sobota, 28 listopada 2015

Dawno mnie tu nie było... o mnie...

Dawno mnie tu nie było, bardzo dużo w tym czasie się zmieniło u mnie, w moim życiu, znów mieszkam w Poznaniu, sama, mój Chłop wyjechał do Francji, za pracą. W Polsce, na wsi, żyło nam się ciężko, pracy było mało, a nad wszystkim zawisła niemożność dogadania się z teściową. 

Decyzja zapadła sama z siebie, nie dało się inaczej, nie jestem nauczona walczyć o prawo do życia, oddychania, podejmowania własnych niezależnych decyzji, czy wypowiadania własego zdania, bez wojny... po prostu uważam, że nie ma sensu o to walczyć, trzeba uciekać od chorych ludzi i sytuacji które zabijają w nas chęć do życia. Gdy usłyszałam, że "dostanę w mordę" jak jeszcze raz nie zgodzę się na jakąś sytuację, to wymiękłam... Ale to była Darka decyzja i to mu się chwali... Zachował się tak, jak trzeba.

Puki Darek był w Polce, to on "temperował" sytuację i swoją matkę, z jej rozdmuchanymi potrzebami czy oczekiwaniami, gdy wyjechał, zaczęło być dziwnie, trudno, bezsensownie. A to nie powinno tak wyglądać.

Ale nauczyłam się jednego, nigdy więcej żadnych teściów, żadnych darowanych mieszkań czy obiecanek-cacanek. To się nie sprawdza! Szkoda tylko tych pieniędzy włożonych w remont... ale...

Pieniądze nigdy nie miały dla mnie jakieś szczególnej wartości, gdy mam co jeść, gdzie mieszkać, a moje podstawowe potrzeby są zaspokojone. Gdy mam do tego co prząść, dziergać a koty są nakarmione, nie myślę o pieniądzach. Taki los sieroty..., godzę się na niego.

Zresztą teraz jest dobrze, nawet bardzo dobrze, znów mieszkam na poznańskim Szczepankowie, dwie ulice od miejsca gdzie spędziłam 7 lat mojego życia. Czuję się tak jakbym wróciła do domu (tam dom Twój gdzie serce Twoje...), te same sklepy, ci sami ludzie, te same kąty. Mam 50-cio metrowe mieszkanie, niewtrącających się, spokojnych właścicieli za ścianą (wynajmuję część domu), i święty spokój, którego nie zastąpi nic. NAPRAWDĘ NIC!

Przędę, farbuję (choć z tym jest największy problem, bo nie mam pracowni, ale jak na moje potrzeby to daję sobie radę, kilka lat praktyki pozwala farbować bez pracowni ;) ), dziergam i uczę przędzenia :) a także farbowania u Agnieszki Jackowiak w Hobby-Wełna.

I tak naprawdę smuci mnie, że tak niewiele osób pisze na blogach..., że się ta idea blogowania tak jakoś rozlazła, rozpłynęła... Tak wiele blogów, które jeszcze kilka miesięcy temu żyły, dziś są umierające... Mam wielką nadzieję, że to się jednak zmieni, ze ludzie dostrzegą, tak jak ja dostrzegłam, że (jak to powiedziała Ania Parszewska) co na blogu to na blogu i żaden Fejsbuk tego nie zastąpi. Oczywiście to nie dotyczy wszystkich blogowiczów, część nadal pisze i chwała im za to :)

O rasie perendale

Kupiłam tę wełnę, ponieważ została mi polecona. Niestety, od samego początku nie zauroczyła mnie. Nie poddawałam się jednak, sądziłam, że ma jakąś zaletę, której jeszcze nie dostrzegam, a która się ujawni w farbowaniu czy przędzeniu.


W tym momencie wełna jest już pofarbowana i uprzędziona, a ja nadal nie wiem co w niej jest takiego ciekawego... Nie wyróżnia się niczym, ani miękkością, ani połyskiem, ani długością włosa, czy łatwością przędzenia, ani pięknym przyjmowaniem barwnika (to nie norweg czy falkland), ot zwykły zwyklak.... żadna rewelacja.


