sobota, 28 listopada 2015

Dawno mnie tu nie było... o mnie...

Dawno mnie tu nie było, bardzo dużo w tym czasie się zmieniło u mnie, w moim życiu, znów mieszkam w Poznaniu, sama, mój Chłop wyjechał do Francji, za pracą. W Polsce, na wsi, żyło nam się ciężko, pracy było mało, a nad wszystkim zawisła niemożność dogadania się z teściową. 

Decyzja zapadła sama z siebie, nie dało się inaczej, nie jestem nauczona walczyć o prawo do życia, oddychania, podejmowania własnych niezależnych decyzji, czy wypowiadania własego zdania, bez wojny... po prostu uważam, że nie ma sensu o to walczyć, trzeba uciekać od chorych ludzi i sytuacji które zabijają w nas chęć do życia. Gdy usłyszałam, że "dostanę w mordę" jak jeszcze raz nie zgodzę się na jakąś sytuację, to wymiękłam... Ale to była Darka decyzja i to mu się chwali... Zachował się tak, jak trzeba.

Puki Darek był w Polce, to on "temperował" sytuację i swoją matkę, z jej rozdmuchanymi potrzebami czy oczekiwaniami, gdy wyjechał, zaczęło być dziwnie, trudno, bezsensownie. A to nie powinno tak wyglądać.

Ale nauczyłam się jednego, nigdy więcej żadnych teściów, żadnych darowanych mieszkań czy obiecanek-cacanek. To się nie sprawdza! Szkoda tylko tych pieniędzy włożonych w remont... ale...

Pieniądze nigdy nie miały dla mnie jakieś szczególnej wartości, gdy mam co jeść, gdzie mieszkać, a moje podstawowe potrzeby są zaspokojone. Gdy mam do tego co prząść, dziergać a koty są nakarmione, nie myślę o pieniądzach. Taki los sieroty..., godzę się na niego.

Zresztą teraz jest dobrze, nawet bardzo dobrze, znów mieszkam na poznańskim Szczepankowie, dwie ulice od miejsca gdzie spędziłam 7 lat mojego życia. Czuję się tak jakbym wróciła do domu (tam dom Twój gdzie serce Twoje...), te same sklepy, ci sami ludzie, te same kąty. Mam 50-cio metrowe mieszkanie, niewtrącających się, spokojnych właścicieli za ścianą (wynajmuję część domu), i święty spokój, którego nie zastąpi nic. NAPRAWDĘ NIC!

Przędę, farbuję (choć z tym jest największy problem, bo nie mam pracowni, ale jak na moje potrzeby to daję sobie radę, kilka lat praktyki pozwala farbować bez pracowni ;) ), dziergam i uczę przędzenia :) a także farbowania u Agnieszki Jackowiak w Hobby-Wełna.

I tak naprawdę smuci mnie, że tak niewiele osób pisze na blogach..., że się ta idea blogowania tak jakoś rozlazła, rozpłynęła... Tak wiele blogów, które jeszcze kilka miesięcy temu żyły, dziś są umierające... Mam wielką nadzieję, że to się jednak zmieni, ze ludzie dostrzegą, tak jak ja dostrzegłam, że (jak to powiedziała Ania Parszewska) co na blogu to na blogu i żaden Fejsbuk tego nie zastąpi. Oczywiście to nie dotyczy wszystkich blogowiczów, część nadal pisze i chwała im za to :)

27 komentarzy:

  1. Tysiu !
    Jakby to niezręcznie, nie zabrzmiało - witaj z powrotem ! Czasami durnie w życiu się układa i niestety wieje w twarz, więc trzeba lekko się odwrócić. Taki los każdego. Tylko z tym wiatrem bywa u ludzi różnie.
    Na 50 m2 też da się żyć. ;-) A Twój świat kolorowych wełen da się upchnąć wszędzie, nawet na 20m2. Najważniejsze, że jest w Tobie. ;-)
    A ten smutek na blogach też dostrzegam, niestety. Mój nigdy nie był jakiś popularny, ale o ile statystyki jakoś się nabijają, o tyle o wpisy i rozmowy trudno. FB jest ok, ale do innej komunikacji, tak jakoś mi się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, myślę, że to jest idealny, a do tego przepiękny komentarz (refren przede wszystkim, a poza tym od zawsze uwielbiam ten utwór) https://www.youtube.com/watch?v=wT_ObQMSs3U&list=RDNzPnUqCtFko&index=2 było bardzo źle, ale jest (nie powiem, że dobrze, bo brakuje mi Darka) ale dobrze, spokojnie, bez wojen, strachu... Nie mogę i nie chcę na nic się skarżyć, bo jestem wolna :)

      A blog... ożyje :) bo zrozumiałam tę ideę.

