niedziela, 31 grudnia 2017

Szybki mały projekcik na koniec roku

Wczoraj podczas porządkowania wełny do gobelinu, znalazłam mały cudny moteczek wełny, uprzędziony dobrych kilka lat temu, z batta (merino, jedwab, alpaka, angora, nieco nylonu). Niteczka gruba, miejscami przekręcona, miejscami niedokręcona, raz cieńsza, raz  grubsza - to były początki przędzenia artów.


Znalazłam też woreczek koralików szklanych. I postanowiłam je połączyć z włóczką robiąc falujący oplot.
Wyszedł grubasek 100g/100m. Zaraz udziubię jakąś czapkę, tak rzutem na taśmę na koniec roku.











Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku Wszystkim życzę :)


sobota, 30 grudnia 2017

Z czego tkać gobelin


Post ten zamieściłam przedwczoraj na swojej stronce na facebooku, ale, że tam wszystko szybko znika, więc warto by go zachować na blogu.

Gobelin można tkać dosłownie ze wszystkiego co ma formę nitki lub sznurka. Począwszy od wełny kowarskiej (nazwa ostrej przędzy z 80% wełny, z fabryki dywanów Kowary), poprzez wełnę gobelinową w małych motkach lub plątankach (na jednym ze zdjęc poniżej), wełnę, bawełnę, akryl czy len, oraz wszelkie ich mieszanki.

W tkaninę można wplatać nawet pasma czesanki lekko skręcone w dłoniach, konopie, sizal (agawa), wełenki fantazyjne, takie jak trawki, tasiemki, błyszczące, a także przędze bardzo szlachetne, jak jedwabie (widać szpuleczki z jedwabiem przędzionym z chusteczek "mawata", na jednym ze zdjeć). Można wplatać mulinę do haftu, kordonki, czy koronki. Można też tkać z kawałków szmatek, a nawet woreczków foliowych. Właściwie ograniczeniem są tylko nasza wyobraźnia, właściwości danego materiału i wymogi projektu.

Znajoma z Pracowni Gobelinu (CK Zamek w Poznaniu), utkała gobelin wykorzystując zalegające jej w domu różne chustki na szyje, inny jej projekt był utkany z wykorzystaniem pociętych na paski firanek. Dosłownie wszystko co ma formę nitki lub sznurka, podłużnej szmatki, jeśli pasuje nam do projektu, to się nadaje. Oczywiście ręcznie przędzione i farbowane nitki także. Zresztą to właśnie zainteresowanie gobelinem, doprowadziło mnie do przędzenia i farbowania. 
 
Przy czym warto pamiętać, że gobelin, zwłaszcza duży, musi trzymać formę i być odpowiednio ubity i odpowiednio mięsisty ( zwłaszcza jeśli ma nie być oprawiony - nie moze się wyciągać pod własnym ciężarem i tracić pierwotnej formy), wiec najlepiej gdy spora część wełny jest ostrzejsza i twardsza. Na początku przygody z gobelinem, nie bardzo byłam zachwycona tym, że w Pracowni Gobelinu rekomenduje się jednak wełnę kowarską, jako główną bazę do tkania wątku. Wydawała mi się ona za ostra, zbyt mało przyjemna w dotyku. I oczywiście rzuciłam się kiedyś na tkaninę z samych mięciutkich niteczek i był problem, bo tkanina nie trzymała formy, byla za miękka, za mocno się ubijała, zbyt się "lała". Użyta przędza (w większości wełna merino i jej mieszanki) nie miała tego ciężaru i mięsistości, jakich wymaga gobelin.  Więcej tego błędu nie popełnię, od tamtej pory doceniłam wełnę kowarską i inne ostre, grubowłose wełny.

