sobota, 25 listopada 2017

Roślinki c.d. czyli wełna bez wełny

Często "wełną" nazywamy każdą przędzę, która nie jest kordonkiem czy sznurkiem... a przecież niejednokrotnie nie ma w tej "wełnie" grama naturalnego owczego runa, czy też jakiejkolwiek innej zwierzęcej sierści.

I tak też sprawa ma się z dwiema przędzami, jakie chcę dziś pokazać.

Pierwsza to mieszanka jedwabiu, lnu i seacellu (wodorostów), wełna została zamówiona przez osobę tkającą chusty dla dzieci. Skład i kolory na życzenie zamawiającej, przy czym historia przędzy jest trochę skomplikowana, miał ja prząść ktoś inny, ale ostatecznie padło na mnie. Nie farbowałam tych włókien, jedynie je pomieszałam na drum carderze.

Przędza z założenia miała być artystyczna, czyli nierówna z guzkami.
Dokładnych parametrów już nie pamiętam, ale coś koło 600 gramów i 2,5 tysiąca metrów.








Cechą charakterystyczną przędzy pozbawionej wełny, jest to, że nie jest sprężysta,  jest nieco sznurkowata i nie można jej przekręcać przy przedzeniu, bo wtedy bardzo łatwo może "kosić" w dzianinie, czyli oczka wyjdą krzywe i cała dzianina będzie miała tendencję do kładzenia się w jedną stronę. Ale jej zaletą jest jest z pewnością to, że nadaje się na dzianiny letnie, kiedy to nikt by wełny nie chciał na siebie zakładać. Może być także atrakcyjna dla osób z alergia na wełnę, czy atopowym zapaleniem skóry, które często, na artystyczne przędze, mogą sobie tylko tęsknie popatrzyć.

I właśnie z tego powodu powstała kolejna przędza, na zamówienie znajomej. Włóczka ma bardzo bogaty skład. Jest mieszanką wielu różnych włókien roślinnych i polimerowych (bambus, ramia, soja, seacell, włókno różane - tyle pamiętam, ale możliwe, że było tam coś jeszcze) z trzema rodzajami jedwabiu - mulberry, tussach i silk noil (wyczesy jedwabne). Wyczesy dają włóczce efekt zgrubień.

Włókna były farbowane ręcznie, osobno jedwab - farbami do włókien zwierzęcych i osobno reszta - farbami do włókiem roślinnych...


 ... a wymieszane zostały na moim nowym gadżecie, czyli tablicy blending board , która mi zmajstrował mój osobisty chłop.



Powstało 170 gramów przędzy o długości łącznej 600m. Niestety dość trudno było oddać rzeczywisty kolor, no ale coś w tym stylu ;) Zwłaszcza na zdjęciu poniżej widać "nupki" z jedwabiu silk noil.




Pozdrawiam :)



czwartek, 23 listopada 2017

Roślinki

Jak wszem i wobec wiadomo, włóczka to nie tylko wełna owcza, tudzież alpacza, ale również włókna roślinne i wiskozowe czy polimerowe. O ile bawełna jest bardzo trudna do ręcznego przędzenia, to już bambus, len, seacell, czy ramia, się do takiego przedzenia nadają, nawet solo, a już z pewnością w formie wzbogacającego i upiększającego dodatku do wełny.

Osobiście bardzo lubię takie "skomplikowane" składowo przedze, mieszane na gręplarce "drum carder". Wiele z włókien polimerowych zostało obmyślonych tak, by imitować droższy i bardziej ekskluzywny jedwab, a więc są błyszczące, delikatne i bardzo miłe w obejściu.

Któregoś pięknego letniego dnia wzięłam sie wreszcie za farbowanie "roślinek" barwnikami do roślinek - akurat w tym przypadku firmy Kakadu.  I powstały sobie kolorowe czesanki.

Pierwsze zdjęcie bajeranckie z wody ;)









 Z tych czesanek powstała między innymi próbka przędzionego samego bambusa... nawet nieźle się to przędło, pomijając taką niedogodność, że czesanka czepia sie do wszystkiego, zwłaszcza do odzieży, tapicerowanych mebli i innych tkanin...




...Oraz powstała również taka jaśniutka wełenka, na bazie głównie alpaki, wensa, z bambusem z tego farbowania i angeliną. 280 gramów/ 550 metrów.











