sobota, 26 stycznia 2013

Słodko-gorzko

Chciałoby się powiedzieć słodko-gorzko, jak to w życiu. Do rzeczy słodkich i miłych na pewno należą zakupy i prezenty.

Zacznę więc od zakupów. W Poznaniu, na ulicy Górna Wilda, znajduje się sklepik z koralikami i innymi cudeńkami do produkcji biżuterii. Zaszłam tam ostatnio i nie mogłam się oprzeć.
Kupiłam między innymi przepiękne koraliki ceramiczne, szkliwione.



A także kamienie - agaty, tygrysie oczko i słodkowodne perły. 


Aby uprzedzić ewentualne pytania i domysły - nie zamierzam zacząć robić biżuterii. Koraliki i kamyczki będą ozdobą gobelinu. Zamierzam je wrabiać w gobelin, aby uzyskać bardziej przestrzenny wygląd no i wzbogacić fakturę.

Kolejny zakup to miseczka do włóczki.



Widziałam takich wiele na Etsy, ale wtedy nawet nie dziergałam. Zresztą sprowadzanie ceramiki z drugiego końca świata jest dla mnie lekko przesadzone. Jednak nie tylko za oceanem można taką miseczunię kupić.  Moda dotarła również do Polski i pewien Pan Garncarz wykonuje takie misy. Misę kupiłam TUtej

Jest bardzo starannie wykonana, żadnej ściemy ;)

A przy okazji pochwalę się postępami przy dzierganiu Butterfly Effekt. Zrobiłam już dżersej, teraz zaczynam ażur. Robi się bardzo przyjemnie.


Pewnego dnia pan paczkowy przyniósł mi paczuszkę od Asi Appolinar . A w środku były takie prezenty:


Cudnej urody  jajka, pięknie powycinane i ozdobione, z dzyndzadełkami do zawieszenia



oraz komplecik przepięknych serwetek "kawowych" udzierganych chyba z pajęczyny :))
Asia podesłała również próbki czesanek. Asiu, bardzo Ci dziękuję :))

No i przyszedłczas na to co gorzkie. Moja leciwa psinka się rozchorowała. Niepokojący kaszel okazał się być "kaszlem sercowym" zwiastującym początki obrzęku płuc, związanego z niewydolnością krążenia. Jakby tego było mało, u Psotki zdiagnozowano również wadę serca (niedomykalność zastawki dwudzielnej). No cóż, schorzenia są bardzo poważne i w każdej chwili może być nieciekawie. Ale puki co jakoś się psina kula. Podajemy jej leki, które będzie musiała dostawać do końca życia i w sumie tylko tyle możemy zrobić. Praw natury nie przeskoczymy.

Żeby tak smutno nie kończyć, zaproszę Was jeszcze do mojego sklepiku, gdzie pojawiły się nowe włóćzki.




Pozdrawiam Was serdecznie i witam cieplutko nowych obserwatorów :) 

środa, 23 stycznia 2013

Candy "Czekając na wiosnę"

W związku z tym, że candy na blogu było ho ho albo jeszcze wcześniej. A poza tym wszystkim nam o tej zimowej porze brakuje kolorków, OGŁASZAM

 CANDY
 "Czekając na wiosnę"

Do wygrania dwa takie kolorowe, wiosenne moteczki 


Wełenka to Trekking Zitrona, oczywiście farbowana ręcznie.
2x 100g/420m
Skład: 75% wełna, 15% poliamid, 
Razem 200gram włóczki. 
 
Do zabawy zapraszam zarejestrowanych użytkowników blogspota. 

Chętnych proszę aby:
Zamieścili komentarz pod postem
Umieścili banerek na swoim blogu - jeśli oczywiście posiadacie blog
Miło mi będzie, jeśli zostaniecie obserwatorami mojego bloga, choć nie jest to warunek wzięcia udziału w zabawie. Opcja dla chętnych

Zabawa potrwa do 13 lutego, do północy. Losowanie 14 lutego, czyli w walentynki :) 

Życzę dobrej zabawy!

P.S. Kochane - to, że komentarz nie pojawia się od razu po napisaniu, nie znaczy, że go "wcięło".
Mam włączoną moderację komentarzy, więc komentarz pojawi się po zatwierdzeniu. 



niedziela, 20 stycznia 2013

Znikająca włóczka, wiosenny motyl inne różności

Troszkę mi się nudzi dzierganie szalika z Araucanii, mam go prawie pół. Przeleżał długich parę tygodni bez ruszenia, ale ostatnio sporo (jak na moje tempo) go zrobiłam. Ale jednolity, nie zmieniający się wzór nuży mnie i po prostu chce mi się spać przy robótce. Skończę ten szalik, ale etapami. Zresztą ja lubię pięć srok za ogon trzymać ;)



Wczoraj ufarbowałam włóczkę, która nie wiem do końca czy mi się podoba. Taka wiosenna jest i radosna, ale nie do końca jestem przekonana, czy aby nie jest za - no właśnie jaka? Sama nie wiem co sprawia, że nie jestem przekonana. Najcześciej wiem od razu czy mi się coś podoba czy nie... Postanowiłam wiec zrobić z niej coś by zobaczyć jak się układają kolory w robótce.. Na początku miał to być tylko próbnik, ale tu się pojawił mój praktycyzm. Mam robić coś po to by to potem spruć? A nigdy w życiu!

