No więc wzięłam się i uzupełniłam, założony kilka lat temu, album na
flickrze. Jest tam prawie cała historia mojego przędzenia i farbowania -
muszę jeszcze uzupełnić same początki. Szukając zdjęć pierwszej włóczki, na pewien fejsbukowy konkurs, i wertując kolejne
foldery z archiwalnymi zdjęciami, stwierdziłam, że trzeba to wszystko
jakoś uporządkować, żeby nie zaginęło w odmętach historii, bo byłoby
szkoda.
Niestety nie ma opisów, co jest co, ale postaram się to również nadrobić - na ile pamiętam lub mam to gdzieś zanotowane.
Jest tu głównie moja farbiarska i prządkowa radosna twórczość, do tego
troszkę kociarstwa i innych "duperelków", co razem tworzy kawałek mojej
historii, odgrywającej się w trzech domach na przestrzeni jakichś 5
lat. Prawie 700 zdjęć, z czego większość wrzucona dzisiejszego wieczoru i
nocy... ufff. Mniej więcej wszystko jest chronologicznie.
Zapraszam wiec do oglądania i może inspirowania się, a może mogłabym
powiedzieć, ze to ku przestrodze, wszak przędzenie i farbowanie
niesamowicie wciąga :)
https://www.flickr.com/photos/64656909@N02/
Najstarsze fotki są w albumach.
Album jest też po prawej stronie w "zakładkach" pod nazwą FOTKI FARBOWANEK i będę się starać już go nie zaniedbywać, więc zdjęcia będą się tam pojawiać regularnie.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcel. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcel. Pokaż wszystkie posty
niedziela, 4 grudnia 2016
piątek, 20 czerwca 2014
Chusta Freesia
Oto moje nowe dzieło udziergane przy okazji oglądania na necie "Cudownych lat" - taki powrót do przeszłości sobie zrobiłam
Wzór tej chusty oczarował mnie maksymalnie, nawet sciągnęłam sobie fotkę i zapisałam wśród inspiracji, ale nie zapisałam wzoru (byłam pewna że zapisałam) i gdy przyszło co do czego, okazało się, że wzór trzeba poszukać od nowa. Ale udało się go znaleźć TUTAJ
Jak widać na zdjęciach chusta jest nieco asymetryczna, dziergana w dziwaczny sposób, ni to od czubka, ni od boku, pierwszy raz się z taką metodą spotkałam, ale coś czuję, że nie ostatni, bo strona projektantki pełna jest niesztampowych, prostych i fajnych wzorów chust.
Wzór jest kretyńsko prosty, myślę, że małpa, po drutowym przeszkoleniu, też by sobie z nim poradziła - czyli coś w sam raz dla mnie :DDD bo ja kocham wzory bezmyślne, gdzie się leci, przerabia i nie trzeba się prawie wcale zastanawiać, za to można się skupić na filmie czy rozmowie. Cały wzór zajmuje pół strony A4. Ale pomimo swojej prostoty, a może właśnie ze względu na nią, wzór baardzo mi się spodobał.
Chustę zrobiłam nieco większą niż we wzorze (bez problemu można tu manipulować wielkością), zeszło mi na nią jakieś 350 gram włóczki Ecco Zitrona (220m/100g) własnoręcznie ufarbowanej na kolor złotej ochry z niewielkim dodatkiem brązu, pomarańczu oraz żółci. Druty 4,5 mm.
Po zakończeniu chusty i jej wypraniu, okazało się, że nie mam jej gdzie zblokować. Chusta jest bardzo duża - rozpiętość "ramion" to prawie 300cm - i nie mam takiego łóżka, a tym bardziej styropianu, na którym mogłabym ją rozłożyć i przyszpilić. Z braku laku "blokowanie" odbyło się tak:
Nawet nie najgorzej to wyszło, pominąwszy deszcz jaki w międzyczasie lunął i zmoczył prawie suchą dzianinę.
Dzięki podpowiedziom Moniusi udało mi się zrobić taki ładny łańcuszkowy brzeg
Wzór tej chusty oczarował mnie maksymalnie, nawet sciągnęłam sobie fotkę i zapisałam wśród inspiracji, ale nie zapisałam wzoru (byłam pewna że zapisałam) i gdy przyszło co do czego, okazało się, że wzór trzeba poszukać od nowa. Ale udało się go znaleźć TUTAJ
Jak widać na zdjęciach chusta jest nieco asymetryczna, dziergana w dziwaczny sposób, ni to od czubka, ni od boku, pierwszy raz się z taką metodą spotkałam, ale coś czuję, że nie ostatni, bo strona projektantki pełna jest niesztampowych, prostych i fajnych wzorów chust.
