piątek, 31 sierpnia 2012

Moja pierwsza chusta

Miałam pokazać jak się nitka układa w robótce, co też właśnie czynię. Chustę robię według prościutkiego wzoru z Ravelry. Wzór jest TUTAJ Robi się bardzo przyjemnie.

A początek chusty prezentuje się tak



Niestety zdjęcia bez jednego promienia słońca, bo od rana leje.

Pozdrawiam :)

środa, 29 sierpnia 2012

Rudości i różności

I się pozajączkowało... Marcel, który miał mieć dziś wyciągany gwóźdź z nogi (bite 6 tygodni na to czekał), rozchorował się i nie chce mu przejść. Co dzień jeździmy do weta na zastrzyki i kroplówki. Kolejne popołudnie spędzone w przychodni zaczyna mnie męczyć. Kociak wybrzydza przy jedzeniu, na szczęście inne "anomalie" gastryczne przeszły, ale z wyciągania gwoździa nici, bo zwierz musi być zdrowy, by móc go poddać zabiegowi. Kazano nam umówić się jak kot wyzdrowieje, czyli na przyszły tydzień . I co z tego, że w sobotę mieliśmy wybywać na wakacje? Ano nic z tego... z wakacji znaczy. Wakacje trzeba przenieść na inny termin. Nie chcę obciążać tym wszystkim osoby, która będzie się zajmować zwierzakami podczas naszego wyjazdu.

Nawet nie czuję się jakoś specjalnie zdziwiona. Choć jak patrzę na piękną pogodę za oknem to mnie trafia, bo to ciepełko nie będzie przecież trwało wiecznie. I żeby kot był jakoś specjalnie chory, ale on jest rześki, bawi się, przytula, tylko jeść nie chce. Ot, popadli my w kałabanię.


Odreagowując frustrację i strach o kota, wzięłam się za farby i wełnę. Powstało requiem dla jesieni.




Z wełenki zrobię prostą chustę na jesień i zimę. Będzie pasowała do płaszcza w kolorze ciepłego ciemnego brązu. Korci mnie, aby już zacząć, choć z szalikiem jestem jeszcze w lesie, ale tak mnie ciekawi jak się będą układać kolory w robótce.  Zresztą tak już mam, że robię kilka rzeczy na raz. Nawet książki czytam parami albo trójkami.

Dziś znów do weta, chyba zabiorę robótkę ;)

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Farbowana włóczka

Wczoraj i dzisiaj rano oddałam się procederowi farbowania gotowych wełen. W porównaniu do farbowania czesanek, wełenki to poezja. Naprawdę,odbywa się to szybciej, czyściej, zajmuje mniej miejsca i nie wymaga takiej ostrożności.

Włóczka to wełna z dodatkiem poliamidu, niemieckiej firmy Atelier Zitron. Nie jest bardzo delikatna, ale i nie specjalnie szorstka, jest puszysta.

Jesienny zwiastun


 Peonia


Rajski ogród 



Włóczki są do kupienia

Jeśli któraś z Was, chciałaby stać się właścicielką motków, to proszę o maila (adres w profilu)

Parametry włóczki:

Włóczka "Trekking", marki Atelier Zitron,
Ręcznie barwiona - 3 motki po 100gram z każdego zestawu kolorystycznego.
Skład: wełna owcza 75%, poliamid 25%
Skręcona z 4 nitek (4 ply),
100gram/420metrów
Zalecane druty: 2-3mm
Należy prać w temperaturze 30 stopni C.
Włóczka przeznaczona jest do wyrobu różnych dzianin: skarpet, czapek, szalików, chust, swetrów.