Do tego długość włoska nie ma nic wspólnego z deklarowanymi przez sprzedawcę 80-120 mm (kupowałam w WoW). Owszem, 12 centymetrowe włoski się zdarzają, ale jest też całe mnóstwo włosków 4-5 centymetrowych, jest ich, myślę, gdzieś między 1/3 a połową. I te krócizny mają niestety tendencję do zbijania się podczas farbowania, a pozbijane pęczki trzeba usuwać, gdyż inaczej odbijają się negatywnie na wyglądzie włóczki.

Włoski są bardzo "pokręcone", jak sprężynki, co pewnie jest plusem w grubych dzianinach i tkaninach, bo to zwiększa ilość powietrza, jaka znajduje się pomiędzy włóknami, a przez to dzianina/tkanina jest cieplejsza. Taśmę podczas rozciągania bardzo łatwo przerwać (pewnie ma to coś wspólnego z mnogością krótkich włosków).


Jest to wełna zdecydowanie do grubego przędzenia, myślę, że ciężko byłoby z niej uzyskać cienką, delikatną nitkę. Przypomina mi trochę szetlanda, który też mnie nie zauroczył, ale ja jestem raczej miłośnikiem long wooli. Nie jest to wełna specjalnie delikatna, ale i nie jest bardzo gryząca.

Oczywiście biorę pod uwagę, że mogłam trafić na mało wysublimowaną jakościowo partię/strzyżę (już nie raz zdarzało mi się, trafić na różne jakości w obrębie jednej rasy, w jednym sklepie - w różnych zamówieniach zdarzały się całkiem odmienne jakościowo włókna), więc możliwe, że po prostu miałam pecha, ale raczej nie będę drążyć tego tematu i próbować się przekonywać czy mam rację. Jest tyle pięknych ras owiec, że na perendale zdecydowanie szkoda mi czasu i energii.


Niemniej jednak nitka powstała, nawet ładna - moim zdaniem, przędzenie mnie nie urzekło, ale też nie było tragiczne, wełna jest puchata, z dużą objętością powietrza i na pewno jest ciepła- przetestujemy :) . Ale nie ma perlistego skrętu, za dużo w niej odstających na boki krótkich kłaczków. Zrobię z niej coś zimowego, w nadziei, że może w dzianinie wełna zaskoczy mnie czymś miłym :)



P. s. A tak w ogóle to zamierzam wrócić na bloga, choćby z postami takimi jak ten. Szkoda tak po prostu odejść. Zamówiłam właśnie kolejną partię nowych czesanek, więc będę o nich pisać.

sobota, 23 maja 2015

A czas płynie

Oj jak dawno nic nie pisałam. Świat się zmienia, a Facebook zwycięża nas blogami. Tam mnie o wiele więcej, ale nie chciałabym zaniedbać również czytelników blogowych, nie przekonanych do szajsbuka ;)

Zacznę może od końca, czyli od dzisiaj. Odwiedziłam dziś miejscowy sklep z używanymi sprzętami i meblami ( i innymi pierdołkami) sprowadzanymi ze Szwecji i ooo, takie znalezisko za 15 złotych. W pełni sprawna, zgrabna, mała i słodka przewijarka, a właściwie bardziej odwijarka do włóczki.



Od kilku dni mamy też małe gęsiaczki, słodziutkie, puchate, z fajowymi czuprynkami :) Strasznie żywotne, od pierwszego dnia.



Trochę dziergam, farbuję, przędę -  nie sposób pokazać i opisać wszystkiego, tak wiec troszkę zdjęć poglądowych wrzucę.















Wkrótce będą nowe moje czesanki, w Hobby-wełna, za jakieś 2-3 tygodnie.

Pozdrawiam serdecznie :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Wiosenne warsztaty wełniane w Warszawie




To już postanowione. W kwietniu razem z Agnieszką Jackowiak i Alicją Tyburską pod egidą Hobby-wełna, robimy weekendowy wypad warsztatowy do stolicy.

Zapraszamy więc wszystkie osoby zainteresowane wełnianymi warsztatami rękodzielniczymi. Będzie przędzenie, farbowanie, tkanie oraz filcowanie.

Warsztaty odbędą się w Warszawie w Dobrym Miejscu przy ul. Dzielnicowej 19 w weekend 17, 18, 19 kwietnia.

Moja skromna osoba będzie prowadzić warsztaty artystycznego barwienia wełny, oraz przędzenia na kołowrotku (kurs podstawowy oraz kurs dla zaawansowanych).