Wzór jest kretyńsko prosty, myślę, że małpa, po drutowym przeszkoleniu, też by sobie z nim poradziła - czyli coś w sam raz dla mnie :DDD bo ja kocham wzory bezmyślne, gdzie się leci, przerabia i nie trzeba się prawie wcale zastanawiać, za to można się skupić na filmie czy rozmowie. Cały wzór zajmuje pół strony A4. Ale pomimo swojej prostoty, a może właśnie ze względu na nią, wzór baardzo mi się spodobał.
Chustę zrobiłam nieco większą niż we wzorze (bez problemu można tu manipulować wielkością), zeszło mi na nią jakieś 350 gram włóczki Ecco Zitrona (220m/100g) własnoręcznie ufarbowanej na kolor złotej ochry z niewielkim dodatkiem brązu, pomarańczu oraz żółci. Druty 4,5 mm.
Po zakończeniu chusty i jej wypraniu, okazało się, że nie mam jej gdzie zblokować. Chusta jest bardzo duża - rozpiętość "ramion" to prawie 300cm - i nie mam takiego łóżka, a tym bardziej styropianu, na którym mogłabym ją rozłożyć i przyszpilić. Z braku laku "blokowanie" odbyło się tak:
Nawet nie najgorzej to wyszło, pominąwszy deszcz jaki w międzyczasie lunął i zmoczył prawie suchą dzianinę.
Dzięki podpowiedziom Moniusi udało mi się zrobić taki ładny łańcuszkowy brzeg
Teraz chyba pora na Vampira (jeśli przebrnę przez rzędy skrócone), mam już nawet ufarbowaną włóczkę.
A na koniec Marcel na tarasie. Taki to pożyje!!!
wtorek, 1 stycznia 2013
Kolorowego Nowego Roku
Tyle życzeń się w koło sypie, i ja też chciałabym dorzucić swoją wersję. Życzę Wam nie tylko szczęśliwego i dobrego, ale też kolorowego, miękkiego, puchatego i pełnego blasku tego NOWEGO 2013 ROKU!
Wieczór sylwestrowy i dzisiejszy dzień spędzam bardzo spokojnie i bardzo twórczo. Powstały więc sylwestrowe i noworoczne moteczki. Było też trochę gobelinowania.
Pierwsza włóczka to bardzo ciekawa, lekko jakby tweedowa, oplatana włóczka, mieszanka wełny i sporej ilości jedwabiu. Włóczka ciekawie się pofarbowała, wełna i jedwab pofarbowały się trochę inaczej.
Life Style Atelier Zitron, niemiecka włóczka 100% merino, piękna pod każdym względem, idealna do farbowania.
Również włóczka Life Style.
No i trochę jedwabiu.
Dodatkowo dzisiejszy dzień umila mi wielce trójkowy Top Wszech Czasów.
Jest pięknie :)
Tych, którzy zapomnieli, przegapili lub nie wiedzieli, informuję, że jeszcze nie wszystko stracone, a najlepsze dopiero nastąpi. Lista trwa jeszcze, do 21-szej - trójkowy player w prawym górnym rogu bloga - wystarczy kliknąć.
No i jeszcze noworoczny Marcel, w jednej ze swoich popisowych pozycji łóżkowych - gdyby ktoś pytał, to kot śpi :)
Pozdrawiam noworocznie :)
Wieczór sylwestrowy i dzisiejszy dzień spędzam bardzo spokojnie i bardzo twórczo. Powstały więc sylwestrowe i noworoczne moteczki. Było też trochę gobelinowania.
Pierwsza włóczka to bardzo ciekawa, lekko jakby tweedowa, oplatana włóczka, mieszanka wełny i sporej ilości jedwabiu. Włóczka ciekawie się pofarbowała, wełna i jedwab pofarbowały się trochę inaczej.
Life Style Atelier Zitron, niemiecka włóczka 100% merino, piękna pod każdym względem, idealna do farbowania.