Cena 35zł za motek + koszty przesyłki
Możliwa płatność przez serwis Paypal 

A tak poza tym, to Marcel się pochorował, albo się czymś struł, albo zakłaczył, po południu czeka nas wet, nie ma rady. Ech, jak nie urok...

sobota, 25 sierpnia 2012

Już coś widać ;)

A jednak się da! Wczoraj byłam zniesmaczona i rozczarowana drutami, ale po zmianie włóczki, wszystko zaczęło iść jak po maśle. Wcześniej wzięłam alpakę, z dość długim włosem, do tego cienką, wzięłam razem dwie nitki, ale i tak bardzo źle mi się dziergało. Może moje umiejętności nie są jeszcze wystarczające na cienkie nitki. Z włóczką merino Araucanii jednak mi się udaje i to udaje się prawie bez błędów. To drutowanie coraz bardziej mi się podoba :)




Przy okazji włóczkowych zakupów kupiłam też włóczkę do farbowania. Nie wiem czy będę farbować przed wakacjami (za tydzień wyjeżdżam), ale tyle ostatnio piszecie o farbowaniu gotowej włóczki, że aż mnie ręce zaswędziały. Obawiałam się czy gotowe farbowane włóczki będą mi się podobać, gdyż poszczególne kolory są bardzo króciutkie i może wyjść chaotyczna sieczka, ale ta włóczka Araucanii jest tak właśnie farbowana i mi się ona podoba. W rzeczywistości jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach, bardziej zielona i jest to ciepła zieleń, przy której oczy odpoczywają.


A z tego zestawu powstaną farbowanki, chyba będzie coś jesiennego, a może tak na przekór jakieś odcienie kwiatowe, jeszcze nie wiem. Włóczka jest troszkę szorstka i widać, że to prawdziwa "żywa wełna", jeśli mogę się tak wyrazić. Postaram się by następną moją robótką były skarpetki, choć jeszcze nie mam drutów skarpetkowych ;)

Jak tak sobie siedzę i dziergam (chwilowo nie przędę, bo się na druty uparłam), to jednym okiem oglądam filmy. Trafiłam na bardzo fajną stronę z filmami , nazywa się Kinomaniak.tv i jest na niej mnóstwo filmów, starych i nowych. Lubiącym coś oglądać podczas dziergania czy przędzenia polecam. Jest tam wersja limitowana i bez limitu (ta bez limitu kosztuje niewiele - zapłaciłam niecałe 7 złotych za 10 dni) i można sobie zrobić bardzo fajny weekend filmowy czy nawet filmowy tydzień. Waśnie dziergam i oglądam miłe romansidło - "List w butelce", w kuchni pasteryzują się ukiszone już ogórki, na dworze cieplutko, słowem - żyć nie umierać :)))

piątek, 24 sierpnia 2012

O drutach, zaprawach i ciekawskim kocie

Dziś trochę różności. 

Sezon słoikowy wciąż u mnie trwa, dziś zaczęłam przerabiać jabłka, Jabłonki uginają się od owoców i już wiem, że wszystkiego nie przerobię. Po zerwaniu kosza jabłek na drzewie nawet znaku nie ma, że coś ubyło.

Pokrojone i wydrążone jabłka wylądowały w sokowniku, prezentują się o tak:


W międzyczasie pasteryzuję ogórki, które już "doszły" w ciepełku sierpniowej aury. Jednak pasteryzowane lepsze, bo zostaje zatrzymany proces kiszenia. Ogórki nie pasteryzowane ciągle pracują, robią się coraz bardziej kwaśne, tak, że na wiosnę nadają się już tylko na zupę. A zapasteryzowane są świeżutkie nawet po roku.

Moje drutowanie... nie, no porażka, nie wiem jak się to dzieje, ale to co sobą prezentuję nie jest robieniem na drutach tylko ciągłym naprawianiem błędów. Chyba wzięłam za cienką włóczkę. No ale się nie poddaję, dziś dotarło do mnie wielkie dobro w postaci włóczki Araucania. Jest grubsza i mam nadzieję, że będzie mi szło lepiej.Chustę na grubych drutach na razie sobie odpuściłam, zdecydowałam się na szal, wzór znalazłam na stronie Dropsa



http://www.garnstudio.com/lang/pl/pattern.php?id=5506&lang=pl
oczywiście koncepcja nieco zmieniona bo włóczka taka :

Araucania - Botany Lace
 Może teraz pójdzie lepiej, wzór już znam na pamięć prawie, bo wciąż zaczynałam i prułam, bo jakieś zgubione oczko, jakieś dobrane oczko, eee szkoda gadać.