Dokładny plan zajęć. (dostępny także na http://hobby-welna.pl/category/warsztaty-warsztaty-w-warszawie)

WARSZTATY HOBBY-WEŁNA w Warszawie
17, 18, 19 kwietnia 2015

Miejsce: Dobre Miejsce, Warszawa (Wawer)
ul.Dzielnicowa 19,
http://dobremiejsce.warszawa.pl/

Organizator:
Hobby-Welna, www.hobby-welna.pl

Osoby uczestniczące w min. 2 warsztatach 10 % rabatu

PROGRAM
Przędzenie na wrzecionie (4 h)
17 kwietnia godz. 16.00 – 20.00
Cena: 130 zł
Prowadzenie: Alicja Tyburska

Przędzenie na kołowrotku dla początkujących (7 h)
17 kwietnia godz. 16.00 - 20.00, 18 kwietnia godz. 10.00 – 13.00
Cena: 390 zł
Prowadzenie: Justyna Karolczak

Przędzenie na kołowrotku dla zaawansowanych (6 h)
19 kwietnia godz. 9.00 – 15.00
Cena: 390 zł
Prowadzenie: Justyna Karolczak

Tkanie na krośnie o sztywnym grzebieniu (9 h)
18 kwietnia godz.10.00 - 15.00, 19 kwietnia godz. 10.00 – 14.00
Cena: 350 zł
Prowadzenie: Alicja Tyburska

Fantazyjne barwienie wełny (5 h)
18 kwietnia godz. 15.00 – 20.00
Cena: 370 zł
Prowadzenie: Justyna Karolczak

Filcowanie z filcem igłowym (4 h)
17 kwietnia godz. 16.00 – 20.00
Cena: 180 zł
Prowadzenie: Agnieszka Jackowiak

Filcowanie nunofilc – szal na jedwabiu (5 h)
18 kwietnia godz. 10.00 – 15.00
Cena: 270 zł
Prowadzenie: Agnieszka Jackowiak

Filcowanie na rozmiar – czapka / pilotka / kapelusz (5-6 h)
19 kwietnia godz. 10.00 – 15.00
Cena: 290 zł
Prowadzenie: Agnieszka Jackowiak

Dodatkowo:
18 kwietnia godz. 17.00 – 19.00
Film „Tkactwo na warsztacie. Tkanina rawska” - film dokumentalno-edukacyjny o wizycie Agnieszki Jackowiak na Mazowszu Rawskim, gdzie do niedawna tkano tradycyjne pasiaki.
Opowieść Alicji Tyburskiej o wizycie na Wyspach Szetlandzkich – o owcach, wełnie, przędzeniu, tkaniu
Cena: 20 zł
Dla osób uczestniczących w warsztatach gratis


19 kwietnia godz. 16.00
AFTERPARTY - free style / wymiana doświadczeń / pogaduchy
 

sobota, 28 lutego 2015

Warsztaty przedzenia dla zaawansowanych w Poznaniu

No więc słowo ciałem się stało... a właściwie dopiero ma szansę się stać ;) Po wielu miesiącach przypuszczeń, podchodów i rozważań wspólnie z Agnieszką Jackowiak ogłaszamy pierwsze warsztaty przędzenia na kołowrotku,  dla zaawansowanych. Te pierwsze warsztaty mają szansę odbyć się w Poznaniu. Ale wszystko zależy od frekwencji i zainteresowania uczestników.  Dlatego też serdecznie zapraszamy

Warsztaty odbędą się 28 marca 2015 roku w godzinach 10-16. 

Dokładne informacje i opis warsztatów TUTAJ 



poniedziałek, 16 lutego 2015

Weekendowe warsztaty i plany warsztowe w stolicy.

Kolejne warsztaty przędzenia na kołowrotku mogę uznać za zakończone z bardzo pozytywnym skutkiem.  Choć nie wszystkim uczestniczkom udało się być na zdjęciu, to w ciągu tego weekendu, wspólnymi siłami, zaszczepiliśmy bakcyla przędzalniczego trzem kolejne prządkom. Magdo , Paulo i Grażynko - gratuluję i trzymam kciuki za dalsze sukcesy.