Również włóczka Life Style.
No i trochę jedwabiu.
Dodatkowo dzisiejszy dzień umila mi wielce trójkowy Top Wszech Czasów.
Jest pięknie :)
Tych, którzy zapomnieli, przegapili lub nie wiedzieli, informuję, że jeszcze nie wszystko stracone, a najlepsze dopiero nastąpi. Lista trwa jeszcze, do 21-szej - trójkowy player w prawym górnym rogu bloga - wystarczy kliknąć.
No i jeszcze noworoczny Marcel, w jednej ze swoich popisowych pozycji łóżkowych - gdyby ktoś pytał, to kot śpi :)
Pozdrawiam noworocznie :)
niedziela, 9 grudnia 2012
Dzwonek dla sikorek
Zima się rozkokosiła, wygląda jakby na dobre ;) a ptactwo okoliczne pewnie głodne...
Jeśli chcemy ptaszki poratować możemy oczywiście kupić gotową karmę dla nich, ale jakże miło jest wrócić na chwilę pamięcią do szczenięcych lat i samemu przygotować stołówkę dla sikorek. Zajęcie, dla mnie przynajmniej, bardzo przyjemne, zawsze wtedy przypominam sobie jak to kiedyś fajnie było, jak mając kilka/ kilkanaście lat, robiłam takie dzwoneczki. Jest mi jakoś świątecznie i zimowo :).
Wystarczy mieć jakieś plastikowe naczynie, najlepiej z dość twardym denkiem, choc pewnie starczy choćby jednorazowy kubeczek do napojów (czy na przykład pojemnik po zjedzonym serku), ponadto kawałek sznurka, ziarenka lub skwarki (lub jedno i drugie) oraz "czysty" smalec. W karmie nie może być soli, gdyż jest ona zabójcza dla ptaszków. Smalec z przyprawami nie nadaje się.
Krótki przepis na PTASI DZWONEK dla tych, którzy onegdaj nie oglądali "Domowego Przedszkola" tudzież w innym miejscu nie natknęli się na takie cudo:
W dnie pojemniczka należy zrobić dziurkę (maleńką, aby nie uciekł nam roztopiony smalec), przetknąć przez nią sznurek z dużym supełkiem na którym oprze się cała konstrukcja, drugi supełek zawiązać po zewnętrznej stronie denka, jak najbliżej denka, by uszczelnić dziurkę. Kolejne supełki można zawiązać na zwisającej części sznurka, by ptaszki mogły się złapać i jeść.
Gdy już mamy dzwonek, wkładamy doń skwarki i ziarenka, ugniatamy i zalewamy roztopionym, przestudzonym smalcem. Odstawiamy do momentu aż smalec stężeje. I możemy wieszać, a potem obserwować ptaszki. Dzwonek ochroni karmę przed śniegiem, a nawet okolicznymi kotami, które nie pogardzą takim rarytasem.
U mnie sezon dokarmiania dopiero się zaczął, bo więcej mnie w domu nie ma niż jestem i jakoś nie było kiedy się tym zająć. Ptaszki jeszcze nie wiedzą o stołówce, ale to tylko kwestia czasu.
Na koniec zdjęcie Marcelka, portretowe ;)
Kocur całkowicie wydobrzał, na nodze nie ma już nawet śladu po złamaniu i operacjach, czego prawdę mówiąc, się nie spodziewałam.
Pozdrawiam zaglądających :)
P.s. (g.10:51) Ptaszki już są, a wśród nich rzadka i piękna sikora modra.
Jeśli chcemy ptaszki poratować możemy oczywiście kupić gotową karmę dla nich, ale jakże miło jest wrócić na chwilę pamięcią do szczenięcych lat i samemu przygotować stołówkę dla sikorek. Zajęcie, dla mnie przynajmniej, bardzo przyjemne, zawsze wtedy przypominam sobie jak to kiedyś fajnie było, jak mając kilka/ kilkanaście lat, robiłam takie dzwoneczki. Jest mi jakoś świątecznie i zimowo :).
Wystarczy mieć jakieś plastikowe naczynie, najlepiej z dość twardym denkiem, choc pewnie starczy choćby jednorazowy kubeczek do napojów (czy na przykład pojemnik po zjedzonym serku), ponadto kawałek sznurka, ziarenka lub skwarki (lub jedno i drugie) oraz "czysty" smalec. W karmie nie może być soli, gdyż jest ona zabójcza dla ptaszków. Smalec z przyprawami nie nadaje się.