      Usuń
    2. Miało być - "nie powiem, że bardzo dobrze"

      Usuń
    3. I Joszkę pogłaskaj koniecznie ode mnie :) Bardzo się cieszę, że go masz :)

      Usuń
    4. 50 metrów to wcale nie jest mało, zwłaszcza jak się "łykło" ideę minimalizmu. Przyjechałam tu z jedynie częścią swoich rzeczy, tymi najwazniejszymi i funkcjonuję całkiem ok. Owszem, czasem przychodzą myśli w stylu - a miałam takie piekne szklanki, teraz by się przydały, no ale nie ma i nie ma o czym myśleć ;)

      To niesamowite jak człowiek się z upływem lat zagraca, jak przyrastają mu całkiem niepotrzebne w sumie rzeczy i jak bardzo robi się od tego ociężały mentalnie, w głowie... Stąd moje nowe minimalistyczne podejście. Wcale nie potrzebuję nowej, kolejnej rzeczy, którą gdzieś postawię, położę i po którą sięgnę raz na ruski rok, a przez to te moje 50 metrów okazuje się być całkiem przestronnym i w zupełności wystarczającym mieszkaniem :)

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę, że napisałaś parę słów o sobie, bo zawsze inaczej się czyta bloga, gdy się ma świadomość kto stoi za blogiem. Współczuję rozłąki, ale skoro czasami nie można inaczej to trudno, trzeba dalej pchać ten wózek.
    Dobrze, że znalazłaś miły kąt i pracę.
    I mam nadzieję, że będziesz częściej pisać na blogu. Dla mnie blog to główne i najważniejsze miejsce w internecie, bo na fejsie wszystko szybko umyka.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samotność nigdy mnie nie przerażała, taki charakter i wychowanie, choć rozstanie akurat z tym człowiekiem bywa dla mnie ciężkie. Mam zamiar pisać więcej o sobie, bo myślę, że mam o czym i mam co przekazać.

      Bloga zaniedbałam, wciągnął mnie fejsbuk, ale dostrzegam teraz silniej jego minusy, jest jak szybkie życie bez konsekwencji... wszystko jest w nim już natychmiast, ale na chwilę.

      Usuń
  3. Witaj Tysiu.Fajnie,że wróciłaś do nas.50m2 to dużo,gdyż jest Twoje i jesteś bezpieczna i spokojna.mam dwie synowe i nigdy ale to nigdy złego słowa nie usłyszały ode mnie.Szanuję je bardzo ale nie udzielam dobrych rad.jeśli spytają o coś ok.Jest nam dobrze i lubimy się.Wyniosłam to z mojego małżeństwa,gdyż moja teściowa była wspaniała.
    Tysiu blog to najlepsze miejsce do komunikacji ze wspaniałymi kobietami.Fejsbuka nie mam i nie chcę mieć.
    Na blogu pokazuję swoje udziergi i czekam na te cudowne komentarze.
    Tysiu z Twojej farbowanki mam otulacz- cudny.
    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że teściowe i synowe są różne, najgorzej jak ktoś ma potrzebę rządzenia innymi i wpływania na wszystkich dookoła. To tragedia. Jak najbardziej wierzę w dobre relacje teściowa-synowa, choć mi się tym razem nie trafiło, ale mam dobrą relację żona-mąż, a to najważniejsze :) Nie złamało mnie to, nie spowodowało, że spuściłam głowę i się poddałam. Jestem sobą

      Lubiłam swojego teścia, rozumiałam się z nim, ale on nie umiał się przeciwstawić... smutne, bo człowiek dał się złamać własej żonie i nie umiał obronić przed nią synowej...

      Usuń
  4. I tak trzymaj! wiem coś o mieszkaniu z teściami... Warto walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie, żebym się poddała i zgodziła na rządy teściowej czy KOGOKOLWIEK! Myślę, że można mieszkać z teściami i nie mieć takich kłopotów, ale nam to nie wyszło Jak jak pisałam powyżej, dogadywałam się z teściem, ale to był niestety facet o słabym charakterze, który uważał, że skoro teściowa tak ma (czyt. rządzi, krzyczy, wyzywa, rozkazuje i nikogo nie słucha), to tak musi być i nie ma wyjścia. Zawsze jest wyjście, niektóre są całkiem dobre :)

