Napracowałam się ostatnio i była to bardzo przyjemna praca. Zaszalałam w farbowaniu wełenek na moje ukochane jesienne kolory. Znalazło się tam i jesienne słońce, złoto i czerwień jesiennych liści, wpadająca już w żółć i oliwkę zieleń, pomarańcz dyni i nieco fioletu dojrzewających winogron (chociaż chwilami ten fiolet przypomina mi dla odmiany, wiosenne krokusy).
Mam nadzieję, że wełenki i Wam się spodobają.
No i zdjęcia z inspiracją, czyli tak jak najbardziej lubię
Włóczki będą do kupienia. Myślę, że do wieczora znajdą się w moim butiku. Serdecznie dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się na zakupy u mnie. Bardzo mnie cieszy, że Wam też się podoba to co robię i chcecie to mieć :)
A tym wszystkim, którzy jeszcze nie wiedzą, albo zapomnieli, przypominam o moim jesiennym, wełnianym CANDY
Pozdrawiam serdecznie :)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jesień. Pokaż wszystkie posty
środa, 2 października 2013
środa, 2 listopada 2011
Trochę przemyśleń
Chciałabym się dziś podzielić z Wami własnymi przemyśleniami na temat Święta Zmarłych i Zaduszek.
Pamiętam jak jako dziecię jeszcze, chodziłam na cmentarz z dziadkami i Oni opowiadali mi, że "Tu jest pochowany mój tata" opowiadali kim był, co robił, co lubił itd. opowiadali jak umarł i jak wyglądał jego pogrzeb. Na tym cmentarzu sprzątaliśmy zeschłe liście i zapalaliśmy lampki. Było urokliwie, tajemniczo i melancholijnie. W samo święto wieczorem zawsze wybieraliśmy się na ten sam cmentarz, wtedy dopiero było pięknie. Potrafiłam tak godzinami chodzić między grobami i chłonąć tę magiczną atmosferę. I za to jestem wdzięczna dziadkom i trochę sobie samej, że to poczułam, przyjęłam, kultywuję.
Dla mnie to jedyny taki okres w roku, niepowtarzalny. Nie chodzi tylko o to, by wtedy pamiętać o naszych bliskich, którzy odeszli, ale aby właśnie wtedy umieć otworzyć w sobie te drzwiczki, w których są, zapomniane na co dzień, rozmyślania o przemijaniu, o naszej przeszłości, o przeszłości naszych bliskich, by z tej perspektywy spojrzeć na nasze życie. Czy warto tak się wszystkim denerwować, biec nie wiadomo za czym. To po prostu inna perspektywa, inne spojrzenie na świat - tak to zawsze przeżywałam.
Jestem przeciwniczką halloweenowego podejścia do tych świąt. I chciałabym wyjaśnić dlaczego. Pomijam już gonitwy przebierańców i urywanie dzwonków do drzwi sąsiadów. Podświetlone dynie w ogródkach nawet mi się podobają jako ozdoba. Ale samemu podejściu brak właśnie tego czego doświadczyłam jako dziecko i wciąż doświadczam - duchowości tych dni, ich niekoniecznie radosnej magii. Halloween to kolejna płycizna duchowa, jak Mikołaj w supermarkecie, który woła HO HO, i zachęca rodziców do kupowania prezentów zaciekawionym dzieciom. Jest rekwizyt, ale nie ma idei, nie ma nawiązania do kultury, chciałoby się powiedzieć - nie ma sensu... no poza sensem otrzymania słodyczy i biegania nocą po okolicy.
A przecież Święto Zmarłych od wieków, czy to w wydaniu katolickim, czy w prasłowiańskim, było świętem ducha. Nie duszka Kacperka, ale naszej ludzkiej duszy, duchowości, naszej przemijalności, kruchości. Nie bez powodu jest ono umiejscowione na jesieni, gdy wszystko dookoła więdnie, blednie, umiera. Przecież to, by oswoić śmierć i przemijanie jest nam ludziom potrzebne do zdrowego życia, do higieny psychicznej, i choć to brzmi przewrotnie - do szczęścia.
Chciałabym wierzyć, że na drugi dzień po halloween rodzice czy dziadkowie poopowiadają swym dzieciom i wnukom o tym co minęło, o tych, którzy odeszli, by wiedziały, by znały swoje korzenie. Dla mnie to było niezwykle ważne i myślę, że w dużym stopniu miało wpływ na moją wrażliwość wobec świata i ludzi.
Zdjęcia z poznańskiej cytadeli i jednego z sześciu znajdujących się tam cmentarzy.