Podstawę gobelinu, czyli osnowę i zarobienie (oraz ewentualnie krajkę boczną) robi się z dratwy lnianej, woskowanej i niewoskowanej. Woskowana cieńsza jest dobra na osnowę , z grubszej niewoskowanej (choć tu jest to obojętne), tkam ramkę/krajkę dookoła samej tkaniny, która może być wykorzystana przy oprawianiu gobelinu, lub może stanowić jego obramowanie, bez oprawiania.  Dratwa może być też użyta jako wątek w samej tkaninie.

Przy czym nie upieram się, że to jedynie słuszna prawda. Wiem, że niektórzy jako osnowy używają dratwy niewoskowanej, uważając, że woskowana jest zbyt śliska i tkanina za mocno się ubija, zsuwa w dół. Dratwa woskowana faktycznie daje większy poślizg, ale i jest przez woskowanie wytrzymalsza, wolniej się mechaci. Raz jedyny utkałam mały gobelin na osnowie z przedzy lniano-bawełnianej, delikatniejszej. Niestety rwała się wycierając na gwoździach, wiec też nie polecam.

Ilość materiału jaki jest potrzebny na utkanie gobelinu o wielkiości 1m2 to około 2-3 kg wszystkiego, czyli i wątku i osnowy i zarobień. Tyle mniej wiecej będzie to ważyć po zrobieniu, więc też nie idzie na tkaninę nie wiadomo ile kilogramów przędzy. W moim przypadku zawsze wychodziło o wiele mniej niż mi się zdawało, na początku, że potrzebuję.

Jeśli chodzi o ilości poszczególnych nitek na wątek, to też nie ogranicza nas nic poza wyobraźnią i wymogami projektu. Nawet kilkumetrowe odcinki przędzy, tasiemki czy sznurka mogą się przydać i byc wykorzystane, co w praktyce robi z gobeliniarki rasową zbieraczkę wszystkiego co się nawinie ;)

Kończy się to z zasady podobnie jak u mnie. A ilość motków, kartonów i pudeł rośnie z roku na rok... zapełniając skutecznie każdą wolną przestrzeń :D No ale przecież wszystko może się przydać ;)






To oczywiście jeszcze nie wszystkie zapasy :P

Gobelin można również wyszywać koralikami, co też zamierzam uczynić w przypadku tej tkaniny. Pewnie to pokażę, za czas jakiś, czyli półtora - dwa lata, jeśli się uda.

Można w niego wplatać i przyszywać do niego różne drewienka, gałązki, muszelki i co tam komu sie zamarzy, mając przy tym na uwadze ostateczny ciężar tkaniny i to by się nie wyciągnęła pod własnym ciężarem, po kilku latach wiszenia.

Przy okazji wspomnę, że wełnę najlepiej zabezpieczyć przed molami i innymi wełnojadami, umieszczając w pojemnikach saszetki antymolowe lub torebki z lawendą, bo o ile wełna kowarska jest zaimpregnowana środkiem antymolowym i raczej mole jej nie lubią, to inne włóczki z dodatkiem wełny już zabezpieczone nie są. Oczywiście zapasy należy przechowywać w suchym i raczej ciepłym pomieszczeniu.


czwartek, 28 grudnia 2017

Powrót do gobelinu...


Czasem coś nam się tak w życiu namiesza i poplącze, że musimy pewne sprawy, pasje, tematy, na czas jakiś sobie odpuścić. Z powodów różnych, czasem poważniejszych, a czasem bardzo prozaicznych.

I tak było z moim tkaniem gobelinu. Dwie przeprowadzki, niemal jedna po drugiej i różne życiowe trudności wybiły mnie z pewnego rytmu. Odpuściłam sobie, przestałam to czuć. Coś się we mnie zacięło.

I tak sobie to trwało, kilka lat. Ale, że ostatnio jest nieźle i dość spokojnie, to znów myśli o gobelinie zaczęły się pojawiać w głowie.
Człowiek jednak ciągle kombinuje, jak stać się bardziej kompletnym i pełniejszym, jak poskładać te wszystkie zgubione po drodze kawałki swojego ja...