A teraz to co w ostatnim czasie było dla mnie najtrudniejsze. Wczoraj zwiała nam Masza... na szczęście udało się ją odnaleźć, złapać i wszystko dobrze się skończyło. Ale wczorajszy dzień uznaję za totalnie stracony.

Kocica jakimś niewyjaśnionym sposobem dostała się do pokoju, w którym było otwarte niezabezpieczone siatką okno.Gdy rano się obudziłam już czułam, że coś nie gra, kotka przez całą noc nie zjawiła się w łóżku, co jej się praktycznie nie zdarza. Nie pojawiła się też gdy wstał Marcel. Kocicę wcięło. Poszukiwania zaczęły się o 5.30 rano a zakończyły po 22 wieczorem. Od "kiciania" bolał mnie już język, obeszliśmy cały ogród, pole po drugiej stronie ulicy, porozlepialiśmy ogłoszenia na kilku ulicach wokół domu, w sklepach. I ciągle nic. Już myślałam, że więcej jej nie zobaczę. Dopiero wieczorem, gdy już ostatni raz przed spaniem wyszliśmy przed dom (mając słuszną, jak się okazało, nadzieję, iż kotka wyjdzie dopiero jak się zrobi cicho i ciemno) zaczęliśmy ją wołać i się odezwała, w krzakach za płotem, u sąsiada. Kot został wywabiony, schwytany i przyniesiony do domu. A ja nie wiedziałam czy mam kotkę przytulić czy stłuc na kwaśne jabłko. Masza była nieźle przestraszona i zmęczona. Zjadła dwie miski kociego jedzenia, umyła się i padła, do rana nie ruszając się z miejsca. A ja  nie do końca jeszcze ochłonęłam z emocji. Ciekawość bywa jednak pierwszym stopniem do piekła...

niedziela, 19 sierpnia 2012

Doroczny sezon słoikowy

Przyszedł czas na  sezon słoikowy. Ten czas lubię ogromnie, choć mam roboty po same łokcie. Ale ile satysfakcji daje patrzenie na zaprawione sałatki, kompoty, soki, przeciery etc. na zapełniające się pułki w spiżarni.

Sezon słoikowy stał się u mnie już tradycją i nabrał znamion niemal mistycznego rytuału. Inaczej się czuję w tym czasie, jak ktoś kto zapewnia byt swojej rodzinie. To nic, że teraz wszystko można kupić, i nawet to kupne jest zjadliwe. Ja potrzebuję zrobić to sama. Nie chodzi o to, że własnoręcznie zrobione jest lepsze i zdrowsze (bo jest, nie ma się co oszukiwać), ale o to, że własnoręczne.Chyba mam poczucie czynu.

Nie wszystkie warzywa i owoce mam ze wsi, dużą część kupuję w pewnym ciekawym miejscu. Mieszkam o rzut beretem od franowskiej (Franowo - dzielnica Poznania) Giełdy Owocowo-Warzywnej, na której rolnicy z całej wielkopolski a nawet innych województw sprzedają płody rolne do sklepów, na rynki itd.

Po południu a nawet pod wieczór, część rolników przenosi się nas mały placyk obok giełdy, gdzie sprzedaje dalej, hurtowo, po kilka kilogramów, swoje warzywa i owoce osobom prywatnych. Rynek cieszy się wielkim zainteresowaniem zwłaszcza osób robiących zaprawy. 

Już trzeci rok tam kupuję. Ceny są tak średnio o 1/3 niższe od sklepowych, a towar świeży i jędrny, zrywany poprzedniego dnia bądź rano.