Pamiętam jak jako dziecię jeszcze, chodziłam na cmentarz z dziadkami i Oni opowiadali mi, że "Tu jest pochowany mój tata" opowiadali kim był, co robił, co lubił itd. opowiadali jak umarł i jak wyglądał jego pogrzeb. Na tym cmentarzu sprzątaliśmy zeschłe liście i zapalaliśmy lampki. Było urokliwie, tajemniczo i melancholijnie. W samo święto wieczorem zawsze wybieraliśmy się na ten sam cmentarz, wtedy dopiero było pięknie. Potrafiłam tak godzinami chodzić między grobami i chłonąć tę magiczną atmosferę. I za to jestem wdzięczna dziadkom i trochę sobie samej, że to poczułam, przyjęłam, kultywuję.
Dla mnie to jedyny taki okres w roku, niepowtarzalny. Nie chodzi tylko o to, by wtedy pamiętać o naszych bliskich, którzy odeszli, ale aby właśnie wtedy umieć otworzyć w sobie te drzwiczki, w których są, zapomniane na co dzień, rozmyślania o przemijaniu, o naszej przeszłości, o przeszłości naszych bliskich, by z tej perspektywy spojrzeć na nasze życie. Czy warto tak się wszystkim denerwować, biec nie wiadomo za czym. To po prostu inna perspektywa, inne spojrzenie na świat - tak to zawsze przeżywałam.
Jestem przeciwniczką halloweenowego podejścia do tych świąt. I chciałabym wyjaśnić dlaczego. Pomijam już gonitwy przebierańców i urywanie dzwonków do drzwi sąsiadów. Podświetlone dynie w ogródkach nawet mi się podobają jako ozdoba. Ale samemu podejściu brak właśnie tego czego doświadczyłam jako dziecko i wciąż doświadczam - duchowości tych dni, ich niekoniecznie radosnej magii. Halloween to kolejna płycizna duchowa, jak Mikołaj w supermarkecie, który woła HO HO, i zachęca rodziców do kupowania prezentów zaciekawionym dzieciom. Jest rekwizyt, ale nie ma idei, nie ma nawiązania do kultury, chciałoby się powiedzieć - nie ma sensu... no poza sensem otrzymania słodyczy i biegania nocą po okolicy.
A przecież Święto Zmarłych od wieków, czy to w wydaniu katolickim, czy w prasłowiańskim, było świętem ducha. Nie duszka Kacperka, ale naszej ludzkiej duszy, duchowości, naszej przemijalności, kruchości. Nie bez powodu jest ono umiejscowione na jesieni, gdy wszystko dookoła więdnie, blednie, umiera. Przecież to, by oswoić śmierć i przemijanie jest nam ludziom potrzebne do zdrowego życia, do higieny psychicznej, i choć to brzmi przewrotnie - do szczęścia.
Chciałabym wierzyć, że na drugi dzień po halloween rodzice czy dziadkowie poopowiadają swym dzieciom i wnukom o tym co minęło, o tych, którzy odeszli, by wiedziały, by znały swoje korzenie. Dla mnie to było niezwykle ważne i myślę, że w dużym stopniu miało wpływ na moją wrażliwość wobec świata i ludzi.
Zdjęcia z poznańskiej cytadeli i jednego z sześciu znajdujących się tam cmentarzy.
sobota, 29 października 2011
Nastrojowo na Etsy
Kilka nastrojowych zdjęć z Etsy, na ten dzień, tuż przed zmianą czasu na zimowy.
Kliknięcie na obrazek spowoduje przeniesienie na stronę przedmiotu .
A co u mnie - tkam do przesytu, bliski koniec trochę za bardzo mnie nakręca, aż się boję czy się nie przejem tym tkaniem. Dzień nie ma ostatnio dla mnie końca i potrafię o 2 w nocy zdać sobie sprawę z tego, że najwyższa pora na sen. Wczoraj razem z Alicją z http://www.lucivo.pl/ farbowałyśmy wełenkę. Wyszła ciekawie, może z czasem Alicja pochwali się co z niej uprzędła. Mieszkanie w dużym mieście ma swoje ogromne plusy, ma się do siebie blisko.
czwartek, 13 października 2011
Winobranie
Winobranie u nas zawsze odbywało się w ostatnim tygodniu października, gdy to już jest po pierwszych przymrozkach a winogrona nie mają już liści. Wtedy grona łatwiej się zrywa. Ale niestety w tym roku jest inaczej. Setki szpakowatych potworów dopadły dziś nasze winogrona, wiec aby nie obejść się smakiem, musiałam rzucić wszystkie zaplanowane czynności i obrywać winogrona. Potwory już zdążyły nadszarpnąć zbiory i upstrzyć liście. Ale gdyby im tylko nie przeszkodzić, to jutro już nie byłoby czego zrywać. Takiej ilości szpaków chyba w życiu nie widziałam.
No ale już spora część owoców zebrana i uchroniona przed tą skrzydlatą szarańczą! Grona są piękne i dorodne, jak widać na zdjęciu powyżej. Nie jest to jakaś wybitnie cudowna odmiana jeśli chodzi o walory konsumpcyjne, gdyż w smaku kuleczki są dość cierpkie ze względu na dużą zawartość garbników, ale na wino, zwłaszcza wytrawne - rewelacja!
