czwartek, 27 lutego 2014

MiniPaczka

Post pewnie zainteresuje wszystkie osoby sprzedajace swoje wytworki lub też często wysyłające drobne przedmioty.

Poczta Polska, po roku szarpania się z drobnymi wytwórcami i sprzedawcami najróżniejszych niewielkich przedmiotów, po roku upominania swoich klientów o tym, że powinni wszystko co nie jest drukiem (nawet przysłowiowe pudełko zapałek), wysyłać paczką za kilkanaście złotych, zamiast listem poleconym za złotych kilka , ruszyła głową i wprowadziła formę pośrednią między paczką a listem poleconym. Zwie się toto MiniPaczką i jest całkiem nową formą wysyłki. Na tyle nową, że pracownicy mojego urzędu pocztowego sami nie mają pojecia co z tym fantem zrobić, ale uczą się i mam nadzieję, że się nauczą ;)

W każdym bądź razie opiszę tu w kilku zdaniach zasady działania tej formy wysyłki.
MiniPaczką możemy wysłać wszystko co zmieści sie w kartonowym opakowaniu o wymiarach (po złożeniu) ok 30x21x5cm  a co nie waży więcej niż 2 kg.



Aby wysłać przesyłkę miniPaczka nalezy

A.  Zakupić w urzędzie pocztowym lub przez stronę poczty polskiej taką kartonową kopertę, cena koperty to odpowiednio 8,50zł (ekonomiczna) lub 9,50zł (priorytet), przy czym ta cena jest od razu ceną wysyłki paczki. W cenie mieści się również ubezpieczenie przesyłki na wypadek zagubienia lub zniszczenia, na kwotę do 100zł. Ubezpieczenie do 500zł można dokupić za 1 zł w okienku pocztowym podczas wysyłania paczki (wcześniej za ubezpieczenie paczki wartościowej płaciłam 1zł za każde 50zł wartości - wielka różnica!).
Tak samo można dopłacić w okienku do priorytetu jeśli mamy kopertę na przesyłkę ekonomiczną (za 8,50) a jednak chcemy wysłać paczkę priorytetową.

B. Następnie należy spakować towar jaki chcemy wysłać i zaadresować kopertę, a następnie (i tu nowość) nalezy wejść na stronę poczty pod TEN adres Założyć sobie konto i zarejestrować paczkę.
Od momentu rejestracji w ciągu trzech dni musimy zanieść naszą paczkę do urzędu pocztowego i oddać do wysyłki.

C. Na podany (w zgłoszeniu i na kopercie) numer telefonu lub adres e-mail, dostaniemy informację o nadaniu a potem o doręczeniu naszej przesyłki. Taką samą informację dostanie adresat ( jeśli podamy jego namiary). Problematyczne jest to, że podanie numeru telefonu / adresu e-mail adresata jest konieczne a nie opcjonalne. Nie wpisanie tych danych na stronę spowoduje ,zę nie będziemy w stanie zgłosić takiej paczki do wysyłki (po prostu strona będzie "krzyczeć" o te dane). Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni, bo nie zawsze przecież posiadamy czyjś telefon/email, a i bez tego paczka może być przecież doręczona. Pani na infolinni Poczty Polskiej poradziła mi by w przypadku braku tych danych wpisywać swój numer telefonu, no więc improwizuję ;)

Jeśli w okienku na naszej poczcie trafimy na zorientowanego urzędnika, to wystarczy już tylko oddać naszą paczkę, gorzej jeśli urzędnik zareaguje na naszą chęć wysłania MiniPaczki powiększajacymi się  oczami i wiele mówiącym "eeeeyyyy". Ja właśnie walczę od kilku dni z pomysłowymi urzędnikami (pomysłowymi, bo czego nie wiedzą to zmyślają), ale jestem na dobrej drodze.

Jedna uwaga, jeśli ktoś z czytających ten post zechce wysłać Minipaczkę, niech zwróci uwagę przy zakupie koperty czy ma ona naklejoną erkę czyli znaczek nadania R (na zdjęciu w lewym dolnym rogu), ja swoje pierwsze koperty dostałam bez erek i nie mogłam ich zarejestrować, co skończyło się rejestrowaniem przesyłek przez panią w okienku pocztowym na jej konto - ale Polak sobie poradzi ;)

Wiem, że to wygląda trochę zawile i momentami takie własnie bywa, ale myślę, że jak już metoda będzie wdrożona, urzędnicy zorientowani, to będzie to dobrze działać. Plusem jest przede wszystkim to, że przesyłki są tańsze od paczki i często też od listu poleconego.