Handel wygląda jak na bazarze u schyłku komuny. Sprzedaż odbywa się prosto z samochodów i przyczepek, nikt niczego nie waży, a ceny podawane są za worek, a nie za kilogram, ale ma to swój urok.
Jak człowiek wraca do domu, z bagażnikiem zapakowanym różnymi dobrami, to czuję się świetnie.

Za mną w tym roku już: ogórki kiszone, sałatka szwedzka (linki do przepisów zamieszczonych w zeszłym roku). Przez ostatnie trzy dni miałam istny słoikowy maraton. Zrobiłam ok 150 słoików różnych zapraw.
Oto kilka sprawdzonych i nowych przepisów:



Pikle ogórkowe w musztardzie
porcja na ok 8 słoiczków 1/4 litra

Składniki:
około 2-3 kg ogórków niewielkich i jędrnych
dwie średnie młode cebule
kilka ząbków czosnku

Na dno każdego słoika
pieprz czarny ziarnisty
gorczyca biała
ziele angielskie
liście laurowe

Zalewa:
litr wody z kranu
1 szklanka cukru
niepełna szklanka octu 10%
4 łyżki oliwy 
2 łyżki soli
słoiczek musztardy
ja daję musztardę francuską i rosyjską, pół na pół, ale to kwestia co kto lubi, musztarda powinna być dość ostra (sarepska, ognista, chrzanowa).

Wykonanie
Gotujemy zalewę, ze wszystkich jej składników.

Ogórki dokładnie umyć i pokroić w słupki (jak na pikle). Możemy je obrać, ale ja nie obieram, ze skórkami są bardziej chrupiące.Cebule pokroić w większe kawałki (jedna cebula na ok 8 części), ząbki czosnku kroimy na pół.

Na dno przygotowanych słoików wrzucić szczyptę gorczycy, 2-3 ziarna ziela angielskiego, kilka ziarenek pieprzu ziarnistego, liść laurowy. Układać ogórki ściśle, a na wierzch włożyć 1-2 kawałki cebuli i pół ząbka czosnku. Całość zalać gorącą zalewą, pozostawiając 2cm powietrza pod nakrętką.

Zakręcić i pasteryzujemy 10 minut.
Po pasteryzacji ustawić dnem do góry i pozostawić do ostygnięcia. Ogórki są przepyszne!!!



Pikle jesienne
porcja na ok 12 słoików litrowych

Składniki
kalafior
brokuł
4 marchewki
3 papryki różnokolorowe
4 ząbki czosnku
pęczek natki pietruszki
50-70dkg małych ogórków
4 średnie cebule

2 litry wody do obgotowania warzyw
łyżka soli i cukry do obgotowania

Zalewa
2 litry wody
1,5 szklanki octu 10%
3/4 szklanki cukru
2 czubate łyżki soli

Na dno słoików
liście laurowe
ziele angielskie
pieprz ziarnisty
kawałki ostrej papryczki

Wykonanie
Wszystkie warzywa umyć, Marchew oskrobać, czosnek i cebulę obrać, paprykę wydrążyć i oczyścić z nasion, z kalafiora i brokuła odciąć łodygę i podzielić je na różyczki. Czosnek kroimy na plasterki, marchew w krążki niezbyt cienkie, paprykę w grubą kostkę cebule w grubsze półtalarki. Ogórki małe mogą być w całości, większe kroimy na 2 lub 4 części. Z gałązek natki obrywamy liście.

W garnku gotujemy wodę na obgotowanie warzyw, dodajemy po łyżce soli i cukru.
Do wrzątku wrzucamy krążki marchwi - gotujemy 5 minut, wyjmujemy
następnie wrzucamy różyczki brokuła - gotujemy 2 minuty, wyjmujemy
różyczki kalafiora - gotujemy 3 minuty, wyjmujemy

Wszystkie warzywa te obgotowane i nieobgotowane mieszamy razem w dużej misce. Na dno każdego słoika wrzucamy po kawałku ostrej papryki, 2 ziela angielskie, 1 liść laurowy, kilka ziaren pieprzu. Wkładamy warzywa do połowy, przekładamy kilkoma gałązkami pietruszki i dopełniamy słoik, ale nie po brzegi.
Zalewamy zalewą pozostawiając 2 centymetry powietrza, zakręcamy. Pasteryzujemy 20 minut.
Pikle mogą być podawane do obiadu lub można z nich zrobić sałatkę, wystarczy ugotować 2-3 jajka, pokroić je w kostkę, dodać majonez.