Krótki przepis na PTASI DZWONEK dla tych, którzy onegdaj nie oglądali "Domowego Przedszkola" tudzież w innym miejscu nie natknęli się na takie cudo:
W dnie pojemniczka należy zrobić dziurkę (maleńką, aby nie uciekł nam roztopiony smalec), przetknąć przez nią sznurek z dużym supełkiem na którym oprze się cała konstrukcja, drugi supełek zawiązać po zewnętrznej stronie denka, jak najbliżej denka, by uszczelnić dziurkę. Kolejne supełki można zawiązać na zwisającej części sznurka, by ptaszki mogły się złapać i jeść.
Gdy już mamy dzwonek, wkładamy doń skwarki i ziarenka, ugniatamy i zalewamy roztopionym, przestudzonym smalcem. Odstawiamy do momentu aż smalec stężeje. I możemy wieszać, a potem obserwować ptaszki. Dzwonek ochroni karmę przed śniegiem, a nawet okolicznymi kotami, które nie pogardzą takim rarytasem.
U mnie sezon dokarmiania dopiero się zaczął, bo więcej mnie w domu nie ma niż jestem i jakoś nie było kiedy się tym zająć. Ptaszki jeszcze nie wiedzą o stołówce, ale to tylko kwestia czasu.
Na koniec zdjęcie Marcelka, portretowe ;)
Kocur całkowicie wydobrzał, na nodze nie ma już nawet śladu po złamaniu i operacjach, czego prawdę mówiąc, się nie spodziewałam.
Pozdrawiam zaglądających :)
P.s. (g.10:51) Ptaszki już są, a wśród nich rzadka i piękna sikora modra.
niedziela, 30 września 2012
Jesień (oddam pięknego kocurka)
Ostatnimi czasy nie dzieje się wiele z rzeczy robótkowych. Główną atrakcją jesieni jest małe wielkie przedsięwzięcie czyli tworzenie farbiarni. Tak, tak, wyprowadzam się wreszcie z kuchni, na strych, gdzie tak od połowy października zaczynam nowe życie farbiarskie. Chłop w każdej wolnej chwili puka i stuka, piłuje i projektuje. Na razie jeszcze zdjęć nie będzie, poczekam, aż całość nabierze wyglądu godnego opstrykania.
Dużo się też dzieje w kocim świecie. Marcelek jest pod drugiej operacji, gwóźdź zdemontowany, i znów znienawidzony kołnierz na szyi. Przy okazji kocurek został wykastrowany, co raczej nie zrobiło na nim jakiegoś specjalnego wrażenia. Jest bardzo grzecznym kotem, w porównaniu do niego Masza to diabeł wcielony, nawet teraz, pomimo iż ma już ponad rok. Kiciorek jest bardzo przymilny i daje mi morze miłości.
Oczywiście obowiązkowo sypia w łóżku.
Miałam nadzieję, że demontaż gwoździa będzie niewielkim zabiegiem, a zrobił się zabieg całkiem solidny. Znów kołnierz, leki, kontrolna wizyta a za tydzień zdejmowanie szwów. Pocieszam się tylko tym, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to będzie koniec chirurgicznej kariery kocura. Od lipca się bujamy z nim i szczerze mam już dość, on z pewnością też.
Noga zrosła się bardzo dobrze, kot nie kuleje i jest w pełni sprawny.
Moim problemem jest natomiast jego rodzeństwo. Koty dalej mieszkają w naszym ogrodzie, nie poszły sobie bynajmniej w świat. Głupie nie są, skoro tu dwa razy dziennie micha się napełnia i nie trzeba się wysilać. Tylko mnie te koty żywcem pożrą... rachunki w sklepie zoologicznym to naprawdę dużo za dużo.
Koty rosną i jedzą chyba podwójnie, bo zapas karmy topnieje w oczach. Nie chcę oddawać kotów do schroniska, bo tam nic dobrego ich nie czeka. A nie wiem jak długo jeszcze zdołam je dokarmiać.
Apeluję więc
Kocurek jest naprawdę piękny, czarny jak węgiel, smukły i zwinny. Ma długie, kształtne nogi, piękną główkę i cały jest bardzo ładnie zbudowany. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie. To najpiękniejszy kot z miotu!