      Usuń
  5. Święty spokój nie ma ceny Justyna. A mślisz ,że dlaczego ja się porwałam na tę moją budowę.../mówię o kurnej chacie- to w kwestii blogów... Kurnachata blogspot .com../
    W tej samej wsi na gospodarstwie mojego sp Wuja gdzie się wychowałam,stoi wielki dom - w którym zgodnie z jego ustną wolą - miałam zamieszkać .. tzn w jego części. A tydzień po pogrzebie jego zona a wcześniej przez 25 lat kochająca ciotka/ ??? /zaczęła zwoływać swoja rodzinę,, żeby ją RATOWALI,, Choć to są tacy ludzie ,że ja niektórych nigdy na oczy nie widziałam... I jak się zaczęli zjeżdzać i mądrzyć i z policją etc. -to się natychmiast zabrałam i uciekłam.
    DOBRZE ZROBIŁAŚ.... A życie bez blogowania nie ma sensu. Fb to ściek... tylko komunikator ma dobry.
    Sciskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję, ale możemy sobie ręce podać. Życie jest za krótkie by się bić, szarpać, choć wiadomo, że coś poświęcamy, czegoś się wyrzekamy, robimy sobie poniekąd sami problemy, uciekając. Ale to po prostu nie ma sensu, bo tkwienie w chorych układach jest jak oddychanie zatrutym powietrzem... Wiem o Twojej chacie i czasami nawet zaglądam na blog o niej. Trzymam kciuki byś ją wyremontowała do końca :)

      Usuń
    2. I łaska pańsaka, że nie mam nic w spadku.
      Pieniądze niszczą wszystko.
      Tysia, Gaja i wszystkie inne Kobitki.
      Ściskam Was Dziewczynki!!!

      Usuń
    3. Ja myślę, że to ludzie niszczą a nie pieniądze. Niszczą bo chcą za ta pieniądze kupić innych ludzi. Bo im się zdaje, że jak coś dali, to mogą bez końca oczekiwać za to zapłaty pod inną postacią - pomocy, oczekiwań, spełniania ich potrzeb. A swoją drogą, jak coś dostajecie i nie macie tego na papierze, to dostajecie tylko marchewkę na wędce... Za tę wędkę ktoś z drugiej strony trzyma, tylko może się zdziwić, jak macie w dupie jego marchewkę... Moja teściowa się zdziwiła, bo jej się zdawało, że ja i Darek, nie mamy już innego wyjścia. Jak już pisałam, zawsze jest wyjście.

      Usuń
  6. To mamy tyle samo metrów! Moja kuchnia też się zamienia w pracownię gdy filcuję na mokro. Można wtedy tylko zrobić sobie herbatę, bo wełna tu i tam.
    Co do bloga mam to same przemyślenie. Jeżeli nawiązałam z kimś bliższe relacje to tylko na blogu. Ale też zauważyłam, że poświęcam znajomym zbyt mało czasu. Obiecuję sobie od pewnego czasu, że muszę to zmienić. I muszę, bo zbyt dużo tracę. Właśnie z takich relacji z ludźmi. Ja nie mam takiej łatwości pisania o sobie ale nawet powracanie do swoich prac i prac innych jest o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze. Pozdrawiam ciepło. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kuchnia jest bardzo malutka, w porównaniu do całości mieszkania - wcale nie uważam, że 50 m2 to mało, wręcz przeciwnie, dla jednej osoby to całkiem przyzwoity metraż. Ratuje mnie za to duża łazienka, bo tam mogę zrobić na podłodze jakiś większy projekt (na przykład rozłożyć wełnę do farbowania w folii), bo są kafelki i nie ma strachu, że panele się zachlapią farbą. Ale farbowanie tak zminimalizowałam, że jeszcze w tej łazience nic nie robiłam ;)

      Ja nawet lubię FB, reakcje ludzkie są tam natychmiastowe, ale jak szybko przychodzi dotarcie do znajomych, tak szybko się to kończy. Mało kto rozpisuje się w postach na więcej niż kilka zdań... a coś co zostało napisane kilka miesiecy temu, jest już prawie nie do odnalezienia - na blogu nie jest to żaden problem ale mimo wszystko lubię FB. Wprawdzie jest powierzchowny, ale nie chcę go zastępować, chcę to wszystko jakoś połączyć, scalić, być i tu i tam :)