Trzy ostatnie zdjęcia dzięki uprzejmości Pauli





Jednocześnie informuję, że  razem z Agnieszką Jackowiak  podjęłyśmy nieśmiałe próby zorganizowania warsztatów wyjazdowych, w Warszawie, oraz warsztatów dla osób zaawansowanych, czyli takich, które przędą już wprawnie i chciałyby nauczyć się jak prząść włóczki fantazyjne, artystyczne czy włóczki cieniutkie. 

Wstępnie mogę powiedzieć, że będą to zajęcia głównie manualne, praktyczne, z niewielkim wstępem teoretycznym, ale nad dokładnym przebiegiem będę musiała jeszcze popracować. Jeżeli będzie zainteresowanie to postaramy się zorganizować w stolicy zajęcia i dla początkujących i dla zaawansowanych.

Kiedy? Dostałam właśnie informację, że bardzo prawdopodobny jest termin w weekend 17, 18, 19 kwietnia. Chciałabym wstępnie nadać temat i w ogóle zorientować się w zainteresowaniu, bo wszystko zależy od tego czy zbierze się grupa. Na fb dziewczyny zareagowały bardzo entuzjastycznie, mam więc nadzieję, że pomysł wypali.

Jak tylko będę znała więcej szczegółów to dam znać.

Pozdrawiam :)

piątek, 6 lutego 2015

Falkland, ale jaki!

Czesanka owiec rasy falkland od jakiegoś czasu bardzo mnie fascynuje, głównie ze względu na sposób w jaki się barwi. Napatrzyć się nie mogę jak gdzieś w necie spotykam farbowanki na falklandzie.
Jest kilka ras owiec, których czesanka barwi się w ten ciekawy piękny i "naturalny" sposób. Nie chodzi mi tu bynajmniej o farbowanie naturalnymi barwnikami, ale o reakcję tych czesanek na barwniki chemiczne, a dokładnie Jacquardy. Mnie ten sposób przyjmowania koloru nieodmiennie urzeka i zmusza do poszukiwań.

Jacquardy to barwniki bardzo intensywne i na wełnie typu merino czy bfl tak właśnie wyglądają - intensywnie, mocno, czasem wręcz krzykliwie. Natomiast wełna z owiec falklandzkich czy norweskich reaguje na te barwniki inaczej. Barwy mają głębię, tak jakby każdy włosek przyjmował kolor po swojemu. Kolory są głębokie, takie pełne, nie krzykliwe i takie... dokładnie takie jak powinny.
Nie wiem czy umiem to wyjaśnić.

Przy ostatnich zakupach w WofW zauważyłam coś, co nazwano Falkland Merino. Nie wiem czy było tam już wcześniej, tylko nie zauważyłam, czy jest to jakaś nowość, ale zatrzymałam się przy tym artykule. Zastanawiałam się długo nad tym co to za hybryda. Droższe toto niż merino, a niby falkland. Ale skusiłam się i nie pożałowałam.

Ten Falkland Merino barwi się jak falkland a jest miękki jak merino (choć bez tendencji do filcowania). Kolory przyjmuje po swojemu i jak każdy falkland jest wymagający dla farbiarki - trochę tak jakby brał z roztworu barwiącego tylko tyle ile chce i tego co chce, więc wynik farbowania nie jest do końca przewidywalny, jak w przypadku merynosa, gdzie z góry wiadomo co i jak wyjdzie.

Ale wynik farbowania jest po prostu genialny - to jest to, co lubię najbardziej. To coś... to nie jest po prostu barwiona wełna, to jest barwiony falkland, którego rozpoznam wszędzie.

Może niewiele z Was łapie nad czym ja tu pieję z zachwytu, ale fakt, pieję i to wniebogłosy!!! Bo chyba znalazłam swój wełniany, czesankowy i farbiarski ideał.

Światło dziś marne, ale kolor się obroni ;) 




Pozdrawiam serdecznie :)

środa, 28 stycznia 2015

Ażurek

Odważyłam się, w końcu, zmierzyć się z poważnym, pełnowymiarowym ażurem. Zdarzało mi się już dotykać tematu, ale wcześniej to były raczej ażurki proste, nieskomplikowane, takie przy których trudno się pomylić. Ten moim zdaniem, trochę bardziej winduje poprzeczkę.