Więc jeśli potrzebujecie kota, lub wasi znajomi potrzebują kota, to bardzo proszę o odzew. Kotek jest półdziki, ale na podstawie tego jak zachowywał się Marcel po zabraniu do domu, wnioskuję, że nie będzie to problem.
Czasem, gdy odsłaniam roletę w oknie, wita mnie taki oto obrazek
Mam też do oddania koteczkę, podobną do Marcela, więc jeśli ktoś chciałby koteczkę to proszę się odezwać, wezmę ją na muszkę obiektywu i wrzucę fotki.
Troszkę drutuję, choć nie za wiele, ale szalika przybyło nieco. Nie idzie mi to za szybko, ale do wiosny udziergam i będzie jak znalazł :D
I tyle na dziś, pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)
Dużo się też dzieje w kocim świecie. Marcelek jest pod drugiej operacji, gwóźdź zdemontowany, i znów znienawidzony kołnierz na szyi. Przy okazji kocurek został wykastrowany, co raczej nie zrobiło na nim jakiegoś specjalnego wrażenia. Jest bardzo grzecznym kotem, w porównaniu do niego Masza to diabeł wcielony, nawet teraz, pomimo iż ma już ponad rok. Kiciorek jest bardzo przymilny i daje mi morze miłości.
Oczywiście obowiązkowo sypia w łóżku.
Miałam nadzieję, że demontaż gwoździa będzie niewielkim zabiegiem, a zrobił się zabieg całkiem solidny. Znów kołnierz, leki, kontrolna wizyta a za tydzień zdejmowanie szwów. Pocieszam się tylko tym, że jeśli nie wydarzy się nic niespodziewanego, to będzie koniec chirurgicznej kariery kocura. Od lipca się bujamy z nim i szczerze mam już dość, on z pewnością też.
Noga zrosła się bardzo dobrze, kot nie kuleje i jest w pełni sprawny.
Moim problemem jest natomiast jego rodzeństwo. Koty dalej mieszkają w naszym ogrodzie, nie poszły sobie bynajmniej w świat. Głupie nie są, skoro tu dwa razy dziennie micha się napełnia i nie trzeba się wysilać. Tylko mnie te koty żywcem pożrą... rachunki w sklepie zoologicznym to naprawdę dużo za dużo.
Koty rosną i jedzą chyba podwójnie, bo zapas karmy topnieje w oczach. Nie chcę oddawać kotów do schroniska, bo tam nic dobrego ich nie czeka. A nie wiem jak długo jeszcze zdołam je dokarmiać.
Apeluję więc
ODDAM PIĘKNEGO CZARNEGO KOCURKA!!!
Kocurek jest naprawdę piękny, czarny jak węgiel, smukły i zwinny. Ma długie, kształtne nogi, piękną główkę i cały jest bardzo ładnie zbudowany. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie. To najpiękniejszy kot z miotu!
Więc jeśli potrzebujecie kota, lub wasi znajomi potrzebują kota, to bardzo proszę o odzew. Kotek jest półdziki, ale na podstawie tego jak zachowywał się Marcel po zabraniu do domu, wnioskuję, że nie będzie to problem.
Czasem, gdy odsłaniam roletę w oknie, wita mnie taki oto obrazek
Mam też do oddania koteczkę, podobną do Marcela, więc jeśli ktoś chciałby koteczkę to proszę się odezwać, wezmę ją na muszkę obiektywu i wrzucę fotki.
Troszkę drutuję, choć nie za wiele, ale szalika przybyło nieco. Nie idzie mi to za szybko, ale do wiosny udziergam i będzie jak znalazł :D
I tyle na dziś, pozdrawiam wszystkich odwiedzających :)
środa, 29 sierpnia 2012
Rudości i różności
I się pozajączkowało... Marcel, który miał mieć dziś wyciągany gwóźdź z nogi (bite 6 tygodni na to czekał), rozchorował się i nie chce mu przejść. Co dzień jeździmy do weta na zastrzyki i kroplówki. Kolejne popołudnie spędzone w przychodni zaczyna mnie męczyć. Kociak wybrzydza przy jedzeniu, na szczęście inne "anomalie" gastryczne przeszły, ale z wyciągania gwoździa nici, bo zwierz musi być zdrowy, by móc go poddać zabiegowi. Kazano nam umówić się jak kot wyzdrowieje, czyli na przyszły tydzień . I co z tego, że w sobotę mieliśmy wybywać na wakacje? Ano nic z tego... z wakacji znaczy. Wakacje trzeba przenieść na inny termin. Nie chcę obciążać tym wszystkim osoby, która będzie się zajmować zwierzakami podczas naszego wyjazdu.