Sos do spaghetti i ryżu
ok 8 słoików 3/4 litra

Składniki
3 kg papryki
1 kg cebuli
1/2 kg pieczarak
2 nieduże cukinie
1/2 pęczka naci pietruszki 

Zalewa
1 litr pikantnego ketchupu (hellmans, pudliszki lub kotlin)
1 szklanka wody
1 szklanka octu
1 szklanka cukru
1 szklanka oliwy
2 łyżki soli

Na dno słoików
ziele angielskie
liść laurowy
pieprz ziarnisty

Wykonanie
Składniki zalewy zagotować

Paprykę oczyścić i pokroić w większą kostkę, cebulę w półplasterki, pieczarki w plasterki, cukinię obrać i pokroić w półplasterki.
Do gotującej się zalewy wrzucić wszystkie składniki. Gotowac 20 minut. Pod koniec gotowania dodać pokrojoną pietruszkę.
Przełożyć do słoików wraz z sosem i pasteryzować 7-10 minut. 

Sos jest świetny do makarony lub ryżu, wystarczy podsmażyć kurczaka lub polędwiczkę i zalać sosem. Posypać ziołami.


Kompot z gruszek
ok 9-10 słoików litrowych

Składniki
4 kg gruszek dojrzałych ale jeszcze twardych, najlepsza odmiana Klapsa
2 kg cukru
4 litry wody
goździki

Wykonanie
Najpierw należy przyrządzić syrop. Zagotować wodę z cukrem i odstawić do ostygnięcia.

Gruszki obieramy, kroimy na 4 częsci i wydrążamy gniazda nasienne. Do litrowych słoików wkładamy owoce (do 3/4 wysokości) oraz 3-4 goździki, zalewamy przestudzonym syropem.

Słoiki zakręcamy i pasteryzujemy 45 minut.


 Przecier z ogórków na zupę
 porcja na ok 12 słoików 1/2 litra

Nowość, robiłam je pierwszy raz

Składniki
5 kilogramów ogórków - mozna wykorzystać duże i niekształtne, z którymi nie wiadomo co zrobić. 
2 duże łyżki soli (najlepiej kamiennej)
ok 1/2-3/4 litra smalcu

Przyprawy jak do kiszenia czyli:
ząbki czosnku obrane i pokrojone, kawałki korzenia chrzanu, kawałki liści chrzanu, pokrojony na kawałeczki kwitnący koper z łodygami, marchewka pokrojona na cząstki. 

Wykonanie
Ogórki myjemy i trzemy na tarce (ja to robię w maszynie), solimy. Na dno każdego słoika władamy 2-3 kawałki czosnku, kawałek korzenia i liścia chrzanu, trochę kopru, cząstkę marchewki
Następnie nakładamy ogórkowej pulpy, zostawiając w słoiku ok 3 cm wolnego miejsca. Ogórki wygładzamy łyżką, aby ich powierzchnia była równa. W rondelku rozpuszczamy smalec i zalewamy ogórki. Warstwa smalcu powinna przykryć ogórki. Powinno go być ok 1/2 do 1 cm. 
Słoiki zakręcamy, można pod zakrętkę włożyć kawałek folii by wieczka nie rdzewiały. Wynosimy do piwnicy. Nie pasteryzujemy.

To jeszcze nie wszystko...CDN...

środa, 15 sierpnia 2012

Słoneczna łąka

Po wczorajszym raczej trudnym wpisie, pora na relaks. Jak przyjemnie sobie popatrzeć na trochę kolorków.