Spodobał mi się TEN szalik z wzorem listków. Wzór jest płatny, ale cena do zniesienia. Listki to jedna z moich miłości w różnych dziedzinach, drugą są domki. No i zaczęły się schody.

Początki tej robótki były bardzo trudne, gdyż nie umiałam jakby zrozumieć wzoru, zobaczyć go, choć mój wzrok ma się całkiem dobrze, ale nie umiałam zobaczyć oczami wyobraźni. Prułam toto i zaczynałam od nowa chyba z 10 razy, potykając się po drodze o oczka przekręcone czy też odwrócone. Robiłam próbki, opisywałam wzór, zasięgałam języka u wprawniejszych ode mnie... Aż wreszcie coś ruszyło i poszło.



Przy okazji uwolniłam UFOka. Może niektórzy pamiętają TEN zielony szalik. Zaczęłam go robić jakieś 2 lata temu i nie przebrnęłam. Szalik stał się pełnowymiarowym UFOkiem. Zrobiłam go połowę i ani grama więcej..

Wreszcie, czytając tu i ówdzie o uwalnianiu UFOków, zadałam sobie pytanie, co dalej? Dokończyć? Spruć? Poczułam, że nie mam siły na żadną cieniznę. Sprułam go, odzyskując druty i piękną włóczkę. Dofarbowałam jej ciepło-zieloną, niemal groszkową kompankę i obiecałam sobie, że przynajmniej przez jakiś czas (nie będę się zarzekać, że nigdy), nie dotkną cienkiej włóczki i drutów poniżej 4,5mm.



Misterne, cienkie szale, dla których w ogóle zaczęłam uczyć się dziergać,  podobają mi się bardzo ale to bardzo, ale chyba nie jestem im przeznaczona a one mnie. Myślę, że wybieranie cienkich wełenek jest głównym powodem przeżywania przez mnie, powtarzającego się zniechęcenia drutami.

Przyglądając się rzeczom, które zrobiłam na drutach i tym, przy których się zniechęciłam i skapitulowałam, nasuwa mi się oczywisty wniosek - cieniznom mówię  NIE - choć z żalem i przemawia przeze mnie głównie ten kawałek osobowości, który jest logiczny, trzeźwo myślący i twardo stąpający po ziemi. Prawie wszystko co zaczęłam i nie dokończyłam było cienkie, albo jeszcze cieńsze.

No więc mając już sporą wiedzę na temat własnych drutowych predyspozycji, dziergam dalej swoje zielone listki.

A na koniec koteczka, strasznie ciekawska :)



czwartek, 22 stycznia 2015

Warsztaty przędzenia i barwienia


Zainteresowanych informuję o prowadzonych przeze mnie warsztatach, w pracowni Hobby Wełna, w Poznaniu. 

Warsztaty odbędą się w następujących terminach:
14 lutego (sobota), godz. 16.00- 20.00 i 15 lutego (niedziela), godz. 10.00 - 13.00
14 marca (sobota), godz. 16.00- 20.00 i 15 marca (niedziela), godz. 10.00 - 13.00

W te weekendy również: barwienie wełny barwnikami Jaqcuard i przędzenie na wrzecionie.

Więcej info:
http://www.hobby-welna.pl/webpage/pl/warsztaty-przedzenia.html

Gdzie? HOBBY-WELNA, ul. Kasprzaka 42, Poznań


Pozdrawiam i zapraszam. 

wtorek, 20 stycznia 2015

Fuksjowy powrozik i krasnoludzka czapka

Skusiłam się na sprzędzenie poczwórnej nitki. Zadanie się udało




Jej cechą szczególną oprócz tego 4 ply,  jest na pewno grubość, której raczej na tych trzech pierwszych zdjęciach nie widać. Ale na zdjęciu poniżej jest to widoczne



To włościwie taki delikatny powrozik ;) Każdy z czterech singli jest inny. Jest tu i bfl i merino i wensleydale, oraz nieco alpaki i moheru. Farbowane na pasujące do siebie kolory. Całość to około 150m w 400 gramach. Farbki użyte do ufarbowania czesanki na włóczkę to wygrana w candy Eurolana od E-welenki. Tylko czerń jest naturalna, alpacza.