Dziś wieczorem będzie robienie winka, a zimą i na wiosnę, czynność jeszcze przyjemniejsza czyli degustacja tegoż. Jak co roku celowac będę w wino jak najbardziej wytrawne - czego nie łatwo dokonać - nie lubię słodkich win. Nastaw przygotowuję z moszczu gronowego (wszystko razem z łupinkami), wody i niewielkiej ilości cukru oraz "matki drożdżowej", po czym po 2-3 tygodniach przecedzam całość i zostawiam tylko część płynną.
Wino przygotowuję na bazie szlachetnych drożdży winiarskich (w tym roku Burgundy i Bordeaux), a więc przed zmiażdżeniem owoców i umieszczeniem moszczu w butlach, owoce dokładnie parzę wrzątkiem, dla pozbycia się dzikich drożdży znajdujących się na skórkach.
Potem to już tylko pilnowanie bąbelkowania, dosypywanie cukru, dolewanie wody, zlewanie wina znad osadu i cierpliwe czekanie na efekty. Oj będziem się alkoholizować ;) i to ekologicznie, bez siarki i sztucznych barwników oraz konserwantów. Samo zdrowie :)
A tak w jesiennych promieniach słońca prezentuje się sumak
Dla klimatu i przeciwwagi "Deszcz jesienny" Staffa w wykonaniu Cemetery of Scream
Niestety tylko w postaci linków do "wrzuty" bo na youtube nawet tego nie ma.
piątek, 26 sierpnia 2011
Merino z tencelem
Całkiem niedawno zabrałam się za tę mieszankę włókien. Najpierw za farbowanie a teraz za przędzenie. Farbuje się średnio, to znaczy merino farbuje się dobrze, za to tencel jest oporny, pozostając w formie białych lub ledwie zabarwionych pasm. Na szczęście w niczym to nie przeszkadza, bo po uprzedzeniu białe, błyszczące pasma dają efekt rozświetlenia. Przedzie się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż włókna z dodatkiem jedwabiu mulberry, który to tencel na poczatku przypominał. Jednak jest on delikatniejszy od jedwabiu, przez co nie utrudnia przędzenia.
Tę włóczkę przędłam chyba z tydzień, ale warto było :) Chyba coś sobie z niej udzióbię na szydełku w jesienne wieczory. Wyszło 145 gram/342 metry podwójnej przędzy w świetlistych, jesiennych barwach. I nawet nie trzeba stabilizować, wyszedł bardzo dobry skręt. Włóczka pójdzie prosto na szydełko. Mam jeszcze drugą porcję czesanki tego samego koloru, więc mam co robić.
Tę włóczkę przędłam chyba z tydzień, ale warto było :) Chyba coś sobie z niej udzióbię na szydełku w jesienne wieczory. Wyszło 145 gram/342 metry podwójnej przędzy w świetlistych, jesiennych barwach. I nawet nie trzeba stabilizować, wyszedł bardzo dobry skręt. Włóczka pójdzie prosto na szydełko. Mam jeszcze drugą porcję czesanki tego samego koloru, więc mam co robić.
sobota, 20 sierpnia 2011
Dostałam prezent
Dostałam wczoraj prezent urodzinowy, który "przywędrował" do mnie z drugiego końca świata. Torebka jest szyta ręcznie i myślę, że akurat pasuje na późno letnie i jesienne dni. Bardzo mi się podoba, więc chcę się pochwalić :) W środku są dwie kieszonki i zapięcie na zatrzask. Całość na podszewce. I świetny ten ozdobny guzik :)
Do prezentu została dołączona ręcznie robiona, materiałowa, kartka z życzeniami
Można też tak :PPP - Pan Cyklop :D
Alinko, torebka jest przepiękna, jak ja zazdroszczę Ci tej wielości materiałów, jakie u Was są, a także wprawy w szyciu. Istna poezja dla oczu i dłoni. Dziękuję bardzo bardzo :*
Na koniec swojskie klimaty zza miedzy... ja naprawdę mieszkam w Poznaniu ;)
poniedziałek, 15 sierpnia 2011
Pierwsza jaskółka wiosny nie czyni...
...ale z tego co pamiętam, o winobluszczu i jesieni nic w tym przysłowiu nie było. Ktoś tu mówił, że to jeszcze nie jesień ;) no nie wiem, nie wiem :)
Winobluszcz już zaczyna się wybarwiać, na razie to tylko pojedyncze listki, ale będzie więcej. Anetko z Tuskulum, pierwsze "winobluszczowe" zdjęcia dla Ciebie w podzięce za Twoje fotki :)
Winobluszcz już zaczyna się wybarwiać, na razie to tylko pojedyncze listki, ale będzie więcej. Anetko z Tuskulum, pierwsze "winobluszczowe" zdjęcia dla Ciebie w podzięce za Twoje fotki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)