Przykład:
Paczka o wadze do 1 kg (a takie najczęściej wysyłam), priorytetowa, nadana zwykłą paczką to koszt 12-15,50 zł (w zalezności od gabarytu), ta sama przesyłka nadana jako list polecony to odpowiednio 7,20-11zł (przy czym gabaryt A to tylko kartki papieru w dokładnie odmierzonej kopercie niebąbelkowej, cała reszta to gabaryt B).

No i jeszcze jedno - cały poprzedni rok słyszałam przy każdej wizycie na poczcie, że NIE POWINNAM wysyłać towaru kopertą, że POWINNAM wysłać go paczką, na co ja odpowiadałam, że jak paczka będzie kosztować tyle co przesyłka polecona to będę wysyłać paczką. Już mi się brzydziło to gadanie i się wreszcie doczekałam. Niestety MiniPaczka nie obejmuje wysyłek za granicę, a szkoda. Byłabym bardzo zadowolona gdyby, płynąc na fali dobrych pomysłów, PP zaproponowała taką MiniPaczkę, po jakiejś NORMALNEJ cenie, do krajów ościennych.

wtorek, 25 lutego 2014

Prawo serii

Jesli ktoś nie wierzy w prawo serii, to ja jestem ostatnio znakomitym dowodem na istnienie owego prawa...
Zaczęło się od piszczącej pralki, podczas prania obracający się bęben naszej pralki zaczął wydawać piszczące i skrzypiące dźwięki, po chwili przestał, ale podczas wirowania piszczenie bardzo się nasiliło. Wyłączyłam pralkę i powiesiłam cieknące pranie na suszarce, modląc się w duchu o szybki powrót Chłopa z remontowej emigracji. Chłop, gdy już wrócił, stwierdził, że oś bębna jest krzywa - diagnoza dość niebezpieczna, niemalże zagrażajaca życiu naszego automatu. Pralka po wybebeszeniu przedstawiła obraz nędzy i rozpaczy. Zepsuł się element podtrzymujący bęben. Całkowicie się rozpadł, bo był zrobiony z nieodpowiedniego do tego celu materiału. Pralka renomowanej i polecanej firmy... Kolejne pranie robiłam w zdobycznej Frani ;).

Następne kilka dni zajęło nam szukanie części zamiennej, bez rezultatu, częsci zamiennej nie ma i nie będzie KROPKA Możemy oczywiście kupić w serwsie cały bęben z obudową za UWAGA! 900zł, czyli za cenę nowej pralki, moze nie tak renomowanej firmy, ale jednak NOWĄ. Jakimś cudem Chłopu udało się dorwać bęben od używanej pralki, za 50 zł. I wszystko byłoby super gdyby nie to, że gdy wracał z bębnem do domu, cały z siebie dumny, rozsypało się sprzęgło w aucie. Nazajutrz przyjechał mechanik, zabrał auto i kazał się przygotować finansowo na jakieś 6 stów (to było wczoraj). W międzyczasie mój internet oszalał (prawdopodobnie z winy dostawcy), a dziś padł zasilacz w kompie (jakieś 100zł) i jeszcze na dodatek złapałam przeziębienie.  To tyle w skrócie, zaczynam bać się wstawać z łóżka, bo nie wiadomo czy to koniec czy dopiero początek tego pecha.


A między jednym bożym dopustem a drugim farbuję namiętnie i ochoczo. Oto co udało mi się zdziałać.



Zacznę od lekko błyszczącej i eleganckiej cieniutkiej włóczki wełniano-jedwabnej. Wełna merino 80%, jedwab 20%, długość to 700m/100g. Włóczka bardzo delikatna i miła dla skóry, 4ply.

Mam do zaoferowania 6 sztuk tej włóczki po 49zł motek.



Druga włóczka to znana już Lifestyle Zitron, w wielu odcieniach czerwieni, brązu, pomarańczu, rudego, burgundu, czerwono-fioletowego. Są tam też fragmenty różu, łososiowego i czego tylko dusza zapragnie. Włóczki nie dało się sfotografować do końca prawdziwie, moim zdaniem jest o wiele ładniejsza niż przedstawiają to zdjęcia. Kolory są bardziej wyraziste i pełne blasku. Włóczka mieni się wieloma kolorami, różnymi w słońcu i w cieniu.

Grubość 300m/100g, skład to 100% merino extrafine. Włóczka miękka, miła w dotyku i lekko elastyczna. Cena 40zł za motek. Mam 7 motków. Wieloetapowy proces farbowania sprawił, że każdy motek ma mnóstwo kolorów i każdy jest niepowtarzalny.



Ta włóczka to też Lifestyle, w żywych, ale nie zbyt żywych, odcieniach czerwieni, czerwonego pomarańczu, fioletu, purpury, lawendy i wrzosowo-amarantowego. Zdjęcia dobrze oddają kolory włóczki. Grubość, skład i cena jak wyżej. Mam 8 motków.



