piątek, 15 stycznia 2016

Wolnowar - fotorelacja, pierwsze wrażenia i przepis na kociołek

Do zakupu wolnowaru dojrzewałam czas jakiś. Dowiedziałam się o tym garnku kilka miesiecy temu, od fejsbukowych koleżanek, które pitrasiły w nim głównie zupy - przynajmniej tyle widziałam. Stąd wysnułam wnioski, że to urządzenie głównie do gotowania zup. Temat odłożyłam ad acta na kilka miesięcy.

Niedawno pomyślałam, że może to byłby sprzęt w sam raz dla mojego Chłopa, który gotować ani nie umie, ani nie lubi, ani nie ma na to czasu, a że mu przypadło życie słomianego wdowca i coś jeść musi...to je najczęściej gotowe dania albo pichci kurczaka i rosół - tego się nauczył ale jakoś nie widać, by chciał się specjalnie rozwijać w tej dziedzinie. Pomyślałam sobie, że może garnek, który gotuje sam, byłby odpowiedni dla niego. I Chłopu pomysł się również spodobał.

Postanowiłam zasięgnąć języka i dowiedziałam się, że w wolnowarze można warzyć nie tylko zupy, ale wszelkiego rodzaju dania wymagające gotowania i duszenia - gulasze, potrawy jednogarnkowe, gołąbki, kociołki, golonki a nawet niektóre ciasta. I to mi się bardzo spodobało, nie tylko jako coś dla Chłopa, ale i dla mnie.

Wolnowar (Slow cooker) to najprościej mówiąc przeciwieństwo szyblkowaru. Jest to elektryczny garnek służący do powolnego, spokojnego gotowania potraw w temperaturze 80-90 stopni C przez wiele godzin - w zależności od potrawy i ustawień wolnowaru - nawet do 12-14 godzin. Garnek jest praktycznie bezobsługowy, nic się w nim nie przypala (na dnie dania powinno być ciut płynu), nie kipi, nie trzeba zbierać szumowin z zup. Można go nastawić i wyjść z domu albo iść spać, a rano mieć gotowe danie. Potrawy są soczyste i aromatyczne, warzywa smakują podobnie do tych z parowaru a mięsa są wyśmienite, miękkie i aromatyczne. Jest to świetne rozwiązanie dla amatorów mięs, które wymagają długiego duszenia i pilnowania np. wołowiny, królika.

I zakupiłam łonego  :)


Jest to jeden z tańszych wolnowarów, ale polecany i cieszący się dobrą opinią. Jak na moje potrzeby wystarczy. Sterowany manualnie (są też elektroniczne, mają więcej funkcji), o pojemności 3,5 litra.

Na pierwszy strzał poszedł kociołek z dwoma rodzajami mięsiwa, warzywami i soczewicą. Wcześniej przeglądałam sporo przepisów na dania przygotowywane w wolnowarze i tak jakoś nabrałam smaka na taki kociołek właśnie.

Do mojego kociołka użyłam:

Po 30 dkg mięsa wieprzowego (karkówka) i wołowiny (zrazówka - może być inna, przerośnięta, ale taką akurat dostałam)
3 marchewki
3 ziemniaki, 
1 większy burak
1 pietruszka - korzeń
kawałek pora pokrojony w plasterki 
1 czerwona cebula  - w piórka 
po pół czerwonej i żółtej papryki
ok 100-150 gram czerwonej soczewicy (nie trzeba jej wstępnie namaczać)
pół niedużej cukinii
2-3 ząbki czosnku (plus ząbek do marynowania mięsa)
pęczek naci pietruszki

Łyżka mąki i ciut słodkiej śmietany do zaklepania sosu

Przyprawy:
Do marynowania mięsa: sól pieprz, papryka ostra i słodka - wędzone, marynata korzenna Kamis (lubię gulasze o korzennym aromacie), łyżeczka ostrej musztardy, ziele angielskie, kulki jałowca, liść laurowy, rozgnieciony ząbek czosnku, majeranek - dużo, oliwa.

Do przesypywania warstw w garnku: sól, pieprz, vegeta, tymianek, majeranek, listki laurowe, ziele angielskie, papryka ostra i słodka- obie wędzone.

Wykonanie:

Poprzedniego dnia wieczorem zamarynowałam mięso, pokrojone jak na gulasz, i zostawiłam na noc w lodówce. Rano podsmażyłam je dość mocno na odrobinie oleju rzepakowego i przełożyłam do wolnowaru (który nagrzewał się "na pusto" przez jakieś 20 minut - tak stało w instrukcji), na patelnię wlałam ok pół szklanki wody i po chwili przelałam ją do wolnowaru - woda zabrała cały "smak" z patelni.