Na początku miał to być jakiś mały dyptyk albo tryptyk, coś co nie zajmie wiele miejsca w małym mieszkaniu. Ale pomysł wyewoluował tak, ze ostatecznie zdecydowałam się na kontynuowanie wielgaśnej tkaniny, którą zaczęłam 5 lat temu, a która ostatnie 4 niemal lata przestała sobie na strychu u teściów.

Nawet nie myślałam przez ten czas, że jeszcze do niej wróce, właściwie chyba uważałam ten projekt za stracony... no bo gdzie niby miałabym to wstawić... Kiedyś wisiał na specjalnej ramie, przymocowany do ściany, obecnie nie mam nawet takiego dużego wolnego fragmentu ściany...

Ale że człowiek bywa szalony, a nawet czasem na dobre mu to wychodzi, więc stwierdziłam "raz gobeliniarce śmierć" ;) i poprosiłam Chłopa o przywiezienie ramy wraz z zawieszona na niej tkaniną... i uznałam że potem się będę martwić gdzie ją wstawić. Oczywiście pudła z wełnami też przyjechały, dużo pudeł i worków.

Tkanina okazała się być  w nietkniętym stanie. Działalności moli, myszy ani innych darmozjadów nie zaobserwowano. Udało się wstawić ramę do samochodu (z oporami, ale weszła), i przyjechała moja gobelinowa przeszłość, która jednocześnie zmieniła się w teraźniejszość i przyszłość, bo pewnie trochę mi przy niej zejdzie.

Może ktoś, z odwiedzających bloga, pamięta jeszcze ten projekt.






Bardzo to było emocjonalne wydarzenie dla mnie. Nawet nie byłam świadoma, jak ważne jest dla mnie tkanie, oraz powrót do tej tkaniny, która wciąż mi się podoba oraz wciąż zachęca, do tego, by przy niej usiąść z nićmi na kolanach i tkać.

Projekt pochodzi z albumu twórczości gobeliniarki Tamary Jaworskiej, której prace podziwiam od lat.


Pozostaje tylko tkaninę nieco odkurzyć, odświeżyć,  poprawić naderwaną i nieco nadszarpniętą przez czas i strychowe warunki, tylną płachtę z nadrukowanym projektem, posegregować kłębki i nitki i można brać się do roboty.

Zresztą segregacja już trwa.


I tylko pozostaje w głowie myśl - kiedy ten czas minął... ? Pozdrawiam

niedziela, 3 grudnia 2017

Jesienne klimaty z drum cardera.

Któregoś dnia mnie naszło, by coś namieszać. Wena twórcza jakoś się we mnie zakotłowała i wyciągnęłam drumka i pięć toreb wełny oraz innych włókien, poupychanych po kątach - jeśli nie wiecej.

I namieszałam. W brązowo - jesiennych klimatach.




Dosyć dużo tego powstało, bo ponad pół kg. Mieszanka bardzo bogata, znalazło się tu wiele różnych włókien: alpaka, szetland, manx, wensleydale, corriedale, merino, bambus, ramia, tencel, jedwab, moher, angelina i być może coś jeszcze, czego nie zanotowała moja pamięć.

Uprzędłam toto, z wielką przyjemnością.




Powstało 535 gramów przędzy lekko artystycznej,  w 5 motkach. Łącznie 1077m. Średnia grubość na 100 gramów to 200 metrów.








Włóczka jutro pojedzie do nowej właścicielki.
Pozdrawiam :)

sobota, 25 listopada 2017

Roślinki c.d. czyli wełna bez wełny

Często "wełną" nazywamy każdą przędzę, która nie jest kordonkiem czy sznurkiem... a przecież niejednokrotnie nie ma w tej "wełnie" grama naturalnego owczego runa, czy też jakiejkolwiek innej zwierzęcej sierści.

I tak też sprawa ma się z dwiema przędzami, jakie chcę dziś pokazać.