Ukręciłam kolejną włóczkę. Drugą z serii landrynkowej. 110gram/510metrów, merino superwash ofkors ;)








Nawłocie już kwitną, nieuchronnie idzie jesień...
Jak śpiewał Niemen słowami Tuwima - Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła...

Ależ się zrobiło klimatycznie :)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Certyfikat cepeliowski

Czy ktoś z Was zabierał się za ten temat?

Posiadanie takiego certyfikatu nie tylko potwierdza iż nasz wyrób jest rzemiosłem artystycznym, ale przede wszystkim pozwala na posługiwanie się 8% podatkiem. 

Próbowałam coś znaleźć w necie, ale poza enigmatycznymi informacjami w stylu "no gdzieś coś trzeba wysłać", nic więcej się nie dowiedziałam. Strona cepelii milczy w tym temacie.

Sprawa jest na tyle ważna, że w ogóle od niej zależy chyba sens sprzedawania własnych wyrobów włóczkowych zgodnie z prawem (czyli oddając swoje tu i ówdzie), gdyż dodawanie do ceny wyprodukowanego przedmiotu 22% podatku dość mocno winduje cenę i zniechęca kupującego.

Klienta mało obchodzi czy sprzedający działa zgodnie z prawem czy jest zasilaczem szarej strefy, klient chce tanio i dobrze - co w sumie logicznym jest. A ja bym jednak chciała by wszystko miało ręce i nogi i by wilk (fiskus) był syty i owca (czyli ja) cała. I to nie jest tylko kwestia uczciwości ale i mojego dobrego samopoczucia.

Pozdrawiam :)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Letni uśmiech - lizaków ciąg dalszy

Jako, że niektórym czytelniczkom bardzo się spieszyło, by zobaczyć co wyjdzie z tej czesanki (tu ukłon w stronę Agaty - bardzo mnie zmotywowała Twoja niecierpliwość), wiec niniejszym z radością prezentuję :))) 

Ukręciłam, singielka, 530 metrów w 110 gramach.




Przyszło mi też coś do głowy. Karina w swoim ostatnim poście poruszyła ciekawy temat. Otóż prawdą jest, że ciężko przewidzieć jak będzie układać się w robótce określona wełenka. To co widać w motku to często za mało by przewidzieć, czy układ kolorów w gotowym wyrobie będzie nam się podobał.

A ja wymyśliłam pewne rozwiazanie. Nawinięcie włóczki na prostownicę (motowidło bębnowe - jeśli mogę użyć tej nazwy) daje już jako taki pogląd na rozkład kolorów w robótce. Oczywiście to nie to samo, ale to zawsze więcej niż "wróżenie z motka". Myślicie, że to dobry sposób?

Tak wygląda mój "Letni uśmiech" na prostownicy.


piątek, 10 sierpnia 2012

Lato, lato, lato, ech że ty

Te słowa piosenki Marka Grechuty doskonale komponują mi się z kolorkami ostatnio ufarbowanych wełenek... Mam letnią wenę i farbiarsko nie próżnuję.





Nazwałam ją sobie "Letni uśmiech", a drugą "Słoneczna łąka".





Radosne? Letnie? A może nieco infantylne?
Jest to merino superwash.
Pierwsza z czesanek już się kręci. 

A tak na marginesie, to merino superwash lubię najbardziej ze wszystkich merynosów. Najlepiej mi leży zarówno w farbowaniu jak i w przędzeniu. No, jeszcze mieszanka z tencelem jest niezła. Ale do superwash podchodzę zupełnie bezstresowo, z tego względu, że nie muszę na nią chuchać i dmuchać podczas farbowania, bo się nie sfilcuje  a więc nie ma też kłopotów podczas przędzenia.

