatnego, ot takie osobiste dziady połączone z autoterapią psychologiczną ;)
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie komentarze :)
i ja musze sie tutaj dodac .podobnie przezywam to swieto jak ty. dlamnie wszystkich swietych ma magiczna moc. co roku przezywam wciaz na nowo.choc mieszkam w Angli kilka lat to jakos nie lubie tego swiet tutaj.owszem jak przyjda dzieci po cukierki zawsze mam przygotowane ale zadnych dyn nie stawiam ani pajenczyk czy tez innych dupereli. u mnie zawsze stoi swieczka za pamiec mojej mamy i mojego tescia. i wszystkich poostalych .
OdpowiedzUsuń