Następnie układałam warstwami obrane i pokrojone na dość grube kawałki warzywa, przesypując co którąś warstwę soczewicą i przyprawami. Na spodzie umieściłam te warzywa, które się dłużej gotują - marchewka, buraczek, pietruszka, ziemniaki, a na wierzchu - cukinia, papryka, por, cebula, czosnek w plasterkach.


 
Przykryłam i przełączyłam wolnowar na wyższą temperaturę (na "2") .
Po 3 godzinach przemieszałam zawartość, potrawa zaczynała mięknąć i pachnieć - wyglądała tak


 Posypałam jeszcze pietruszką, zaklepałam powstały sos i zostawiłam jeszcze na godzinę.


Po godzinie mięsko wołowe praktycznie się rozleciało z miękkości, karkówka również rozpływa się w ustach, warzywa natomiast są bardziej jędrne i się nie rozpadają, podobne w konsystencji do warzyw z parowaru, w smaku też, mają tę specyficzną słodycz. Cała potrawa jest niesamowicie aromatyczna. Robiłam podobną potrawę w woreczku do pieczenia, w piekarniku i nie była aż tak aromatyczna. Tu smaki jednocześnie się mieszają, ale każdy jest dobrze wyczuwalny z osobna.

Wrażenia z samego gotowania... Już nie mam obaw przed włączeniem wolnowaru na noc, to gotowanie jest bardzo proste i bezpieczne, garnek jest owszem, gorący z wierzchu, ale nie tak by się od razu poparzyć. Potrawa delikatnie w nim pyrka i wcale nie ma się wrażenia, że coś nam się w kuchni gotuje i na coś trzeba uważać. Nic nie kipi, nie przypala się, taki cichy, skromny mistrz z niego ;)

Po tym debiucie wiem już, że się zaprzyjaźnimy z panem wolnowarem.  



31 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam nic o tym garnku! Bardzo się cieszę, że go opisałaś - potrawy z niego są na pewno pełne aromatu i smaczne, oraz zdrowe :) Można na pewno "kombinować" z zestawem warzyw i mięs - to rzeczywiście dobre rozwiązanie dla tych, którzy chcą się zdrowo odżywiać a nie mają czasu stać cały czas w kuchni :)
    Pozdrawiam,
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W necie można znaleźć trochę przepisów na potrawy z wolnowaru, warto się rozejrzeć, zwłaszcza na początku pichcenia w wolnowarze, bo potem juz się pewnie nabierze wprawy. Na przykład polecam tę stronę http://staregary.blogspot.com/p/w-wolnowarze.html

      Usuń
  2. no tak pierwszy raz i od razu z przytupem!!! świetnie wyszło Justyna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Danusiu :) No wiesz, bo gotować się umie, albo się nie umie ;)

      Usuń
  3. Opisałaś to tak, że nabieram ochotę na taki garnek :)
    Czy on się sam wyłączy? nastawia się określony czas czy jak ? bo widzę tylko 0, 1, 2, i jakiś znaczek na pokrętle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ta wersja (manualna) nie przełącza się sama, ani nie wyłącza, wymaga przekręcenia pokrętła. Więcej opcji, w tym włączanie z opóźnieniem, wyłączenie po zaprogramowanym czasie, przechodzenie z funkcji gotowania w funkcję trzymania ciepła, mają wolnowary elektroniczne, sporo droższe. Ja mam tańszy model.

      Usuń
  4. Pierwszy raz słyszę o takim garnku,ale szczerze mówiąc to po Twoim wpisie wolę szybkowar:)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wolnowar najtańszy z możliwych . Bigos, grochówka , krupnik nic a nic się nie przypala. Mięso gotowane na galaretkę jest mięciutkie a nie rozpada się.
    Więcej plusów niż minusów. Dwa szybkowary stoją bez pracy, a wolnowar na pełnym etacie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szybkowaru nigdy nie miałam, jakoś mnie zniechęca gotowanie pod ciśnieniem. A to urządzonko tak sobie spokojnie pyrka :) Bigos, grochówka, krupnik, to wszystko jeszcze przede mną. Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Tysiu, co tam jedzenie! Wiesz, ze w wolnowarze wełna sie cudnie farbuje? :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też to już do głowy przyszło, ale ten mój to maławy trochę, tak mi się zdaje.