Tak obecnie prezentuje się Marcel. Jest go już prawie dwa razy tyle co na początku, a w dupsku poprzewracało się od dobrobytu i zaczyna kręcić nosem na zawartość miseczki.



zaczepki
Od kilu dni nie mamy już klatki wystawowej i kocur biega "po wolności". Kontakty między kotami, z początku nieufne, podszyte tchórzem i niezadowoleniem (niezadowolona była głównie Masza), po 4 dniach zaczynają się powoli przemieniać w coś bardziej przyjaznego. To jeszcze nie jest akceptacja czy przyjaźń, ale zaczynają się już fajne gonitwy i zabawy. Marcel od początku był bardzo zainteresowany kotką, jako potencjalnym kumplem do zabawy. Ona za to była niechętna, choć też nie spuszczała go z oczu. Warczała, biła łapą (po podrapanym marcelowym nosie padło wszystkie 36 kocich pazurów - strzeżonego Pan Bóg strzeże). Przy czym kocur nie jest bynajmniej bezbronną ofiarą. Też potrafi pogonić, łapkami potłuc, nasyczeć. Tak, że trafił swój na swego.

Najgorsze dla mnie jest wzajemne dokarmianie się z cudzych misek. Jaki sens ma dawanie kocicy karmy dla dorosłych kotów, a kocurkowi jedzenia dla maluchów, jeśli i tak najlepsze jest to co leży w cudzej misce? Ta prawda, stara jak świat, stanowi dla mnie problem nie do rozwiązania.
No i tak sobie żyjemy. Pozdrawiam :)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Nowy przydaś

Pewnie każda osoba, która coś przędzie lub przędła wie jak to jest, gdy zdejmujemy wełenkę z motowidła a ona skręca się w sprężynki. Wypróbowałam też na własnej skórze, co się dzieje z robótką dzierganą z niestabilizowanej włóczki. Z kwadratu robi się rąb i trzeba się nagimnastykować, by chciało być inaczej. Najprostszym sposobem na prostowanie (czy też używając bardziej technicznego języka - stabilizację) włóczki jest jej zmoczenie (wypranie), powieszenie i obciążenie.

Dotychczas u mnie wyglądało to tak

 

Rozwieszona wełenka, obciążona a to butelką z wodą, a to ołowianym odważnikiem, dyndała sobie radośnie wzbudzając z początku ciekawość sąsiadów - potem przywykli.

Problem zaczynał się późną jesienią i trwał do przedwiośnia. Bo gdzie tu uwiesić to dobro, by cieknąca zeń woda nie nakapała na podłogę i by wełenka w miarę szybko wyschła, w końcu wełenka w lagu ma swoją grubość i schnięcie ciut jej zajmuje. Kończyło się na wieszaniu na strychu, nieogrzewanym, i czekaniu w nieskończoność.

Kolejny mankament tej metody to jej niedokładność. Motowidło nie jest proste tylko wygięte w łuk a i włóczki nie nawija się w jednym i tym samym miejscu. Więc po zdjęciu z motowidła poszczególne nawoje włóczki mają minimalnie inną długość. Po powieszeniu i obciążeniu lagi niektóre nawoje bywają nie naciągnięte, a przez to nie prostują się jak należy. Mam na to sposób - przed obciążeniem skręcam lagę, obracając ją wokół środka...


... i najczęściej świetnie się to sprawdza. Problem pojawia się przy singlach i włóczkach cieniutkich, bo mimo skrętu coś tam się zawsze źle naciągnie, nie do końca wyprostuje i w niektórych miejscach pozostają brzydkie zawijasy.

Ale to wszystko do czasu... te problemy są już dla mnie przeszłością.

Już dawno temu na blogu Basi-Fanaberii, zoczyłam sprytną machinę do prostowania wełny, która mnie zaintrygowała. Chyba z rok pomysł dojrzewał w głowie mojej i Chłopa (oboje mamy często spory okres inkubacji zarazka pomysłowości). Aż wreszcie przyszedł czas na to by nasz wyrób manufaktury piwnicznej ujrzał światło dzienne. Piszę "nasz", choć mój udział w tworzeniu był bardzo skromny. 




