Myślałam długo, czy w ogóle o tym pisać, ale uznałam, że mimo wszystko (niech sobie kto co chce myśli) napiszę. Stałam się całkowicie niewinną ofiarą bezsensownego pomówienia.
Wróciwszy z weekendu zastałam na mojej poczcie mail od bardzo zdenerwowanego i chyba trochę złego, Pana Mariusza Wierzbickiego, który poinformował mnie, iż dostał informacje od jakiejś osoby, jakoby moja alpaka u niego zakupiona, była bardzo złej jakości, jakaś masakra z katastrofą po prostu. Na szczęście mail był pozbawiony pretensji czy wyrzutów pod moim adresem.
Byłam w szoku, musiałam udowodnić, że nie jestem wielbłądem i że nie jestem zamieszana w całą tą sprawę, gdyż nawet nie zaczęłam prząść tej alpaki, więc co ja mogę powiedzieć o jej jakości.
Nie wiem kto, ani w jakim celu napisał do Pana Mariusza z taką całkowicie wyssaną z palca informacją Na szczęście udało mi się z Panem Mariuszem dojść do porozumienia i chyba mi uwierzył. Nikomu nic nie mówiłam na temat jakości runa, nikt go nie widział ani nie macał, a tym bardziej nie prządł, więc nie mógł mieć żadnych informacji na ten temat - no chyba, że są geniusze, którzy na podstawie zdjęcia są w stanie takie informacje uzyskać. Owszem runo jest zanieczyszczone, ale to wszystko co na ten temat powiedziałam i, jak wiadomo, ma to nikły wpływ na jakość runa.
Nie dopytywałam się ani o autora ani o dokładny kontekst tego "donosu", bo nie zamierzam bawić się w śledczego. Wiem jednak na 100%, że to blog był podstawą do napisania tej informacji. Więc mam nadzieję, że osoba, która się na to odważyła przeczyta ten wpis i dowie się, że nie potrzebuję adwokatów! Jeśli będę z czegoś niezadowolona to sama o siebie zadbam, bez niczyjej, do tego organizowanej za moimi plecami, "pomocy"!
Na całe szczęście sprawę udało się wyjaśnić, popisaliśmy sobie z Panem Mariuszem kilka przyjaznych maili i mam nadzieję, że nieprzyjemny smrodek po sprawie nie pozostanie...
A żeby nie było tak całkiem strasznie i poważnie, troszkę fioletowości.
Wełenka to south american o którym przypomniała mi
Chmurka swoimi ślicznie uprzędzionymi "mopami"
Miała wyjść
Karinowa lawenda ;P w komitywie z fioletami i burgundem, ale zapomniałam na śmierć, że south american świetnie farbę przyjmuje, chyba najlepiej ze znanych mi czesanek, i namieszałam za ciemne odcienie tej lawendy. Na szczęście wyszło też ładnie, choć nijak nie lawendowo, no może, jakby się kto uparł - miejscami ;) Czesanka trafi na kołowrotek, a dziś dofarbuję jej jeszcze siostrzyczkę, co by się samotna nie czuła :D