Nawet nie czuję się jakoś specjalnie zdziwiona. Choć jak patrzę na piękną pogodę za oknem to mnie trafia, bo to ciepełko nie będzie przecież trwało wiecznie. I żeby kot był jakoś specjalnie chory, ale on jest rześki, bawi się, przytula, tylko jeść nie chce. Ot, popadli my w kałabanię.
Odreagowując frustrację i strach o kota, wzięłam się za farby i wełnę. Powstało requiem dla jesieni.
Z wełenki zrobię prostą chustę na jesień i zimę. Będzie pasowała do płaszcza w kolorze ciepłego ciemnego brązu. Korci mnie, aby już zacząć, choć z szalikiem jestem jeszcze w lesie, ale tak mnie ciekawi jak się będą układać kolory w robótce. Zresztą tak już mam, że robię kilka rzeczy na raz. Nawet książki czytam parami albo trójkami.
Dziś znów do weta, chyba zabiorę robótkę ;)
Nawet nie czuję się jakoś specjalnie zdziwiona. Choć jak patrzę na piękną pogodę za oknem to mnie trafia, bo to ciepełko nie będzie przecież trwało wiecznie. I żeby kot był jakoś specjalnie chory, ale on jest rześki, bawi się, przytula, tylko jeść nie chce. Ot, popadli my w kałabanię.
Odreagowując frustrację i strach o kota, wzięłam się za farby i wełnę. Powstało requiem dla jesieni.
Z wełenki zrobię prostą chustę na jesień i zimę. Będzie pasowała do płaszcza w kolorze ciepłego ciemnego brązu. Korci mnie, aby już zacząć, choć z szalikiem jestem jeszcze w lesie, ale tak mnie ciekawi jak się będą układać kolory w robótce. Zresztą tak już mam, że robię kilka rzeczy na raz. Nawet książki czytam parami albo trójkami.
Dziś znów do weta, chyba zabiorę robótkę ;)
piątek, 10 sierpnia 2012
Lato, lato, lato, ech że ty
Te słowa piosenki Marka Grechuty doskonale komponują mi się z kolorkami ostatnio ufarbowanych wełenek... Mam letnią wenę i farbiarsko nie próżnuję.
Nazwałam ją sobie "Letni uśmiech", a drugą "Słoneczna łąka".
Radosne? Letnie? A może nieco infantylne?
Jest to merino superwash.
Pierwsza z czesanek już się kręci.
A tak na marginesie, to merino superwash lubię najbardziej ze wszystkich merynosów. Najlepiej mi leży zarówno w farbowaniu jak i w przędzeniu. No, jeszcze mieszanka z tencelem jest niezła. Ale do superwash podchodzę zupełnie bezstresowo, z tego względu, że nie muszę na nią chuchać i dmuchać podczas farbowania, bo się nie sfilcuje a więc nie ma też kłopotów podczas przędzenia.
Tak obecnie prezentuje się Marcel. Jest go już prawie dwa razy tyle co na początku, a w dupsku poprzewracało się od dobrobytu i zaczyna kręcić nosem na zawartość miseczki.
Od kilu dni nie mamy już klatki wystawowej i kocur biega "po wolności". Kontakty między kotami, z początku nieufne, podszyte tchórzem i niezadowoleniem (niezadowolona była głównie Masza), po 4 dniach zaczynają się powoli przemieniać w coś bardziej przyjaznego. To jeszcze nie jest akceptacja czy przyjaźń, ale zaczynają się już fajne gonitwy i zabawy. Marcel od początku był bardzo zainteresowany kotką, jako potencjalnym kumplem do zabawy. Ona za to była niechętna, choć też nie spuszczała go z oczu. Warczała, biła łapą (po podrapanym marcelowym nosie padło wszystkie 36 kocich pazurów - strzeżonego Pan Bóg strzeże). Przy czym kocur nie jest bynajmniej bezbronną ofiarą. Też potrafi pogonić, łapkami potłuc, nasyczeć. Tak, że trafił swój na swego.