Nieprawdaż, że śliczna robota? 
Może to nieskromne, że tak się (a właściwie Chłopa) chwalę, ale bardzo mi się toto podoba, a poza tym wielką radością napawa mnie fakt, że aby taką rzecz mieć trzeba ją samemu zrobić. Tego nie da się kupić w sklepie, więc jest tak jak przed wiekami, gdy ludzie sami robili sobie sprytne wynalazki. No owszem, kiedyś nie było piły taśmowej, tokarki czy szlifierki mechanicznej, ale i tak posiadanie takiego sprzęta napawa mnie radością i dumą.  Chyba jestem gadżeciarą ;)

A gadżet jest sporej wielkości. Długi na 59 cm (z korbką), wysoki na 27 cm, koła mają po 20 cm.

Porównanie włóczki zdjętej z motowidła i prostowanej





niedziela, 5 sierpnia 2012

Złocisty nagietek, inne kolorki oraz francuskie filmy

Pamiętacie te kolorki ?




Inspiracją do tego kolorku był niegdyś Karinowy Tygrys. Czesanka uprzędziona w navajo została wydana w ramach candy, a teraz będzie riplej - cztery czesanki alpaki z jedwabiem z WoW, zafarbowane na kolorki nagietkowe. A pogoda wymarzona na farbowanie.

Ostatnio dużo przędę, to część kilkutygodniowego urobku. Te wełenki całkiem niedługo będą do kupienia w jednym ze sklepów internetowych, ale na razie sza i tfu tfu, żeby nie zapeszyć ;)


Codziennie kręcę, a jak kręcę  to mi się śmiertelnie nudzi, to znaczy inaczej - nigdy nie umiałam zajmować się jedną rzeczą na raz, a tym bardziej rzeczą, która nie angażuje umysłu. Uważam, że nie da się tylko prząść, a przynajmniej ja nie potrafię, zamęczyłabym się chyba własnymi myślami albo bym usnęła gapiąc się w przędzioną nitkę. Stąd mojemu przędzeniu nieodłącznie towarzyszy coś - audiobooki, filmy, programy popularnonaukowe, przyrodnicze itd. Dzięki temu, że przędę, poszerzył się mój zakres przeczytanym, a właściwie przesłuchanych książek. Ale tak całkiem ostatnio przerzucam Youtube, a przerzucając trafiam czasem na coś niezmiernie interesującego.

Tym czymś interesującym są na przykład 3 francuskie filmy, no dobra dwa i pół. Trzeci to nie film francuski, ale we francuskim stylu, z dość francuską obsadą i akcja też rodem z Francji. Są to:

Oskar i Pani Róża
Coco Chanel
oraz Czekolada

wszystkie te filmy są dostępne na Youtube i wszystkie polecam, a Oskara i Panią Róże w szczególności.
Wiem, że to żadne nowości, ale tak już mam z filmami, że czasem miesiącami (latami...) ich nie oglądam a potem hurtem pochłaniam.

A to już wyzwanie, jakie przed sobą stawiam...


9 motków (ponad kilogram) czesanki różnego rodzaju i w różnych kolorach a do tego brązowy Ashford o którym było TU. Mam nadzieję, że podołam ;P

I na koniec Pani Elegantka. No nie mogę się oprzeć tej kocicy...





A Pan Marcel, no cóż, rekonwalescent się goi i rośnie (jest go ponad połowę więcej niż gdy go przygarnęliśmy), do tego się bawi a już jutro czeka go całkowita eksmisja z klatki (klatkę trzeba wreszcie oddać fundacji). Nóżka się zrasta, w piątek byliśmy na kontrolnej wizycie i zdjęcie RTG pokazało, że tkanka kostna nalewa się na złamanie, tak, że wszystko jest w porządku. Kotek trochę się zmienił, jest bardziej płochliwy, ale tylko czasami - ma tak od zdjęcia kołnierza. Czasem się przytula a czasem ucieka, zwłaszcza gdy jest rozbawiony. Zaszczepiliśmy go - wreszcie było to możliwe i już dochodzi do pierwszych kontaktów z Maszą. Na razie koty mierzą się wzrokiem przez otwarte drzwi, ale mam nadzieję, że powoli wszystko się ułoży.