Kolejna to jesienna włóczka, która ostatnio bardzo się podobała dziewiarkom. Wyszła podobnie jak ostatnio, ale nie identycznie. To włóczka wełniana z poliamidem i steliną. 400 metrów w 100 gramach. Skład: wełna 70%, poliamid 25%, stelina 5%. Cena 38 zł. Mam 8 motków. 



Kolejna włóczka ze steliną. Kolory to mieszanka kilku gradacji szarości oraz łososiowego, pomarańczu, różu i ochry. Bardzo ciekawe farbowanie, wiele odcieni i kolorów nachodzących na siebie i przenikających się. Grubość, skład i cena jak wyżej. Mam 6 motków.Kolory są ciut mniej ostre niż pokazują to zdjęcia.


I ostatnia włoczka, również wełna z poliamidem i steliną. Połączenie turkusu, błękitu i niebieskiego z beżem i brązami. Grubość, skład i cena takie same jak w przypadku dwóch powyższych włóczek. Mam 7 motków tej włóczki.

Włóczki są już w sklepiku na DaWandzie

To tyle w sumie. A i jeszcze jedno, gdyby ktoś się zastanawiał dlaczego sfilcowałam falklanda z poprzedniego postu, to muszę Was uświadomić, że czesanka ugotowana w mikrofali na funkcji "opiekanie" (nawet nieświadomie) filcuje się :D Całe szczęście, że nie puściłam chałupy z dymem ;) Pozdrawiam

czwartek, 20 lutego 2014

W międzyczasie

Miały być farbowanki, ale... komputer mi zwariował, jak tylko próbuję wejść na Dawandę, coś przekierowuje mnie na inną stronę, tak też dzieje się na niektórych Waszych blogach, a to wszystko dzieje się nie zawsze.

Komputer został przeskanowany na obecność wszelakiego paskudztwa, i okazuje się, że nic to nie dało. Chłop przepatrzył pół internetu w celu znalezienia sposobu na to dziwne zachowanie, ale choć zastosował się do wszelakich zawartych tam wskazówek, nic się nie zmieniło.  Dzieje się tak niezależnie od rodzaju internetu, przeglądarki, a co gorsza u Chłopa zaczęło się dziać to samo. Chyba ktoś rzucił na nas jakiś urok ;) Przy okazji dzieją się inne fajerwerki, np. poczta się buntuje, albo klawiatura wystukuje nie te znaki co powinna, jakaś siła nieczysta chyba. Zaznaczę, że 2 tygodnie temu miałam reinstalkę systemu. Duchy? Chochliki? Złośliwe krasnoludki? Oj, chyba za dużo filmów Disneya ;)

A że nie mogę wejść na Dawandę, to i nie mogę wrzucić farbowanek na sklep i duttta blada.

Więc w międzyczasie pokażę kilka różnych różności.

Na początek włóczka, ręcznie uprzędziona, z podfilcowanego falklanda. Podejrzewam, że w procesie farbowania swoje łapki maczały te same Chochliki, które namieszały w komputerze. Ale czesankę udało się z lekkimi problemami przerobić na przędzę. Powstało 550 metrów singla ze 130 gram falklanda. Jeszcze nie mam pomysłu na tą niteczkę, na razie cieszę się, że wełnę udało się uratować.
 




Kolejną rzeczą jaką chciałabym pokazać są dwa szale filcowe, które powstały jako prezenty świąteczne dla moich koleżanek z pracowni gobelinowej. Jest już wprawdzie połowa lutego, ale dopiero teraz mam zdjęcia. Jako model robił "pan do rysowania" ;) Tło nieco spartańskie, bo pracowniane.



Chciałabym się też pochwalić, że mam za sobą swój pierwsze warsztaty przędzenia na kołowrotku (w charakterze prowadzącej), które odbyły się na początku lutego w poznańskiej pracowni Hobby-wełna u Agnieszki Jackowiak. Było przemiło i bardzo pracowicie.


Kolejne warsztaty zaplanowane są na 8-9 marca w pracowni Agnieszki Jackowiak w Poznaniu. W ten sam weekend odbędą się również warsztaty farbowania, oj będzie się działo. Więcej o warsztatach na stronie http://hobby-welna.pl/


Serdecznie zapraszamy :) 

czwartek, 13 lutego 2014

Swetrzysko z prostokąta - zwiastun

Ukończywszy chustę (klik) nabrałam takiej ochoty na dzierganie (chyba sukces uskrzydla ;) ) że zabrałam się od razu za dwa swetry. Pierwszy z nich, bardziej zimowy i chyba prostszy jeśli chodzi o  wrabianie rękawów, pokażę dziś. Będzie to duże i dość grube swetrzysko, więc muszę zdążyć zanim skończy się zima, choc myślę, że i wiosną sweter będzie użyteczny.