Trafiłam na Butterfly Effect Iwony Ericsson.  Znacie tę chustę, bo już się przewijała i tu i tam na blogach. Bardzo pomocne dla mnie jest to, że Iwona wrzuciła na Youtube objaśnienia, co dla mnie, takiego drutowego żółtodzioba, jest jak znalazł.

No i mam kawałeczek tego motyla, wiosennego, a może nawet wielkanocnego. Do Wielkanocy pewnie uda mi się skończyć :DDD




I sprawa techniczna, dotycząca farbowania.
Nie wiem jak Wam, ale mi znika włóczka z motka ;) Brzmi dziwnie? A jednak. Włóczka kupiona od producenta ma w motku ok 102-103 gramy. Po całym procesie farbowania zostaje jej ok 99-98 gramów, choć nie ucinam nitek, nie robię nic co by miało sprawić ubytek. Jeśli przewijam nitkę na przewijarce, by pomieszały się kolory, to robię to z jak najmniejszą stratą nitki.

Wydaje mi się, że jedyne co może być powodem tego znikania to wilgotność powietrza. Włóczka w wytwórni ma jakąś określoną wilgotność. WofW piszą nawet jaka jest wilgotność w zakładzie - ale nie pamiętam teraz. U mnie w pracowni jest sucho i ciepło. Może za sucho i za ciepło jak na wymagania włóczki (?) Czy Wy też macie takie doświadczenia?

Na koniec troszkę porządnej zimy. Nawet koty nadworne przypruszyło w trakcie jedzenia...






No właśnie, kot w karmniku, dziwna sprawa. Póki co żadnego ptaszka chyba nie upolował, ale skwarki wyżera aż miło. Kulki tłuszczowe dla ptaków zaczęłam wieszać na gałęzi, tak by koty nie dosięgnęły i kulek i ptaków. Dzwonek, ze skwarków i smalcu, koty pożarły ;)

niedziela, 13 stycznia 2013

Perypetie farbiarskie, gobelinowy próbnik i zima

Pisałam niedawno o farbowaniu poprzez zanurzenie motka wełny w rozrobionej gorącej farbie z octem. Pamiętam, że rozmawiałam potem z Kariną o tej metodzie. No i mam kolejne spostrzeżenia. Wełna oścista, gruba, którą wtedy farbowałam, dość długo chłonęła barwnik i można było w ten sposób zafarbować ją na nawet bardzo jasne kolory i było równomiernie.

Z wełną miękką jest gorzej. Wrzuciłam wczoraj motek merynosa do mocno rozcieńczonej farby i klops. Część wełny pochłonęła cały barwnik, woda zrobiła się czysta, a wełna w niektórych miejscach prawie w ogóle się nie zafarbowała. Wszystko stało się tak błyskawicznie, że nie zdążyłam nawet zamieszać zawartości miski. Z farbą mniej rozcieńczoną nie ma problemu, natomiast z jasnymi odcieniami trzeba bardzo uważać i szybko działać. Na szczęście miałam jeszcze rozrobioną farbę w tej samej tonacji i motek dało się ładnie pofarbować, choć niestety nabrał nieco ciemniejszej barwy.

Nie mam zdjęć z tego farbowania, bo w ferworze walki nawet nie pomyślałam o opstrykaniu czegokolwiek, a potem nie było już czego focić. Dlatego tylko opisuję i objaśniam.

Do Poznania zawitała zima (której tak swego czasu zazdrościłam TUtej Izie z Kidowa), i co dziwne, wcale nie jest z tego podowu jakoś specjalnie jaśniej i klimatyczniej. Mam wrażenie, że chmury, gdyby mogły, wlazłyby mi do pokoju, ale drzwi i okna pozamykane, więc nie mają jak ;) Na strychu śnieg zapadał okno dachowe, choć Chłop zapewniał, że śnieg spłynie. No nie spłynął... :-| Tak, że jestem marudna i tyle, bo mi zdjęcia nie wychodzą w tej ciemnicy i mam do wyboru, albo pstrykać z lampą albo wcale....

A farbowanki weekendowe wyszły cudnej urody... choć aparat przy tej ciemnicy nie do końca poradził sobie z kolorami. Zasunę więc znaną formułkę - włóczki ładniejsze niż na zdjęciach :)


 Włóczki są do kupienia w moim butiku na DaWandzie 

Chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ostatnie ze zdjęć. Otóż jest to zestaw 4 lawendowych moteczków, każdy po ok 50 gram, które tworzą ładną gradację kolorów. Pomysł z takimi zestawami chodził mi pod głowie przynajmniej z pół roku, w końcu się odważyłam i jestem bardzo ciekawa Waszej opinii na temat pomysłu i takich zestawów. Będę wdzięczna za wszystkie opinie. 