I nie mam pojęcia co z tym dalej zrobić... Myślałam o kolejnej czapce, ale czy można się spodziewać tak wielkich mrozów, by czapka była używana? Wielkopolska to jednak nie Suwałki, choć i tam w tym roku zima chyba leniuchuje.  Nie wiem też jakie muszę mieć druty do przerobienia tego powrozu ;) Sugestie mile widziane.

Wydziergałam też kolejną już czapkę, z tych krasnoludzkich (tak mi się ten styl kojarzy). Chyba powinnam wziąć udział w wyzwaniu "12 czapek w rok" ;) Wzór znaleziony TU
Wzięłam razem ręcznie przędzione merino i ręcznie farbowane merino i wyszło tak oto...





Gdyby ktoś zechciał zrobić sobie taką samą, to podaję szczegóły. Czapkę robiłam z dwóch nitek - ok 300m/100g każda, wziętych razem. Ściągacz na drutach 4,5 w tę i z powrotem, resztą na drutach nr 5 na okrągło. Ściągacz jest zrobiony podwójnym ryżem, zamiast francuza (jak we wzorze). Na druty nabrałam 82 oczka i robiłam bardzo ściśle. Wyszła czapka rozmiar 58-60.

To chyba tyle na dziś. Pozdrawiam serdecznie :)

sobota, 17 stycznia 2015

Zbuntowany blog

Czasem w tym naszym spokojnym blogowym światku coś się pochrzani i ktoś straci swoją stronkę. Byłoby mi bardzo smutno w takiej sytuacji, więc dokładnie rozumiem Dorotę z Sielankowego dziergania, która straciła możliwość publikowania postów, a i na samym blogu pojawiły się jakieś całkiem inne treści.

Dorota założyła jednak drugi blog i chciałaby odzyskać dawnych czytelników, którzy ją odwiedzali. Zorganizowała candy by rozpromować stronkę.
W imieniu swoim i Doroty zapraszam więc do niej na candy i do czytania bloga. Nowy blog nazywa się Sielska chata, a po kliknięciu w banerek można wejść na candy Do wygrania 6 pięknych szydełkowych podkładek pod filiżankę.


http://sielskachata.blogspot.com/2015/01/candy-na-pozeganie-sielankowego.html


A u mnie... zabieg przeżyłam! Był w konsekwencji mniejszy niż wstępnie zaplanowany - mam nadzieję, że to lekkie "poprawianie Pana Boga" wystarczy ;) . Dziś już się czuję lepiej.
W dzierganiu ciut poszłam do przodu (kończę kolejną czapkę i przędę singielki na grubą przędzę 4ply) Ale dziś jedynie uchylam rąbka tajemnicy, całość pokaże jak będzie co pokazywać.



Pozdrawiam serdecznie :)

sobota, 10 stycznia 2015

Czapka prawie idealna

To moja druga w ogóle, a pierwsza tak naprawdę udana czapka wydziergana na drutach. Nie pytajcie ile razy prułam i zaczynałam od nowa, gdyż wychodziła nie taka jak trzeba...

No ale jak już wyszła, to od razu zaczęłam ją nosić, choć do tej pory nie przepadałam za czapkami i nosiłam je tylko w wielkiej konieczności. I niemal od razu wzięłam się za kolejną. Krój czapki jest dla mnie idealny, bo mieszczą się pod nią związane włosy, do tej pory  miałam problem z kupieniem odpowiedniej czapki, która by się nie zsuwała ze związanych włosów.  




Czapka powstała z włóczki ręcznie przędzionej. Pokusiłam się tym razem na sprzędzenie tripelka (3ply). Dwie nitki to merynos, trzecia to alpaka. Niteczka jest mięsista i taka "pełna" Idealnie nadaje się na zimową czapkę, która powinna być przecież ciepła.


Kilka dni temu, Pan listowy, przyniósł mi barwniki wygrane, w candy, u E-wełenki. 