Najgorsze dla mnie jest wzajemne dokarmianie się z cudzych misek. Jaki sens ma dawanie kocicy karmy dla dorosłych kotów, a kocurkowi jedzenia dla maluchów, jeśli i tak najlepsze jest to co leży w cudzej misce? Ta prawda, stara jak świat, stanowi dla mnie problem nie do rozwiązania.
No i tak sobie żyjemy. Pozdrawiam :)
Nazwałam ją sobie "Letni uśmiech", a drugą "Słoneczna łąka".
Radosne? Letnie? A może nieco infantylne?
Jest to merino superwash.
Pierwsza z czesanek już się kręci.
A tak na marginesie, to merino superwash lubię najbardziej ze wszystkich merynosów. Najlepiej mi leży zarówno w farbowaniu jak i w przędzeniu. No, jeszcze mieszanka z tencelem jest niezła. Ale do superwash podchodzę zupełnie bezstresowo, z tego względu, że nie muszę na nią chuchać i dmuchać podczas farbowania, bo się nie sfilcuje a więc nie ma też kłopotów podczas przędzenia.
Tak obecnie prezentuje się Marcel. Jest go już prawie dwa razy tyle co na początku, a w dupsku poprzewracało się od dobrobytu i zaczyna kręcić nosem na zawartość miseczki.
![]() |
zaczepki |
Najgorsze dla mnie jest wzajemne dokarmianie się z cudzych misek. Jaki sens ma dawanie kocicy karmy dla dorosłych kotów, a kocurkowi jedzenia dla maluchów, jeśli i tak najlepsze jest to co leży w cudzej misce? Ta prawda, stara jak świat, stanowi dla mnie problem nie do rozwiązania.
No i tak sobie żyjemy. Pozdrawiam :)
niedziela, 5 sierpnia 2012
Złocisty nagietek, inne kolorki oraz francuskie filmy
Pamiętacie te kolorki ?
Inspiracją do tego kolorku był niegdyś Karinowy Tygrys. Czesanka uprzędziona w navajo została wydana w ramach candy, a teraz będzie riplej - cztery czesanki alpaki z jedwabiem z WoW, zafarbowane na kolorki nagietkowe. A pogoda wymarzona na farbowanie.
Ostatnio dużo przędę, to część kilkutygodniowego urobku. Te wełenki całkiem niedługo będą do kupienia w jednym ze sklepów internetowych, ale na razie sza i tfu tfu, żeby nie zapeszyć ;)
Codziennie kręcę, a jak kręcę to mi się śmiertelnie nudzi, to znaczy inaczej - nigdy nie umiałam zajmować się jedną rzeczą na raz, a tym bardziej rzeczą, która nie angażuje umysłu. Uważam, że nie da się tylko prząść, a przynajmniej ja nie potrafię, zamęczyłabym się chyba własnymi myślami albo bym usnęła gapiąc się w przędzioną nitkę. Stąd mojemu przędzeniu nieodłącznie towarzyszy coś - audiobooki, filmy, programy popularnonaukowe, przyrodnicze itd. Dzięki temu, że przędę, poszerzył się mój zakres przeczytanym, a właściwie przesłuchanych książek. Ale tak całkiem ostatnio przerzucam Youtube, a przerzucając trafiam czasem na coś niezmiernie interesującego.
Tym czymś interesującym są na przykład 3 francuskie filmy, no dobra dwa i pół. Trzeci to nie film francuski, ale we francuskim stylu, z dość francuską obsadą i akcja też rodem z Francji. Są to:
Oskar i Pani Róża
Coco Chanel
oraz Czekolada
wszystkie te filmy są dostępne na Youtube i wszystkie polecam, a Oskara i Panią Róże w szczególności.
Wiem, że to żadne nowości, ale tak już mam z filmami, że czasem miesiącami (latami...) ich nie oglądam a potem hurtem pochłaniam.
A to już wyzwanie, jakie przed sobą stawiam...
9 motków (ponad kilogram) czesanki różnego rodzaju i w różnych kolorach a do tego brązowy Ashford o którym było TU. Mam nadzieję, że podołam ;P
I na koniec Pani Elegantka. No nie mogę się oprzeć tej kocicy...