      Usuń
  7. Wspólne mieszkanie z kimkolwiek, poza przez siebie stworzoną rodziną, raczej nigdy się nie sprawdza. A jeśli ktoś ma przy tym ciężki charakter, czy problemy z psychiką to dopiero robi się poważny problem. Ale jak to zwykle bywa nie ma tego złego...świetnie sobie poradziliście z tą trudną sytuację. A teraz już będzie wszystko dobrze. Co do mieszkania, 50 m to wcale nie tak mało, jest potencjał, jakiś kącik może uda się wygospodarować:) Miło czytać, że zaszły pozytywne zmiany, żal tylko, że z powodu pieniędzy trzeba się rozstawać. Tak to jest właśnie, nigdy nie wiadomo jak się życie poukłada. Na wsi dobrze się mieszka blisko natury ale z pracą ciężko. Ja też przeprowadziłam się na wieś i zależna od męża jestem z braku mobilności, a wszędzie daleko:( więc z córcią najczęściej same sobie siedzimy z dala od wszystkich. Ciekawe jak długo tak wytrzymam. A miasto to miasto, zawsze można gdzieś się wybrać. Życzę wszystkiego dobrego i pozdrawiam ciepło:))) a i za fb nigdy nie przepadałam i jakoś do tej pory go nie ogarniam:) na blogach rzeczywiście jakiś marazm zapanował. Może się to zmieni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niby to było tak, że myśmy nie mieszkali razem, to znaczy, każdy miał swoją połowę domu, swoje wejście, swoje podwórko, i niby wszystko było dogadane, że nie będzie wtrącania się... Rzeczywistość jednak zweryfikowała te obiecanki i okazało się, że słowa to jedno a czyny całkiem co innego. Po prostu moim teściom zaczęło się zdawać, że ja tam mieszkam dla ich wygody, po to by wkoło nich biegać... No niestety nie takie były umowy - dla mnie bardzo istotne podczas podejmowania decyzji o wyprowadzce tak, a dla kogoś to były tylko słowa mające zapewnić mu to czego chciał... Ja lubię pomagać ludziom, ale z własnej woli, a nie pod przymusem.

      Nie wyszło nie przez pieniądze, ale przez władzę, bo byłam pierwszą osobą, która mojej teściowej powiedziała głośno i wyraźnie, słowem i czynem NIE! A ona sądziła, że skoro podporządkowała sobie męża, synów, skoro wszyscy się bezwolnie godzili na jej rządy, to mnie też sobie podporządkuje.

      Pieniędzy to mi szkoda swoich własnych, które włożyłam w remont tam. Ale cóż, nie płaczę z tego powodu po nocach ;)

      50 metrów to całkiem sporo, na wsi na początku nie mieliśmy nawet tyle, i dawaliśmy sobie radę :) Mieszkałam już w życiu w 14-sto metrowej kawalerce i też było nieźle.

      A co do wsi, w zupełności się z Tobą zgadzam, jest fajnie, ale wieś ma też swoje minusy, zwłaszcza bardzo mała wieś, z jednym zapyziałym sklepem... bez komunikacji. Nie powiem, żebym jakoś wybitnie korzystała z dobrodziejstw miasta, ale wiem, że mogę, jeśli będę chciała. Tym bardziej jak teraz jestem sama, w mieście wszystko mogę sobie załatwić sama, tym bardziej w mieście, które dobrze znam. Ja się naprawdę czuję jakbym wróciła do domu, choć nie mam tu żadnego domu (swojego, rodzinnego), ten Poznań jest dla mnie po prostu jak dom.

      Mam wielką nadzieję, że blogi ożyją, tak jak żyły przed erą FB. Nie powiem, że FB nie ma zalet, ale jest powierzchowny, płytki, nie ma duszy. Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Tysiu,
    trzymaj gardę, mocna jesteś i życie przed Tobą!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izo, miło mi Cię widzieć :)
      Przytulam mocno i współczuję rozstania z psinką.
      Ona zawsze będzie w Twojej pamięci.
      Pozdrawiam serdecznie i też się trzymaj kochana :)

      Usuń
  9. cieszę się ze wróciłaś będę tu zaglądała z chęcią i podczytywała ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, witam ponownie na blogu i zapraszam do częstych odwiedzin :)

      Usuń
  10. Fajnie, że się odezwałaś. Współczuję nieciekawych przejść i doświadczeń życiowych. Życzę spokoju i wszystkiego dobrego:) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam zamiar bywać tu częściej, bo warto :) Dziękuję za życzenia, pozdrawiam :)

      Usuń
  11. Nie znamy się, ale powiem ci że jesteś Wielka. Na pewno nie było ci łatwo podjąć taką decyzję, ale obydwiema rączkami podpisuję się pod postulatem wolności. Szkoda życia na takie chore układy, przyjmowanie słownych ciosów, godzenie się na toksyczną relację. Kochana, trzymaj się i twórz swoje cudeńka , zaglądam tu do ciebie i bardzo ci kibicuję!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej! Miło Cię usłyszeć... Choć przykro, że tak... Gratuluję M. Tak... To się nie sprawdza, wiem coś o tym. Tysiu! Ja Cię adoptuję i nie będziesz sierotką ;)* To co się wydarzyło, to na pewno bolesne... Ale teraz już będzie lepiej, prawda?

    OdpowiedzUsuń