Pierwsza to mieszanka jedwabiu, lnu i seacellu (wodorostów), wełna została zamówiona przez osobę tkającą chusty dla dzieci. Skład i kolory na życzenie zamawiającej, przy czym historia przędzy jest trochę skomplikowana, miał ja prząść ktoś inny, ale ostatecznie padło na mnie. Nie farbowałam tych włókien, jedynie je pomieszałam na drum carderze.

Przędza z założenia miała być artystyczna, czyli nierówna z guzkami.
Dokładnych parametrów już nie pamiętam, ale coś koło 600 gramów i 2,5 tysiąca metrów.








Cechą charakterystyczną przędzy pozbawionej wełny, jest to, że nie jest sprężysta,  jest nieco sznurkowata i nie można jej przekręcać przy przedzeniu, bo wtedy bardzo łatwo może "kosić" w dzianinie, czyli oczka wyjdą krzywe i cała dzianina będzie miała tendencję do kładzenia się w jedną stronę. Ale jej zaletą jest jest z pewnością to, że nadaje się na dzianiny letnie, kiedy to nikt by wełny nie chciał na siebie zakładać. Może być także atrakcyjna dla osób z alergia na wełnę, czy atopowym zapaleniem skóry, które często, na artystyczne przędze, mogą sobie tylko tęsknie popatrzyć.

I właśnie z tego powodu powstała kolejna przędza, na zamówienie znajomej. Włóczka ma bardzo bogaty skład. Jest mieszanką wielu różnych włókien roślinnych i polimerowych (bambus, ramia, soja, seacell, włókno różane - tyle pamiętam, ale możliwe, że było tam coś jeszcze) z trzema rodzajami jedwabiu - mulberry, tussach i silk noil (wyczesy jedwabne). Wyczesy dają włóczce efekt zgrubień.

Włókna były farbowane ręcznie, osobno jedwab - farbami do włókien zwierzęcych i osobno reszta - farbami do włókiem roślinnych...


 ... a wymieszane zostały na moim nowym gadżecie, czyli tablicy blending board , która mi zmajstrował mój osobisty chłop.



Powstało 170 gramów przędzy o długości łącznej 600m. Niestety dość trudno było oddać rzeczywisty kolor, no ale coś w tym stylu ;) Zwłaszcza na zdjęciu poniżej widać "nupki" z jedwabiu silk noil.




Pozdrawiam :)



czwartek, 23 listopada 2017

Roślinki

Jak wszem i wobec wiadomo, włóczka to nie tylko wełna owcza, tudzież alpacza, ale również włókna roślinne i wiskozowe czy polimerowe. O ile bawełna jest bardzo trudna do ręcznego przędzenia, to już bambus, len, seacell, czy ramia, się do takiego przedzenia nadają, nawet solo, a już z pewnością w formie wzbogacającego i upiększającego dodatku do wełny.

Osobiście bardzo lubię takie "skomplikowane" składowo przedze, mieszane na gręplarce "drum carder". Wiele z włókien polimerowych zostało obmyślonych tak, by imitować droższy i bardziej ekskluzywny jedwab, a więc są błyszczące, delikatne i bardzo miłe w obejściu.

Któregoś pięknego letniego dnia wzięłam sie wreszcie za farbowanie "roślinek" barwnikami do roślinek - akurat w tym przypadku firmy Kakadu.  I powstały sobie kolorowe czesanki.

Pierwsze zdjęcie bajeranckie z wody ;)









 Z tych czesanek powstała między innymi próbka przędzionego samego bambusa... nawet nieźle się to przędło, pomijając taką niedogodność, że czesanka czepia sie do wszystkiego, zwłaszcza do odzieży, tapicerowanych mebli i innych tkanin...




...Oraz powstała również taka jaśniutka wełenka, na bazie głównie alpaki, wensa, z bambusem z tego farbowania i angeliną. 280 gramów/ 550 metrów.











I mogę powiedzieć jasno, że z roślinkami to ja na pewno jeszcze nie skończyłam ;)