I mogę powiedzieć jasno, że z roślinkami to ja na pewno jeszcze nie skończyłam ;)


środa, 22 listopada 2017

Wełna, o której chętnie będę pamiętać.

Facebook to prędkość... można tam bardzo szybko coś napisać i opublikować, ale i równie szybko to coś znika, pod kolejną warstwą nowych postów. Jak to napisała JotHa , tam nie ma "ku pamięci". No i taka prawda, że po kilku tygodniach trudno odgrzebać już starszee wpisy. A są takie rzeczy, takie wiadomości czy projekty, o których pamięć chce się zachować na dłużej.

Mam kilka takich rzeczy, takich projektów, które właśnie chciałabym zachować, by móc do nich powrócić. I mam ochotę pokazać trochę z okresu, w którym nie pisywałam na blogu.

Jako pierwszą chciałam pokazać wełenkę uprzędzioną z własnoręcznie ufarbowanej czesanki, sprzed kilku tygodni. Wełenka ostatecznie znalazła swój dom w Irlandii, po pewnych perturbacjach z pocztą, a właściwie Urzędem Celnym w tymże kraju. Nic wielkiego. Po prostu celnicy pozwolili sobie przetrzymywać przesyłkę przez ponad dwa tygodnie, bez żadnego sensownego powodu i bez żadnej informacji w "śledzeniu", a my z adresatką, obie, znosiłyśmy jajko ;) bo o paczce słuch zaginął... Ostatecznie celnicy oddali zagarnięty pakunek, a my odetchnęłyśmy. 

A było to tak, że ufarbowałam czesankę bfl. Był to ten rodzaj farbowania, którego się nie planuje, a wychodzi to co nam w duszy gra.




Był to początek lata. Za czas jakiś ufarbowałam jej siostrę, bardzo podobną.



Na tym zdjęciu obie czesanki razem.


Obie farbowanki ważyły razem prawie pół kilograma. Stwierdziłam, że aż się prosi, by zrobić z nich jeden projekt. 
I tak też się stało. Aby motki były jednakowe i nie było widać ewentualnych różnic w kolorach, oba warkocze podzieliłam na części i przędąc mieszałam między sobą - raz jedną raz drugą.

Kolory bardzo moje, więc przędzenie było czystą przyjemnością :)







Na początku września wełenka była gotowa. Powstało 465 gramów singla, o łącznej długości 1230 metrów i grubości około 250-260 m ww 100 gramach.





Uważam tę wełnę za jedną z najbardziej udanych i najpiękniejszych moich przędz.

wtorek, 21 listopada 2017

Wełenka z battów

Ostatnio ciągnie mnie w stronę szerszego wykorzystania drum cardera i robienia wełen czesanych na tym urządzeniu. W ogóle ciągnie mnie w kierunku włóczek mniej standardowych, innych niż robione do tej pory. Przejadło mi się się farbowanie i potem równiutkie przędzenie czesanek, choć nie myślałam, że to kiedykolwiek powiem ;) No bo ile można robić w kółko w sumie to samo, tylko w innych kolorach...

Wełenka była robiona na zamówienie. Klientka zażyczyła sobie kolory morskie, fiolety i zielenie, z niewielką domieszką innych kolorów, ale bez pomarańczu i rudości.



Włóczka miała być gruba - grubość "czapkowa"
I tak też się stało.


Przędzenie tego typu włóczki, o takie grubości jest dość żmudne w sumie, bo to się tylko tak wydaje, ze grubą włóczkę ukręci się w 2 godziny, ale niestety, aby włóczka grubsza była równa, trzeba ja prząść o wiele wolniej niż cienką, więc w sumie na jedno wychodzi, jeśli chodzi o czas.

W każdym razie powstało ponad 300 gramów fajnej, miękkiej, mieniącej się różnymi kolorami, włóczki, o długości 550 metrów. Akurat na czapkę i jakiś szyjogrzej może. 






To na pewno nie ostatnia włóczka tego typu, jaka się u mnie urodzi. Urzekają mnie mieniące się kolory i ich mnogość w jednym miejscu. Muszę koniecznie sprawdzić, jak to będzie wyglądało w dzianinie.

Niebawem na pewno powstaną dwie włóczki, w kolorach jesiennych i morsko-słonecznych, bo wełna już czeka, a i od siebie z pewnością coś jeszcze dołożę, by kompozycje były ciekawsze.


Pozdrawiam :)