I jeszcze coś Wam pokaże.
Wygrzebałam na strychu mój gobelinowy próbniki, czyli pierwszą, malutką i niepozorną tkaninkę, którą wytkałam w ramach gobelinowego kursu w naszej zamkowej pracowni.

Kurs polega na tym, że każdy nowo przybyły adept gobeliniarskiej sztuki, na początku uczy się podstaw. Pod okiem instruktora ćwiczy więc wszystko po kolei - osnuwanie, zarobienie, łączenie wątków, wyrabianie wzoru, ryps, sumak, cieniowanie, dywan... a na koniec robi zarobienie zamykające i odcina tkaninę. Jest to podstawa do dalszej pracy, takie pierwsze szlify  Nie ma tu jeszcze mowy o tkaniu wielowątkowo czy o mieszanych wątkach, składających się z różnokolorowych niteczek, nitka jest jedna w każdym z dwóch wątków a kolory są dwa, kontrastujące ze sobą.





Próbnik jest zrobiony z wełny kowarskiej (wełny pochodzącej z fabryki dywanów w Kowarach - obecnie przeniesionej do pobliskiej Kamiennej Góry i niestety podupadłej). Niegdyś wełna kowarska była czystą wełną, używaną do wyrobu pięknych dywanów. Dziś fabryka specjalizuje się w wyrobie chodników a materiał to już wełna z poliamidem (80%/20%).

Pozdrawiam czytelników i nowych obserwatorów :)

czwartek, 10 stycznia 2013

Przewijarki, czyli Chłop znów zaszalał

Miało być o gobelinie, no cóż, nie będzie.

Będzie natomiast o kolejnych przydasiach, które w zaciszu piwnicznego warsztatu wyprodukował Chłop.

Już kiedyś pisałam TU o przewijarce. Była (i wciąż jest) to przewijarka dobra gdy miałam do przewinięcia niewiele wełny. Odkąd zaczęłam farbować więcej, stała się ona niewygodna (z kilku powodów) i niewystarczająca. Powstała potrzeba wymyślania i skonstruowania czegoś innego, masywniejszego i lepszego konstrukcyjnie. Do tego choćby,  aby z tego...



powstało to...



...przewijarki muszą być dwie.

No i są dwie.




Chyba nie muszę szczególnie tłumaczyć sposobu działania. Na jedną z przewijarek na wystające "rączki" nakłada się lagę wełny, rozcina wiązania i przewija na drugą przewijarkę, Rozstaw rączek w oby przewijarkach jest regulowany - po tylnej stronie widać śruby - motylki



Przewijarki są mocowane do stołu za pomocą zwykłych stolarskich ścisków. Rozwiązanie może mało subtelne, ale praktyczne i co ważniejsze wytrzymałe.

Koło i podstawa wykonane są ze sklejki, rączki z kija, reszta to różne metalowe śrubki, szpilki, łożyska i - sam Chłop raczy wiedzieć co jeszcze. Konstrukcja okazała się być strzałem w dziesiątkę.

Przewijarki przydają się także do przewijania włóczki z cewek.

piątek, 4 stycznia 2013

Chmurno, durno, nieprzyjemnie...

...jak śpiewał Jan Kaczmarek... musiał śpiewać o dniu takim jak dziś

Aby troszkę umilić zaokienną szarość, chciałabym pokazać trochę kolorowych fotek. Dziś będzie dużo zdjęć

Jedwabie "gobelinowe", własnoręcznie zafarbowane, uprzędzione i nawinięte na małe, słodkie szpuleczki :)






A tu mały rzut oka na włóczki do gobelinu, które częściowo pokazuwałam już wcześniej - teraz przewinięte i gotowe do wykorzystania






A na koniec nowe włóczki

Merino superwashed 
100g/200m




Bluefaced Leicester 
100g/165m





Bluefaced Leicester 
100g/165m
SPRZEDANE 




Włóczki wystawiłam na DaWandzie, chętnych zapraszam TU

I jeszcze jedna sprawa. Od jakiegoś czasu zaczęłam odbierać coraz więcej komentarzy spamerskich. Z tygodnia na tydzień przychodziło ich coraz więcej, do kilkunastu dziennie. Spam oczywiście wysyłał jakiś anonimowy użytkownik. Postanowiłam wyłączyć możliwość publikowania komentowania przez osoby niezalogowane.

Wszystkich czytelników anonimowych przepraszam i zapraszam do komentowania po zalogowaniu się. Pozdrawiam :)

P.s. Postaram się, by kolejny post był o gobelinie.