środa, 9 listopada 2011

Komplecik nie-tak-znów-młodej prządki

Na e-Dziewiarce pojawił się bardzo zmyślny komplecik złożony z motowidła "parasolki" oraz nawijarki link. Kiedyś już przyglądałam się takiemu komplecikowi na jakiejś angielskiej stronie, ale ostatecznie wtedy dałam sobie na wstrzymanie. Ale gdy to znalazłam w polskim sklepie to już nie umiałam się powstrzymać.
Dziś trafił w moje rządne nowych wrażeń łapki.




"Parasolkę" można przymocowywać do stołu pod różnym kątem, co ułatwia pracę. Na pierwszym zdjęciu parasolka w pozycji ułatwiającej zdejmowanie wełny z kołowrotka. Na szczycie ma korbkę, dzięki której wprowadza się ją w ruch. Ma oczywiście regulowany stopień rozłożenia, tak więc, można na nią nakładać, na przykład lagi kupione w sklepie i w ten sposób przewijać w kłębki, z nawijarką lub bez. Zastępuje skrzywionego i marudnego chłopa, którego czasem da się nakłonić do przewijania wełny.



Nawijarka, to bardzo ciekawe urządzenie i bardzo szybkie. W minutkę można przewinąć 50 gram wełny - tyle mniej więcej się na niej mieści. Mogłaby być ciut większa.

A tak wygląda komplet w akcji 


Można też tak 


 I wyszły dwa słodkie kłębuszki po ok 50 gram każdy.



Komplet bardzo ułatwia pracę, przede wszystkim skraca czas potrzebny do przewijania wełny i niweluje konieczność wykorzystywania osób trzecich do trzymania wełny - choć wiem, że niektóre z Was radzą sobie z tym świetnie, za pomocą taboretów, obrotowych krzeseł i diabli wiedzą czego jeszcze :D.

Niestety mankamentem kompletu jest cena, która nie należy do niskich, biorąc pod uwagę fakt, że to tylko drobne, w dużej mierze plastikowe, przedmioty bez silników czy elektroniki.

A na koniec mały gadżecik, który wczoraj dostałam w prezencie. Jest to szwedzka nawijarka (nagle, w ciągu zaledwie doby mam niemal klęskę nawijarkowego urodzaju ;) ), która ma nie wiem ile lat (dużo!) i na pewno pamięta kilometry przewiniętej wełny.  Ale jest piękna, nawet jako ozdoba.


23 komentarze:

  1. Och, ta szwedka cudna! A ja mam niemkę :) muszę pokazać swoje starocie!

    OdpowiedzUsuń
  2. fantastico.tez mi sie marzy parasol ale niestety moj chlop ma lenia ale nie mnie bo to ja wlasnie na obrotowym krzesle narazie zwijam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. stara nawijarka cudna, młoda fajna mam taką samą - parasola zazdroszczę - choć mam wynalazek uczyniony przez męża a wypatrzony w sieci :)))
    fajne zabawki - życzę miłej zabawy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne i praktyczne zabaweczki, kiedyś na strociach kupiłam takie stare cudo, pokażę wkrótce na blogu. Pozdrawiam i miłego mawijania życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki dziewczyny, człowiek czasem lubi się pobawić, chętnie zobaczę wasze zabaweczki :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj mnie się też taki zestawik marzył, ale niestety zawsze pieniążki inną dziurę zapychają :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Zawsze mi się podobały takie właśnie kłębki. Mam nadzieję jednak, że wystawiać będziesz dalej przędze w poprzedniej formie, bo w tej jej urok jest niestety nie uchwytny. A szkoda, bardzo szkoda.
    Mnie też taki komplecik kręci, ale póki co, na domowy użytek... 'klasyka przedmiotu', czyli co pod ręka. :-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Asiu. Tych swoich dopieszczonych wełenek nie będę zwijać w kłębki. Nawijarka jest głownie narzędziem do gobelinu, do którego często używam bardzo cienkich niteczek zwiniętych klasyczne pasma, a mój chłop jakoś tak nie znosi przewijania i potem muszę za nim biegać, i go prosić dniami i tygodniami. A jak mam do zwinięcia kilogram cieniutkiej wełenki to takie bieganie i proszenie jest strasznie upierdliwe.
    A z tymi zabawkami, raz dwa i po sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, ale się smaczek do kolekcji trafił. Szwedzkie urządzenie to nawijarka do cewek czółenek tkackich. Według tego, co mówią o niej mądre strony, należy kręcić korbką zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, nigdy odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Alicjo, więc tym bardziej cieszę się z prezentu. Osoba, która mi to dała nawijała nią wełnę, tak po prostu, nie do tkania. To cudo na pewno się przyda jak już kupię krosna. Dzięki za informacje :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ...to teraz możesz przewijać z kłębka na kłebek, żeby się nacieszyć :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzisiaj próbowałam zwinąć taki podłużny motek metodą ręczną i się załamałam... :( Jeśli ja nie dałam rady, to czy ma sens kupowanie nawijarki? Już tak się na nią nastawiłam, a dzisiaj naprawdę zwątpiłam... :( Wszystko się poplątało mimo rąk małżonka. Stąd pytanie - czy uważasz, że motowidło/parasolka jest konieczne? Czy wystarczą ręce z drugiej strony? Jakie masz doświadczenia? Czy może naprawdę bez parasolki to bez sensu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje doświadczenia są takie, że precelki które się źle przewijają to takie które były źle związane, lub splątanie w jakiś sposób, albo gdy zdarzył się jakiś "wypadek" i na przykład rozwiązany motek wypadł komuś z rąk. Zdecydowana większość (99%) motków przewija się dobrze, lub w miarę dobrze (coś tam się zaczepia, ale nitka jednak da się wyciągnąć bez kombinowania i przekładania kuleczki wełny gdzieś pomiędzy niteczkami), bez względu na to czy używasz przewijarki czy robisz to z pomocą rąk drugiej osoby. Z przewijarką jest szybciej i nie potrzeba tej pomocy z zewnątrz, ale to nie załatwia sprawy przy nitkach poplątanych i tak samo trzeba się namęczyć. Mi się takie skrajne kombinowanie trafiło może ze 2-3 razy w życiu. Stawiam na to, że po prostu trafił Ci się jakiś wyjątkowo "wredny" precelek. A przy takich wredotach to i święty boże nie pomoże, łatwiej wtedy z pomocą rąk trzecich. Za to przy wełenkach niepoplątanych z parasolką i przewijarką jest zdecydowanie szybciej, więc widzę sens jej posiadania.

      Usuń
    2. P.s. trzeba bardzo zwracać uwagę czy wszystkie niteczki są po dobrej stronie, zanim przetnie się nitki zabezpieczające.

      Usuń
    3. Dziękuję Ci bardzo za szybką odpowiedź :):):) Wczoraj miałam przez to szalony wieczór ;) Z tego, co piszesz, to wydaje mi się, że błąd najprawdopodobniej był po mojej stronie - nie sprawdziłam jak idą nitki tylko zaczęłam po prostu przewijać.... No tak... ;) Będę już teraz wiedzieć i będę bardzo uważać :)
      Jeszcze Cię pomęczę ;) bo piszesz, że 50 g motki to max na tej nawijarce z e-dziewiarki. Czy są gdzieś większe? Czy wiedziałaś o tym przed zakupem? Czasami tak sobie myślę, szkoda by mi było ciąć jakąś piękną nitkę dlatego, że nie mieści się na motku w nawijarce...

      Usuń
    4. Wiesz co, tego posta pisałam zaraz po nabyciu przewijarki, miałam wtedy małe doświadczenie. Nawiniesz spokojnie 100 a nawet 150 gram wełenki, tylko trzeba trzymać nawijaną nitkę i trzymać napręzenie, tak by kłebek nawijał się ściśle, a nie tak byle jak.

      Usuń
    5. utrzymywać stałe naprężenie a nie trzymać naprężenie...

      Usuń
    6. Ufff to mi ulżyło :):):) Super! Dziękuję Ci ogromnie za wszystkie te praktyczne rady i informacje!!! Nawet nie wiesz, jak bardzo się przydały! Cieszę się bardzo, bo wszystko to, czego się dowiedziałam pozwala mi trzymać się pomysłu kupna nawijarki czyli spełnienia tego małego marzenia :)
      Tak mnie to wszystko poruszyło wiesz, że chciałabym jeden post na blogu temu poświęcić, zebrać wszystko w jednym miejscu dla siebie i dla innych. Tylko problem w tym, że nie mam zdjęć i tu luźne pytanie - czy mogłabym użyć jednego z Twoich podając link do Twojego posta? (najlepsze jest to zdjęcie z kompletem motowidła i nawijarki). Jeśli nie, to rozumiem i poradzę sobie jakoś inaczej :):):) Pozdrowienia!

      Usuń
    7. No pewnie, że możesz użyć. Cieszę się że pomogłam :)

      Usuń
    8. Super :) Dzięki ogromne za całokształt :)

      Usuń