Bardzo dziękuję Karinko :) A co się z nimi stanie dalej, to już opowieść na inną okoliczność ;)

A tak w ogóle, to głównie odpoczywam, biorę leki i cierpię... W czwartek czeka mnie chirurgiczny zabieg stomatologiczny. Trzymajcie kciuki ;)
Pozdrawiam serdecznie w ten deszczowy, wietrzny, choć ciepły dzień.

wtorek, 6 stycznia 2015

Różności z życia wzięte

Chyba od połowy grudnia noszę się z zamiarem napisania tego posta, ale ciągle coś się nie składało, choćby to, że aparat fotograficzny zamordował mi komputer (na szczęście nie całkiem na śmierć, ale było nad czym główkować). Potem instalacja centralnego ogrzewania, które udało się zainstalować ostatecznie na dwa dni przed Świętami.

W międzyczasie chyba od października ciągle na tapecie mamy temat drewna opałowego. Palić czymś trzeba, a że zdecydowaliśmy się na ogrzewanie kominkowe, więc najlepiej palić drewnem. To nasza pierwsza zima na wsi, więc szopa na drewno niemal pusta i trzeba ją zapełnić.


Część drewna kupiliśmy w leśnictwie, ale chciałam napisać o ciekawej metodzie "pozyskiwania" drewna, która jest bardzo rozpowszechniona na wsiach, przynajmniej tu gdzie mieszkamy. Nazywa się to oficjalnie - SAMOWYROBEM DREWNA, a polega na tym, że leśnictwo robi przecinkę (lub wycinkę) drzew w lesie, zabiera to co potrzebuje (grube pnie) a całą resztę - czubki, gałęzie,cieńsze drzewa i suszki,  zostawia. I to co zostanie można sobie samemu obrobić, poskładać na stosy i zabrać za niewielką (w porównaniu z drewnem opałowym) opłatą. Oczywiście po wcześniejszym ustaleniu wszystkiego z leśniczym.

W ten sposób pozyskaliśmy już jakieś 30 m3 drewna, czyli ilość potrzebną do ogrzania domu na jakieś półtorej zimy. I co najlepsze - choć to bardzo ciężka robota, szalenie mi się ten samowyrób podoba. Zajęciem tym zajmują się w większości mężczyźni, ale ja bym nie odpuściła takiej okazji do kontaktu z naturą.

Tak wygląda stos (zwany potocznie kupką) w które układa się drewno. Leśniczy mierzy taki stos, potem drewno się wykupuje, a następnie zabiera traktorem lub ciężarówką do domu.



Trochę widoczków - strumyczek płynący obok miejsca pozyskiwania drewna 




I coś co dla mnie było ciekawostką, zaskoczeniem i czymś pięknym - tak wygląda mokra olszyna (to pomarańczowe) , jak było naprawdę mokro, na przykład po deszczu, to nie mogłam się napatrzyć na różne odcienie pomarańczu - od złota do ciemnego, niemal czerwonego oranżu i rudego brązu. Coś naprawdę pięknego. Podobnie wygląda mokra czeremcha. 


A co w tematach robótkowych... w Święta skończyłam szalo-komin.




 


Szalo-komin powstał mniej więcej według TEGO wzoru. Jest bardzo prościutki. Wydziergałam go z wełny norweskiej, własnoręcznie pofarbowanej i uprzędzionej. Właściwie szal powstał z pięciu różnych motków, każdy miał nieco inne odcienie i nasycenia kolorów. Razem jakoś to wszystko zagrało nawet fajnie. Włóczka miała mniej więcej 170-180m /100 gram. Szal jest dość ciężki, zużyłam na niego prawie pół kilo wełny.Wełna owiec norweskich jest dość szorstka i prymitywna, ale o dziwo nie gryzie. Bardzo mocno grzeje, szal jest mięsisty i cieplutki, można go nosić jako szalik/zamotkę albo jako komin.

Trochę wcześniej uszyłam też dwie podusie patchworkowe z tkanin firmy Moda. Poduszki też prościutkie, pozszywane razem paseczki, w środku ocieplinka polarowa (naprawdę wole ją od jakiejkolwiek innej, nawet bawełnianej, bo jest mięciutka, podczas prania i prasowania nic się z nią nie dzieje i zachowuje formę nawet po wielu praniach). Z tyłu białe płótno bez ociepliny, z wstawionym suwakiem. Pikowanie
po liniach prostych, wzdłuż szwów. 




I to tyle na dziś, zaraz zabieram się do dziergania jakiejś czapeczki, bo zima tak straszy, flirtuje z nami, ale kto wie co styczeń przyniesie... Pozdrawiam :)