A Pan Marcel, no cóż, rekonwalescent się goi i rośnie (jest go ponad połowę więcej niż gdy go przygarnęliśmy), do tego się bawi a już jutro czeka go całkowita eksmisja z klatki (klatkę trzeba wreszcie oddać fundacji). Nóżka się zrasta, w piątek byliśmy na kontrolnej wizycie i zdjęcie RTG pokazało, że tkanka kostna nalewa się na złamanie, tak, że wszystko jest w porządku. Kotek trochę się zmienił, jest bardziej płochliwy, ale tylko czasami - ma tak od zdjęcia kołnierza. Czasem się przytula a czasem ucieka, zwłaszcza gdy jest rozbawiony. Zaszczepiliśmy go - wreszcie było to możliwe i już dochodzi do pierwszych kontaktów z Maszą. Na razie koty mierzą się wzrokiem przez otwarte drzwi, ale mam nadzieję, że powoli wszystko się ułoży.
Inspiracją do tego kolorku był niegdyś Karinowy Tygrys. Czesanka uprzędziona w navajo została wydana w ramach candy, a teraz będzie riplej - cztery czesanki alpaki z jedwabiem z WoW, zafarbowane na kolorki nagietkowe. A pogoda wymarzona na farbowanie.
Ostatnio dużo przędę, to część kilkutygodniowego urobku. Te wełenki całkiem niedługo będą do kupienia w jednym ze sklepów internetowych, ale na razie sza i tfu tfu, żeby nie zapeszyć ;)
Codziennie kręcę, a jak kręcę to mi się śmiertelnie nudzi, to znaczy inaczej - nigdy nie umiałam zajmować się jedną rzeczą na raz, a tym bardziej rzeczą, która nie angażuje umysłu. Uważam, że nie da się tylko prząść, a przynajmniej ja nie potrafię, zamęczyłabym się chyba własnymi myślami albo bym usnęła gapiąc się w przędzioną nitkę. Stąd mojemu przędzeniu nieodłącznie towarzyszy coś - audiobooki, filmy, programy popularnonaukowe, przyrodnicze itd. Dzięki temu, że przędę, poszerzył się mój zakres przeczytanym, a właściwie przesłuchanych książek. Ale tak całkiem ostatnio przerzucam Youtube, a przerzucając trafiam czasem na coś niezmiernie interesującego.
Tym czymś interesującym są na przykład 3 francuskie filmy, no dobra dwa i pół. Trzeci to nie film francuski, ale we francuskim stylu, z dość francuską obsadą i akcja też rodem z Francji. Są to:
Oskar i Pani Róża
Coco Chanel
oraz Czekolada
wszystkie te filmy są dostępne na Youtube i wszystkie polecam, a Oskara i Panią Róże w szczególności.
Wiem, że to żadne nowości, ale tak już mam z filmami, że czasem miesiącami (latami...) ich nie oglądam a potem hurtem pochłaniam.
A to już wyzwanie, jakie przed sobą stawiam...
9 motków (ponad kilogram) czesanki różnego rodzaju i w różnych kolorach a do tego brązowy Ashford o którym było TU. Mam nadzieję, że podołam ;P
I na koniec Pani Elegantka. No nie mogę się oprzeć tej kocicy...
A Pan Marcel, no cóż, rekonwalescent się goi i rośnie (jest go ponad połowę więcej niż gdy go przygarnęliśmy), do tego się bawi a już jutro czeka go całkowita eksmisja z klatki (klatkę trzeba wreszcie oddać fundacji). Nóżka się zrasta, w piątek byliśmy na kontrolnej wizycie i zdjęcie RTG pokazało, że tkanka kostna nalewa się na złamanie, tak, że wszystko jest w porządku. Kotek trochę się zmienił, jest bardziej płochliwy, ale tylko czasami - ma tak od zdjęcia kołnierza. Czasem się przytula a czasem ucieka, zwłaszcza gdy jest rozbawiony. Zaszczepiliśmy go - wreszcie było to możliwe i już dochodzi do pierwszych kontaktów z Maszą. Na razie koty mierzą się wzrokiem przez otwarte drzwi, ale mam nadzieję, że powoli wszystko się ułoży.
Subskrybuj:
Posty (Atom)