Dziś o kolorze i o tym jak się układa w dzianinie. Oczywiście, jak zwykle, to właśnie kolor urzeka mnie najbardziej i pod tym kontem wszystko planuje, dobieram, fantazjuję.

Wzór na sweter zaczerpnęłam ze stron Dropsa - OTO ON


W moim wykonaniu sweter będzie gładki, bez ażuru i zdecydowanie grubszy, a poza tym ciemny.

Do udziergu użyłam dwóch włóczek, jedna to ciemnobrązowa, melanżowa Alpaka Premium firmy Schachenmayr (niestety chyba już nie produkowana i gdzieniegdzie tylko można dostać ostatnie motki, nad czym bardzo ubolewam) druga włóczka to moja farbowanka na włóczce Lifestyle Zitron. Robię na drutach 8, ściągacz francuski na 7. 




A kolory układają się tak:




Aktualnie jestem słomianą wdową, Chłop chałupę na wsi remontuję a ja rozrywam się między farbowaniem, dzierganiem, ogarnianiem kotów i różnymi innymi interesującymi zajęciami. Nie brak także spotkań z fajnymi ludźmi. Czuję się jak za czasów "panieńskich" a może nawet lepiej ;).

Następny post będzie też o kolorach bo będą nowe farbowanki..
Serdecznie pozdrawiam czytelniczki :)
A tak w ogóle to mój dwusetny post na tym blogu... kiedy to minęło... 

czwartek, 6 lutego 2014

Z odzysku

Tak się czasem dzieje w mojej farbiarskiej pracy, że jakiś motek włóczki zakupionej do farbowania nie spełnia standardów, coś tam jest z nim nie do końca tak jak trzeba. Zdarza się też tak, że coś mi się pofarbuje nie tak jak miało być. Takie włóczki odkładam "dla siebie na kiedyśtam".

Zdarza się tak rzadko, ale kilka motków już mi się plącze po pracowni czekając na swój czas. 



 
Z jednego takiego nie do końca udanego farbowania powstały motki, z których wydziergałam chustę.

Włóczka to skarpetkowa wełna z poliamidem i steliną.  Została ona przeze mnie "podrasowana" to znaczy dodałam jej trochę szarości, rudości, granatu i zieloności w raczej chłodnych odcieniach (początkowo była w wiosennych i ostrzejszych barwach, coś jak ta na zdjęciu poniżej).


Podrasowaną włóczkę połączyłam z własnoręcznie uprzędzioną cienizną  (czesanka merino z jedwabiem kolor "spice", grubość przędzy ok 650 m/100g, 2 ply).




Wzięłam druty nr 4,5  i udziergałam chustę Butterfly Effect według Iwony Eriksson, w takich raczej niewiosennych i niemotylkowych kolorach. O dziwo zajęło mi to niecałe 2 tygodnie, co poczytuję sobie za spory sukces i progres w mojej raczej powolnej robótkowej karierze.








Dodałam drugą włóczkę również dlatego, by zyskać na wielkości chusty. Zużyłam niecałe półtora motka włóczki - kombinacji dwóch włóczek - myślę, że ok 550m.

Pomysł na połączenie dwóch całkiem różnych włóczek wziął się z zachwytu blogiem Swetry Doroty, a zwłaszcza TYM swetrem. Urzekły mnie połączenia kolorów, a, że lubię jak coś mi się dzieje w dzianinie, coś się zmienia, błyszczy i migocze (nie tylko stelina i nie tylko w oczywisty sposób), to nie mogłam się oprzeć tej inspiracji. Agatko, dzięki za namiary na blog Doroty.

I jeszcze kilka słów o skarpetkach, zaczęłam je robić na drutach drewnianych KnitPro i nie mogłam ujechać, a metalowych drutów nr 3 nie miałam. Konieczność robienia ścisłych oczek  w połączeniu z drewnianymi (mało śliskimi, a wręcz "tępymi") drutami było bardzo męczące. Więcej czasu zajmowało mi chyba przesuwanie oczek na drucie niż samo dzierganie.  Zaopatrzyłam się w druty Hiya Hiya i poszło o wiele lepiej. Te druty zaintrygowały mnie tym, że pomimo iż są metalowe, nie są śliskie. Druty Hiya Hija (na żyłce 100cm, nie łączone) są satynowe w dotyku i producentowi udało się w ten sposób obejść problem śliskości i zrobić to tak, że te druty są czymś pomiędzy drutami drewnianymi a metalowymi błyszczącymi.

Ze skarpetkami zatrzymałam się tuż przed piętą i czekam na przypływ chęci do tego by się jej (pięty) nauczyć.


Pozdrawiam serdecznie wszystkie czytelniczki :)