      Usuń
    2. Oj te wloczkoholiczki ;-)

      Usuń
  7. Gołąbki z wolnowaru pychotka( tak mówią moje dzieci). Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popróbuję gołąbków także. Również pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Smacznego, chyba też go kupię - przymierzam się od jakiegoś czasu i to nie z powodu braku czasu na gotowanie, a gł. ze wzgledu na waratości odżywcze - potrawy gotowane w niskich temp. nie tracą tak dużo wartości odżywczych.
    Justyna jedna uwaga - oliwa nie nadaje się do smażenia w wysokich temp. ze względu na niska temp. spalania. Z pierwszego tłoczenia jest generalnie do spożycia na surowo, na rafinowanej można smażyć ale w niskich temp i krótko - więc raczej nie mięso. Ja do smażenia używam wyłącznie oleju arachidowego - ma temp. dymienia jak smalec, jest bezzapachowy i bardzo wydajny, co jest ważne ze względu na jego cenę. Powszechnie dostępne oleje jak rzepakowy - nie używam bo mi śmierdzi no i jest w dużym % GMO, słonecznikowy - do smażenia trochę trucizna. https://pl.wikipedia.org/wiki/Punkt_dymienia

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja tego garnka nie kupiłam, bo jak sama nazwa wskazuje, potrawę w nim przyrządza się wolno, ale moja siostra wyłącznie w nim mięso dusi.Próbowałam, jest rzeczywiście miękkie i aromatyczne, dobry zakup zrobiłaś, smacznego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, potrawy w nim przyrządza się wolno i długo, ale przez większość tego czasu możemy kompletnie zapomnieć, że przygotowujemy jakieś danie. I to mi się bardzo podoba.

      Usuń
    2. Już go mam Tysiu,wczoraj dostałam w prezencie i chętnie z Twojego przepisu skorzystam.

      Usuń
  10. Ciekawy wynalazek :) Zawsze podchodziłam do takich machinerii z rezerwą, a tu proszę, całkiem pożyteczny. Chyba trochę poczytam na temat jemu podobnych.

    OdpowiedzUsuń
  11. O i gołąbki będę mogła robić? Jezu to może sobie dwa kupie bo już zaplanowałam golonkę w kapuście a tu... GOŁĄBKI????
    Wzięłam taki co się sam wyłącza...ze strachu ,że zapomnę jak do pracowni zejdę i znowu będzie siwy dym

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sobie planuję dokupić taki programator czasowy co się do prądu włącza i do tego dopiero wtyczkę. Programator podaje prąd w wybranym czasie. Tak, gołąbki też można robić, i bigos i fasolkę po bretońsku i mnóstwo innych rzeczy.

      Usuń
  12. Zaskoczyłaś mnie takim wpisem. Ale to dobrze - człowiek całe życie się uczy. I dobrze wiedzieć, że takie urządzenie istnieje. Lubimy w domu potrawy jednogarnkowe, nie twierdzę, że zaraz kupię. Ale gdy by co, to warto wiedzieć. Pozdrawiam ciepło. Ewa

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja się już ze dwa lata przymierzam do kupienia łonego, tylko nie do gotowania papu, a do robienia mydła "szybką" metodą (tak, żeby nie trza go było potem "dojrzewać" miesiącami), a przede wszystkim do farbowania wełny. Stąd się w ogóle o nim dowiedziałam, właśnie z blogów mydlanych i wełnianych :-)))). Tak że nabytku gratuluję, bo to gar zaiste wieloczynnościowy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A słyszałam o tym mydle, słyszałam :) A co do wełny, to ja jednak bardziej skłaniam się w stronę parownika, piekarnika czy mikrofali, gary mnie zawsze jakoś mniej pociągały farbiarsko.

      Usuń
  14. Od Brytyjczyków zawsze słyszałam o tym garze. Wychodzą do pracy włączają, wracają mają gotowe jedzenie. (Ale się dziwiłam jak Ich słuchałam!)A teraz myślę o mydle, oj Dziewczyny zawsze nabijecie mi głowę...

    OdpowiedzUsuń
  15. Ależ u Ciebie zrobiło się apetycznie, aż się ślinię do monitora :-) Świetna sprawa taki wolnowar.
    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zaciekawił mnie ten wpis bardzo. Tak bardzo, że musiałam się dowiedzieć coś więcej na temat tego garnka i okazało się, że znane były w USA już w latach siedemdziesiątych. Tylko u nas są mało popularne. Uwielbiam gołąbki,a niestety często mi się przypalają na spodzie:( I uwielbiam gulasze.Takie ustrojstwo by się przydało,tylko że wyciskarkę wolnoobrotową też bym chciała...a kasy brak. Więc na razie trafi na listę "Rzeczy chciane-niekoniecznie natychmiast potrzebne" ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mi wolnowar polecila przyjaciolka. Przyznam, ze nie slyszalam wczesniej o tym sprzecie i ciezko bylo mi sie przekonac, ze cos takiego moze za mnie zrobic obiad. Przekonalam sie kiedy przyjechalam do niej na weekend i uzywalysmy wolnowaru. Wrocilam do domu i od razu kupilam to samo :D Ja mam akurat wolnowar z morphy richards, ale tez jestem zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń