środa, 8 lutego 2012

Ważne tematy - dzieci.

Wszyscy pewnie słyszeliście nie raz i nie dwa o tragedii w Sosnowcu. Wczoraj natknęłam się w Angorze na artykuł dotyczący przyznania się do winy Pani Katarzyny, matki małej Magdy. To co poczułam czytając go i oglądając zdjęcia, na których Pani Katarzyna wyjawia Krzysztofowi Rutkowskiemu że dziecko jej spadło, to oprócz współczucia dla całej tej rodziny, dla dziecka, dla matki, poczułam też straszny lęk i bezradność. Abstrahuję całkowicie od tego czy obecna wersja matki Magdy jest prawdziwa, czy nie (dla mnie jest dość prawdopodobna), a chcę się skupić na trochę innym temacie. Temacie dzieci w naszym obecnym świecie. W Polsce.

Wychowałam się na wsi, bez ojca. Moja mama pracowała zawodowo, czasem po 12 godzin dziennie, czesto byłam dzieckiem "z kluczem na szyi", które wracało ze szkoły do pustego domu. Musiałam pomagać matce prowadzić dom, gotować itd. Nieważne, w kazdym razie nikt mnie nie pilnował, nikt nie organizował mi czasu, nie kontrolował na kazdym kroku. Owszem mama była zainteresowana co robię, ale nie w sensie kwoczenia nade mną. Nie biegała by mi załatwiać lekcje angielskiego, czy zapisywać na basen. W domach obok było tak samo, nikt nie woził dzieci do szkoły, no chyba, że jechał w tym samym kierunku (choć było daleko), nikt nie wysyłał na zajęcia pozalekcyjne - jak się dziecko "wkręciło" na jakieś zajęcia pozalekcyjne, organizowane przez nauczycieli to chodziło, jak nie to nie. Było ZUPEŁNIE inaczej, niż jest teraz. I nie wiem wcale czy gorzej. Rodzic miał prawo mieć swoje życie.

W ciągu tych 20-30 lat wszystko (mam wrażenie) się zmieniło. Usłyszałam kiedyś w telewizji wypowiedź jakiejś pani psycholog, (było to przy okazji wypadku, gdy mała dziewczynka połknęła jakieś dziwne pęczniejące kulki myśląc, że to cukierki) że rodzic JEST W STANIE I POWINIEN przez 24 godziny pilnować swojego dziecka, czuwac nad nim, uważać na wszystko. Dostałam gęsiej skórki!

Mam znajomych którzy przestali mieć własne zycie. Nie są już Tomkiem i Magdą, są Mamą i Tatą! Wszystko jest w ich zyciu podporządkowane dzieciom, przestali mieć pasje, bo mają dzieci, nie wyjeżdżają nigdzie sami, choć mogą zostawić dzieci dziadkom, ale one przecież mogłyby tęsknić. Ze znajomymi spotykają się bardzo rzadko i to wyłącznie u siebie w domu, bo przecież dzieci. Nie wychodzą do kina czy do knajpy bo dzieci. I to nie jest wcale odosobniony przypadek.

W telewizji też promuje się taki rodzaj rodzicielstwa. Dobra matka czy ojciec to osoba, która nie widzi świata poza swoim dzieckiem.

I wrócę do mamy małej Magdy. Rozumiem tę kobietę, rozumiem, że w momencie gdy dziecko wypadło jej z rąk i się zabiło wolała je pochować w jakiś krzakach niż otwarcie przyznać się do winy. W naszym świecie takie wypadki nie są w żadnej mierze dopuszczalne. Nie może się tak stać bo na takiej matce nikt nie zostawi suchej nitki, będzie napiętnowana, przeklęta, odrzucona! Pomijam już fakt, że zostanie umieszczona w więzieniu za nieumyślne spowodowanie śmierci.

A kiedyś też były takie wypadki. Mam znajomą, kobietę w bardzo podeszłym wieku, której w młodości dziecko wypadło przez okno i się zabiło. Osoba wykształcona, z klasą, oczytana, dobra matka, żona, teraz już babcia i prababcia. W tej rodzinie czuje się miłość, wsparcie i szacunek, a i tak zdarzyło się co się zdarzyło - wypadek. W domu było wtedy kilka osób, a i tak nie udało się ustrzec dziecka przed śmiercią, chwila nieuwagi wystarczyła do tragedii. I nikt tej kobiety nie zlinczował ani nie zamknął w więzieniu za to co się stało.

Teraz świat oszalał, jak ktoś ma dziecko to zawisa na nim tak ogromna odpowiedzialność, że chyba trudno ją udźwignąć. Mi by było trudno. To co się dzieje, jest jednym z czynników, które skutecznie powstrzymują mnie przed macierzyństwem, bo ja chcę mieć swoje życie!

A jakie Wy macie na ten temat zdanie? 
Dziękuję za przeczytanie, miałam potrzebę podzielić się moimi odczuciami.

42 komentarze:

  1. Niestety ja jestem właśnie z gatunku złych matek. Nie kręci się moje życie wokół moich dzieci. Oczywiście jak innej mamie mówię co myślę jestem powszechnie krytykowana...
    Nie mam jednoznacznie złego zdania o mamie Magdy. Nie krytykuję.
    Moje koleżanki ciągle mówią tylko o tym i oczywiście źle mówią o matce. Zmiana tematu nic nie daje... Nie przekonują mnie.
    Może dlatego, że sama nie jestem dobrą matką?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo całej tej tragedii jaka wydarzyła się w Sosnowcu, żal mi tej kobiety jest. Nie będę jej oceniać bo nie znam jej, nie znam powodów dla których postąpiła tak a nie inaczej. ale tak jak piszesz kobieta ta już została napiętnowana i czasem jak słucham TV to wydaje mi się że ludzie tylko czekają aż ona wyjdzie by dokonać jakiegoś samosądu, nie ważne czy był to wypadek czy nie...
    Natomiast jeżeli chodzi o bycie matką, to my właśnie czekamy na nasze pierwsze dziecko i ciągle wokół siebie słyszę, że nie będę miała czasu na szycie, szydełkowanie, czytanie, że nie będę mogła zabrać dziecka tam czy siam bo za daleko, a my niezmotoryzowani. Osobiście jestem nastawiona na to, że to co nas czeka ma być naszym szczęściem, ale gdybym słuchała mądrych rad wokół stwierdziłabym, że jedyne co mi pozostaje to zamurować się w wieży i płakać. Wiadomo, że tego czasu dla nas samych nie będzie już tyle co wcześniej, ale wierzę, że jak się chce to wszystko można pogodzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale czy faktycznie to, że Twoje życie nie kręci się wokół dzieci czyni Cię złą matką? Ja bym stanowczo z tym polemizowała. Zdaje mi się, że wszyscy (a przynajmniej wielu z nas) jest pod wpływem jakiejś propagandy, mówiącej nam co jest dobre a co złe.

    Jednocześnie nie jestem wcale przekonana (i korzystam tu z własnego przykładu i doświadczenia) czy dziecko, któremu wszystko się podsuwa pod nos, za które się wszystko załatwia bardziej na tym zyskuje czy traci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jagódko, gratuluję :)

    Pewnie wszystko można pogodzić, ale jest to trudne przy tych wszystkich podpowiedziach, naciskach z zewnątrz, gdy widzisz, że wokoło wszyscy robią inaczej, a ci którzy nie robią tak jak inni są traktowani jakoś dziwnie. Dlatego własnie podjęłam ten temat z perspektywy wspóćzesnego świata i jego nacisków.

    OdpowiedzUsuń
  5. P.s. też mam wrażenie, że niektórzy chcieliby matkę Magdy pożreć żywcem, ale w moim odczuciu kieruje nimi jakaś frustracja osobista, bo z jakiego powodu mieliby atakować całkiem nieznaną kobietę...

    OdpowiedzUsuń
  6. ja to mam takie przemyślenia na te tematy, że lepiej ich nie upubliczniać.. jak coś to mogę podyskutować prywatnie mailowo.. bo.. eh.. w skrócie - wśród panujących tendencji do nadopiekuńczości to jestem zła matka. właśnie mój syn w pokoju obok skacze po kanapie a ja tu sobie bezczelnie siedzę i piszę. :>

    OdpowiedzUsuń
  7. Jagodo - trzymaj się i zyczę ci szybkiego rozwiązania, a wiem co mówię bo też jestem na ostatnich nogach, stymże to moje drugie :-)
    I pocieszę cię trochę - mnie też straszyli ale nie jest źle. Wiadomo że na początku bywa inaczej, ciężej, zwłaszcza że jako matka będziesz uwiązana do małego ssaka ;-) Ale z drugiej strony to że dużo się zmienia nie znaczy że na dużo gorzej niż było wczesniej. Ot po prostu trzeba życie przeorganizować, z pewnych rzeczy na jakiś czas zrezygnować, inne pozmieniać, ale z moich doświadczeń wiem że da radę. Wszystko zależy czy nie dasz się zaszczekać przez wszystkich "wujków dobre rady" i jak sobie malucha (a także męża) ustawisz. My z pierwszym dzieckiem jak miało 4 miesiące (a i tak jak się okazało to nie była najmłodsza w obozie), pojechaliśmy na parę dni na urlop pod namiot, bo akurat było 600lecie Grunwaldu i nie chcieliśmy tracić imprezy. Wyszło fajnie bo drugą opcją było w upały stulecia kisić się w bloku. I powiem że wcale nie jest tak źle z tym wolnym czasem, bo siedząc w domu zajmuję się mnóstwem robótek ręcznych, sporo czytam, nadal zdarza mi się współorganizować imprezy rekonstrukcyjne itd. I wcale nie mam babci na kiwnięcie ręką a mąż sporo wyjeżdża. Teraz kolejna rewolucja ale wierzę że wbrew wszystkim malkontentom damy radę :-D
    Życzę ci żebyś też znalazła swoją własną drogę i umiała wyznaczyć złoty środek :-)
    pozdrawaiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Lady Altay - Również gratuluję
    Dziękuję Wam :)
    Jak tak sobie myślę, że nadopiekuńczość ma być oznaką dobrego rodzicielstwa - to my chyba nie będziemy dobrymi rodzicami, ale może może łatwiej mi się będzie wypowiedzieć za około rok, bo wtedy nabędę już jakiegoś doświadczenia. Jednak jesteśmy z mężem takimi osobami że jak stwierdzimy, że chcemy pojechać zwiedzić np.Opole - to pewnie pojedziemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koło Opola polecam muzeum wsi opolskiej :D co roku tam jeździmy z mężem i z młodym teraz też ;)
      powodzenia w rodzeniu i ZDROWIA!!

      Usuń
  9. Nie patrzyłam na mamę Madzi w ten sposób, ale po zastanowieniu, masz rację,
    co do głównego tematu trudno jest mi się wypowiedzieć, bo nie mam dzieci i na chwilę obecną nie mam także nic nie wskazuje, że będę je miała, ale faktycznie świat baaaaardzo się zmienił, i jeszcze jedno, dawniej dzieci bawiły się same i mam wrażenie, że były grzeczniejsze i miały więcej szacunku dla starszych, teraz jest tak jak mówisz, bezgraniczna opieka a nawet kontrola, a mam wrażenie, że dzieci są bardziej zepsute, roszczeniowe i mniej grzeczne, nie wiem czy jedno z drugim ma związek, to tylko moje luźne obserwacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, czy rodzic jest odpowiednim kompanem do zabawy z dzieckiem? Kurcze, nie wyobrażam sobie bym miała z córką przebierać lalki czy z synem szusować autami po dywanie :D to mnie nie obchodzi, dlaczego bym się miała przymuszać? Moja mama nigdy się ze mną nie bawiła, od tego byli koledzy i koleżanki.

      Usuń
    2. Wiesz ja się czasami bawię z moim chrześniakiem i jego siostrą, ale czasami mam wrażenie że dzisiejsi dorośli zabawy w które sami bawili się w dzieciństwie , dziś uważają za niedopuszczalne niebezpieczne a wręcz śmiertelne. Taki jakiś paradoks,

      Usuń
    3. no ja z moim 2,5 letnim muszę się bawić, bo wszyscy sąsiedzi pozamykani. W lecie to jeszcze, na podwórko go wypuszczam i siedzę sobie na ławce albo mąż. Za mały na łażenie 'samopas'. Ale o marca idzie do przedszkola, to odetchnę. No i ciepło się zrobi niedługo.. ale w domu.. niestety.. sam to tylko tv ogląda, a ileż można dziecko przed tv sadzać? to też nie o to chodzi przecież...

      Usuń
  10. Pominę temat tej tragedii w sosnowcu.
    Co do reszty, czyli kwoczenia nad dziećmi, to masz racje. Też mam wrażenie, że duża część rodziców organizuje dzieciom 24h życia na dobę. Nie wiem, czy z chęci wykształcenia kosztem wszystkiego, niby-geniusza (bo jednak talent i umiejętności nie każde posiada), czy po prostu, by się podporządkować modzie, która teraz właśnie lansuje inny typ rodzica. Zabija się w dzieciach samodzielność i pewnie jeszcze kilka innych cech, których nasi rodzice przez swe działanie, w nas nawet nie uszkodzili. W chwilach, gdy dochodzi do tragedii, z kolei szuka się winy w rożnych obocznych instytucjach, zjawiskach, a nie w ludziach bezpośrednio z otoczenia. Z jednej strony rodzic jako ciągły przywódca, organizator, z drugiej... ktoś słaby, kogo powinno się mieć też pod kontrolą, bo przecież nei on wychowuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że to trochę tak się stało, że społeczeństwo przeleciało ze skrajności w skrajność. Kiedyś przypadki picia i bicia w rodzinie były traktowane z pobłażaniem, a teraz z wręcz nadmiernym napiętnowaniem - szuka się patologii tam gdzie jej nie ma.

      Matka, która da klapsa zaczyna się bać policji a ojciec który wypije sobie 2 piwa zaczyna się zastanawiać czy dzieciom krzywdy nie robi.

      Usuń
    2. Gubi się gdzieś emocje, relacje w rodzinie. Nie ważne, jak dziecko bawi się lalką, tylko jaką lalką się bawi. Jest też przyzwolenie na wcześniejszą dorosłość, która niestety, nie ma wiele wspólnego z dojrzałością emocjonalną i społeczną.
      To nie świat wariuje i goni, to niestety my sami.

      Usuń
    3. szuka się patologii tam gdzie jej nie ma, a obok tego zupełnie bez przeszkód patologia sobie bytuje, i po jakiejś tragedii, każdy z sąsiadów dalej upiera się że nigdy nic nie słyszał i nic nigdy nie widział

      Usuń
    4. No wiadomo, że świat sam nie goni, tylko ludzie gonią za czymś, chcą być coraz lepsi, inni od nich oczekuję by byli coraz lepsi i tak się wszyscy zapędzamy.

      Chmurko, znam rodziny w których działo się bardzo źle, co niestety wychodzi po latach, gdy już jest za późno albo jak się właśnie jakaś tragedia zdarzy. Bardzo często rodzice wiedzą, że robią źle, że nie powinni bić dzieci (nie mówię tu o klapsach), ale dalej to robią tylko zakazują dzieciom krzyczeć i płakać... żeby sąsiedzi nie słyszeli.

      Usuń
  11. Ta cała nagonka medialna na tę nieszczęsną dziewczynę jest przerażająca. Ja co prawda widzę tylko tytuły wiadomości w internecie (nie czytam ich), telewizji nie mam, ale to jest jakiś horror. Jest tak , jak piszesz, nikt nie zostawia na matkach suchej nitki w razie jakiejś tragedii. A przecież wypadki się zdarzały, zdarzają i będą zdarzać. Wiele się zmieniło od czasu mojego dzieciństwa (klucz na szyi, 2 km pieszo do szkoły, opieka nad młodszym bratem), które uważam za bardzo szczęśliwe. Wszystko wtedy było na swoim miejscu, bez przegięć, jak dziś.

    Ja też raczej z tych "złych" matek. Trochę życie przeorganizować w związku z dziećmi musiałam, ale nie tak bardzo. Dzieci maleńkie spędzały lato w namiocie w głuszy na wykopaliskach archeo rokrocznie. Nie umarły na żadne infekcje ani zatrucia. Myłam je w zimnej wodzie z jeziora, mleko grzałam na kozie (nie karmiłam piersią), nie nosiły pieluch (tetrowych) i w wieku kilku miesięcy umiały korzystać z nocników, świetnie też pływają od wczesnego dzieciństwa, są odporne, prawie nie chorują. Też chodziły z kluczami, bo pracowałam, a mąż w rozjazdach. Chciały chodzić na dodatkowe zajęcia sportowe, językowe - chodziły i jeździły same, nie chciały - nie chodziły. Dziś studiują daleko od domu. Zawsze miałam czas dla siebie, na swoje pasje - muzykę, literaturę, szycie, kino, imprezy towarzyskie. Nie miałam babć i żadnej pomocy rodzinnej.Miałam jednak szczęście mieszkać wiele lat wśród podobnych sobie w hotelu asystenta, z wyjściem we dwoje nie było więc problemu nigdy, a wychodziliśmy sporo. A potem wyjechaliśmy zagranicę, gdzie dzieciom się bardzo podobało i nam również. Ja od rana do nocy z krótką przerwą na zrobienie dzieciom obiadu w domu, aby jak wrócą ze szkoły miały coś ciepłego, rzuciłam się w wir nauk wszelakich, chodziłam na przeróżne zajęcia, wykłady, kursy języków najdziwniejszych, rękodzielnicze, literackie, aby jak najwięcej skorzystać podczas tych kliku lat, które mieliśmy tam spędzić.Na szczęście nikt nam nic nie doradzał. A dzieci doceniają to, że jesteśmy ciekawymi ludźmi i mają z nami o czym rozmawiać na wielu płaszczyznach. Takie "złe" rodzicielstwo się zwyczajnie opłaca in long run. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rogata Owco, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Pozdrawiam

      Usuń
  12. Z jednej strony matki są sterowane jak automaty, z drugiej - gdzie faktycznie trzeba pomóc są same sobie pozostawione.
    Bo media szukają problemu tam, gdzie go nie ma (nie piszę tu o przypadku Madzi), bo tam, gdzie natychmiast trzeba pomóc (dać rodzinie bodaj stówę na żarcie, leki, opał - to cała procedura się nakręca i nakręca i nakręca by w końcu odmówić.
    łatwiej dziecko wsadzić do bidula niż wysłać opiekuna, kuratora, lekarza, specjalistę do rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Media często robią zadymę dla samego tematu i oglądalności.

      Usuń
  13. Lauro, u nas niestety tak zawsze, w każdej "aferogennej" sprawie media zachowują się tak samo. To samo było po katastrofie w Smoleńsku. Na początku jeden dziennikarz przez drugiego formułuje coraz to bardziej zaskakujące podejrzenia i zarzuty, rozdmuchując sprawę i rozbudzając ludzką wyobraźnię, a potem wszyscy razem zaczynają piać jakie to nieetyczne, niemoralne, okropne. Nasze media wciąż jakby nie zdawały sobie sprawy z tego, że kto wiatr sieje, zbiera burzę. Na początku pogoń za sensacją i oglądalnością (czytalnością)a potem olaboga, bo ludzie chcą zabijać ludzi z zemsty... albo czynić inne rzeczy wynikające z nakręconych emocji.

    To, że się państwo wtrąca tam gdzie nie powinno to już pomijam, bo to temat rzeka, którego wolę nie ruszać.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny tekst. Zgadzam się w 100%. W dzieciństwie nikt za mną nie biegał. Zdarzało mi się na bosaka łapać ryby w brudnej rzece, śmigać na sankach slalomem między drzewami, kilka razy przeleciałam przez kierownicę na rowerze - pamiątki mam do dziś. Teraz to nie do pomyślenia - wypuścić dziecko z domu na cały dzień, bez kontroli. I w życiu nie powiedziałabym, że mój tato (bo wychowywał mnie sam) źle się mną zajmował.

    Smutne jest to, że przez dwa tygodnie obecnych ferii zimowych, nie widziałam ani jednego dziecka ciągnącego sanki. Te dzieci naprawdę nie będą miały czego wspominać. Łatwiej i bezpieczniej jest posadzić dziecko przed komputerem czy zawieźć na zajęcia dodatkowe.Z drugiej strony też nie dziwię się rodzicom. Każdego dnia słyszy się relację z jakiejś rodzinnej tragedii po której następuje oskarżycielskie pytanie "gdzie byli wtedy rodzice?". Niestety nie wszystko można przewidzieć.

    A sprawa Magdy... Ja nie wiem czy jej mama kiedykolwiek się jeszcze podniesie z tego wszystkiego. I wierzę jej.

    A na blog trafiłam przypadkowo, szukając inspiracji robótkowych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, te pytania "gdzie byli rodzice"... okazuje się, że przed komputerem czy telewizorem też nie nalezy dziecka sadzać, bo to groźne. Rodzic powinien ciągle kontrolować, sprawdzać, wiedzieć, rozmawiać, spedzać czas.

      Chyba psychologowie, pedagodzy i pisarze poradników dla rodziców zapomnieli, że pieniądze na utrzymanie rodziny nie kapią z sufitu i trzeba na to zapracować. Poza tym przydałoby się też mieć kawałek swojego życia a i odpocząć czy wyspać się czasem też by wypadło.

      Jak świat światem dojście do pełnoletności jest okupione jakimś tam odsetkiem zgonów. Tak jest wśród zwierząt jak i wśród ludzi, a wynika z faktu, że życie bywa niebezpieczne i albo się nauczysz omijać niebezpieczeństwa albo baj baj. Nie da sie tego zrobić za kogoś, a może inaczej, przestrogi i napomnienia działają w ograniczonym zakresie, wypadki się zdarzają.
      Nie unikniemy strat i śmierci.

      Usuń
  15. Nienawidzę mediów za robienie sensacji.
    Generalnie lubię wiadomości, programy informacyjne, publicystyczne, ale to, jak nakręcają niektóre tematy i podkręcają emocje, to obłęd. Przykład Madzi jest tego najlepszym przykładem.

    Co do dzieci... Hmmm... Bardzo trudny temat. Mam dwoje - synek 4 i córeczka niecałe 2 latka. Nie wiem, czy jestem dobrą mamą. Na pewno jestem mamą z wyrzutami sumienia. Robótkuję tylko nocami, bo przy dzieciach się nie da. Czuję ogromną presję dot. tego jaka powinnam być. Największą ze strony teściowej. Urodziłam ich dobrze po 30-stce. Zawsze kochałam dzieci, byłam zaangażowana w zajmowanie się dziećmi siostry, a mimo wszystko zrozumiałam co znaczy mieć dzieci dopiero, kiedy mam swoje. Kocham ich nad życie, podobnie jak męża, a mimo to na pytanie czy jestem szczęśliwa nie umiałabym bez zastanowienia odpowiedzieć, że tak. To bardzo złożona kwestia. Jestem bardzo, bardzo zmęczona i fizycznie i emocjonalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie wiem, czy jestem dobrą mamą. Na pewno jestem mamą z wyrzutami sumienia"

      To zdanie opisuje dla mnie bardzo wazny problem. Wiele kobiet tak czuje, ja pewnie też bym tak czuła gdybym była matką.
      Z jednej strony kobieta z dzieckiem (dziećmi), to niemalże Madonna z Dzieciątkiem - taka rola jest jej przypisywana, z drugiej naciski i zarzuty ze stron mediów, poradników, babć i bóg wie kogo jeszcze sprawiają, że ta Madonna czuje się niewiele warta w swojej roli, jakby niekompetentna. Staje się matką z wyrzutami sumienia i poczuciem winy, za to, że nie dość czasu, energii i wysiłku poświęca dzieciom. Gdy poświęca jeszcze więcej to jest po prostu przemęczoną, sfrustrowaną i rozgniewaną Madonną, która częściej krzyczy, złości się, traci spokój, przez to popada w jeszcze większe poczucie winy. Gdy nie poświęca, czuje się złą matką (tak wynika choćby z tej całej dyskusji).

      Więc gdzie jest ten złoty środek, czyżby w całej pogoni za dobrem dziecka gdzieś się zawieruszył? I w ogóle czy istnieje coś takiego jak dobra czy zła mama? Czy nie jest to na tyle elastyczna rola, że wiele postaw mogłoby być dopuszczalnych? Przecież dzieci też są różne, jedne potrzebują matki bardziej inne świetnie radzą sobie gdy jest jej mniej.

      I co z ojcami? Teoretycznie są tak samo odpowiedzialni za swoje dzieci jak matki, ale w praktyce zdają się być kimś kto ma wybór, w kontakcie z dziećmi. Kto nie musi rezygnować z siebie, od kogo nikt nie wymaga wybitnych poświęceń.

      Usuń
    2. Dokładnie.
      Mój mąż jest kochany i również bardzo zaangażowany. I niestety również zmęczony. Kiedy już nie karmię, to kiedy w nocy córcia np. szuka smoczka, to on wstaje, bo przez robótki ja później kładę się spać, więc daje mi odpocząć.
      Mam jednak nadzieję, że ten najtrudniejszy czas powoli mija. Dzieci czasami umieją zabawić się same przez chwilkę. Oby te chwile z czasem były coraz dłuższe.
      A tak w ogóle cieszę się, że dyskusja w tym temacie poszła bardziej w kierunku roli matki, niż w kierunku Sosnowca :)

      Usuń
    3. Takie też były moje zamiary. To co się stało w Sosnowcu i rozprawianie nad tym pozostawiam mediom.

      Usuń
  16. Od wczoraj myślę nad tym, co napisałaś. Sprawę Madzi znam pobieżnie i nie odważyłabym się powiedzieć czegokolwiek ponad to, że po raz kolejny media przekonują mnie co do swojej marności, przeciętności i kreowania rzeczywistości , jakiej nie ma.

    Co do wychowania i rozterek… Skończyłam studia magisterskie i podyplomowe na kierunkach, które zajmują się wychowaniem i duszą. Na początku swojej drogi pracowałam z rodzicami, by pomoc im dogadać się ze swoimi dzieci i wierz mi, wspólna zabawa matki, czy ojca nie jest wyrazem postawy nadopiekuńczej, a pozwalanie na harce nie musi być objawem braku rodzicielskiej troski, ale oczywiście może.

    Zmieniają się czasy i oczekiwania wobec nas jako rodziców. Ale też nie przesadzałabym z tym postrzeganiem matki jako madonny. Trochę zapachniało mi tu hipokryzją, bo to wspólne, unoszące się nad komentarzami wyznanie: Jestem złą matką ,bo nie jestem nadopiekuńcza, a tego się ode mnie wymga, jest dla mnie niewiarygodne. Zwłaszcza w kontekście wielu wpisów na blogach.

    Nie obrażajcie się, proszę. Nie chcę nikogo dotknąć , ale za dużo widziałam, za dużo popełniłam błędów w wychowaniu swojego syna, za dużo „przeniosłam” wyniesionych z domu postaw swojej matki i babki ( mimo świadomej pracy nad sobą i koniecznej w moim wypadku superwizji ), by dać się przekonać, że tak łatwo być dobrym, świadomym rodzicem.

    Zachęcam do przeczytania tego, co poniżej. Tekst pochodzi z „ Charakterów”, ale u mnie nie otwiera się archiwum, więc podaję , inny, aktywny link :
    http://motyl.wordpress.com/2009/06/05/nadopiekunczy-rodzice-krzywdziciele/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, by zabawa matki czy ojca z dzieckiem była przejawem nadopiekuńczości, ale z drugiej strony rozumiem, że jakiś rodzic nie ma na to ochoty.

      Postrzeganie matki jako Madonny - tu akurat będę się upierać, bo się z tym spotkałam, zwłaszcza wśród starszych kobiet.

      No właśnie uważam, że trudno, bardzo trudno być dobrym rodzicem (czyli znaleźć ten złoty środek, by nie zapominać ani o dziecku ani o sobie). Ja nawet nie wiem co to znaczy tak naprawdę.

      Usuń
    2. Tekst, widniejący w nagłówku wyżej podanego artykułu sprawia, że nie mam ochoty tego czytać.

      "Jeśli jesteś rodzicem twoim zasranym obowiązkiem jest przeczytać poniższy tekst od deski do deski i wykuć go na pamięć !"

      Ale to właśnie obrazuje cały ogrom nieszczęścia. Jesteś rodzicem, więc jakiś ktoś uważa, że ma prawo właśnie w taki sposób się do Ciebie zwracać, bo z założenia coś z Tobą nie tak.

      I tu się kłania porównanie do Madonny. Z jednej strony cud narodzin, opiekuńczość wobec ciężarnej kobiety, "przereklamowanie" walorów macierzyństwa, z drugiej zasrany obowiązek!

      Nie jestem rodzicem i ciesze się, że nie muszę się w żaden sposób ścierać z takimi tekstami.

      Usuń
  17. Tak, masz rację! Rodzic nie musi chcieć się bawić ze swoim dzieckiem, ale może. I ani bawienie się ani niebawienie nie jest istotą rodzicielstwa ;)

    Moim zdaniem w Polsce nie ma syndromu Madonny, ale jest wszystkowiedzącej mamusi, babci i teściowej, ale różni nas po prostu doświadczenie. Dorosłe dzieci nie umieją wyznaczyć granic,bo przez nadopiekuńcze mamy zostały wychowane. W poszanowaniu " siwego włosa" myląc mądrość z szacunkiem mamusie, babcie, teściowe są nieustająco obecne w życiu dzieci i wnuków, nawet jeśli te mają po 50 lat!

    Tekst, do którego zmaieściłam link jest bardzo sensowny, na nim mi zależało. Nie ma komentarzach przed nim ani nawet po nim. Podałam też powód, dla którego nie mogłam odeslać Was do archiwum " Charakterów". A komentarz młodej osoby, pokazuje, jak słusznie zauważasz, jedynie frustrację. Jej/Jemu przytrafił się rodzic raczej nie z tej zmieni.

    Jestem rodziciem i Bogu dziękuję, że nim jestem. Mimo błędów. Nie ma we mnie lęku przed starciem się ani z takimi tekstami, ani przed wychowywaniem dzieci. Rodzicielstwo było mi potrzebne :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Co do artykułu, gdy ciśnienie mi opadło, przeczytałam. Faktycznie jest dobry. Swego czasu bardzo lubiłam takie teksty, szukałam w nich wyjaśnienia (i nazwania) dla własnych problemów w relacji z matką i nawet sporo znalazłam. Ten "wstęp" jakoś mnie wyprowadził z równowagi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest ok :) A wstęp jest rzeczywiście niefortunny. Cieszę się, że przeczytałaś :)))

      Usuń
  19. Witaj Justyno:) Dopiero dziś przeczytałam Twojego posta i komentarze pod nim zamieszczone z tego względu ,że jako dobra matka byłam ze swoim dzieckiem w szpitalu wycinać migdałka:) Nie wiem czy zgodzić się czy nie. Wychowuję troje dzieci. Każde trudne. Pierwszy długo oczekiwany,dlatego rozpuszczony przez dziadków jak dziadowski bicz. Teraz nastolatek z pyskatym ryjem. Drugiemu niedawno stwierdzono adhd. Bardzo agresywny. Ale nie o tym chciałam. Czasami zdarzają się wypadki. Mi w czasie snu dziecko spadło na podłogę. Oczywiście nic się nie stało ,bo łóżko niskie i skórki baranie pod nim. Ale teraz myślę ,że mogło się stac i co wtedy? Znając moją nadwrażliwość darłabym gębę na całe miasto wzywając pomocy. Nie jestem lekarzem i nie chciałabym decydować czy go ratować, czy zakopać pod murem! Matkę małej Magdusi potępiam! Czy matka której stała się tragedia z wyrachowaniem prosi porywaczy o zwrot dziecka? Oczywiście to wina teściowej, która ją zastraszyła,bo wyszło by na to ,że ona nie umie wychowywać dzieci!A która dziewczyna od razu jest wzorową matką ? Jak się dostaje do rąk zawiniątko które beczy , od razu jesteśmy magistrami z pedagogiki i wychowywania ? Niestety tak nie jest! Mnie oczywiście też teściowa uczyła co dobre co złe! Ale należy zaufać swojemu instynktowi. Matka wie co dla jej dziecka jest najlepsze. Ale się rozpisałam :) chyba jestem złą matką ,bo siedzę i pisze ,a w drugim pokoju dwóch młodszych targa się za kudły. A Państwo powinno się mniej wtrącać do wychowywania dzieci,tylko pomóc rodzinom w potrzebie. W moim przypadku po przekroczeniu o trzy złote dochodu zostałam pozbawiona zasiłku rodzinnego na dzieci. Jestem rodziną już wielodzietną Te pieniądze, w całości przeznaczałam na dzieci a nie na swoje przyjemności! Teraz już od dawna nie chodzę i nie żebram zasiłku. I nikt się nie zainteresuje czy moim dzieciom czegoś brakuje! Kiedyś mieliśmy głupi przypadek . Kupiliśmy zestaw kina domowego , który został przetestowany w głośnych okolicznościach . I co? Zjawiła się policja ! o siedemnastej któryś dobry sąsiad zadzwonił , bo u nas było głośno i podobno matka sadyści się nad dziećmi! Ale to czy mam dzieciom czym gęby nakarmić ,tego nikogo nie obchodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś pierwszą mamą, z którą rozmawiam na ten temat i która mówi, że dziecko jej spadło. To się zdarza chyba częsciej niż jesteśmy w stanie się domyśleć. Najczęściej nic się nie dzieje, poza płaczem dziecka i matki przy okazji. Ale masz rację, mamy najczęsciej wtedy wkładają dziecko w wózek i "na sygnale" pędzą do pierwszego napotkanego lekarza.

      To nie jest tak, że ja w swojej głowie "rozgrzeszam" matkę Magdy. Po prostu zdaje mi się, że to co Ona podała jako wersję prawdziwą jest prawdopodobne. Choć też nie rozumiem jak była w stanie opanować emocje (działające automatycznie). Ja też pewno bym biegiem pędziła po jakąś pomoc i do głowy by mi nie przyszło rozmyślanie nad tym co mi za to może grozić. Na pewno nie chciałabym być sama, bez nikogo obok, w takiej sytuacji, ale z tego co mówił ojciec Magdy, jego żona właśnie tak postępowała, w razie problemów zamykała się w sobie i nie umiała poprosić o pomoc.

      Ludzie są różni, wychowują się w różnych rodzinach, mają za sobą różne doświadczenia. Nie każdy wypadek to od razu musi być sadyzm czy próba odebrania dziecku życia, co wcale nie znaczy, że popieram taki sposób postępowania, bo nie popieram.

      Dziwi mnie, że o 17 ktoś wezwał policję i ta policja przyjechała. Jakieś nadgorliwe służby macie chyba ;) Sama miałam przypadek, że sąsiad w środku nocy puszczał sobie muzykę na cały regulator, nie można było się do niego "dobić" bo spał pijany, a policja po prostu nas olała i kazała rano przyjechać na komisariat celem "sporządzenia protokołu". Na kiego diabła mi protokół, ja chce się po prostu wyspać. Rano policja i protokół potrzebne mi będą jak świni siodło.

      Słyszałam o tych przypadkach przekroczenia o parę złotych dochodów i odebraniu zasiłku czy innej pomocy.

      Usuń
  20. Nie krytykuję Cię za to ,że rozgrzeszasz mamę Madzi.Ja też wiele razy nie dawałam rady. Najpierw mąż za granicą,potem już w Polsce. Co z tego ,że był w domu skoro nie zajmował się dziećmi.On czasami zasypiał nad jedzeniem!:) Ale wiem ,że robi to dla nas! Więc nie użalam się ,że jestem ze swoimi problemami sama ,ale dojrzewałam do tego by radzić sobie sama:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ja sie chyba zgodze z Viola. Jestem mama 2 dziewczynek..3 latki i polrocznej, i czasem jest ciezko. Ale chwile spedzone razem zawsze z nami zostana i chce aby je pamietaly. Choc nie zawsze robimy cos super excytujacego tymbardziej ze mala jest b. mala i potrzebuje mnustwo uwagi. Mam nadzieje ze ty kiedys zmienisz zdanie, bo to ze w twojej rodzinie bylo tak a nie inaczj napewno bedzie mialo wplyw na to jak ty bedziesz chciala wychowywac swoje dzieci, i napewno bedzie to przeciwnoscia twojego wlasnego dziecinstwa..o ile kiedykolwiek sie zdecydujesz.. i oby nie bylo za pozno.. bo napewno chcialabys przekazac komus swoja wiedze i zainteresowania i podzielic siee tym co robisz. Wydaje mi sie ze miedzy innymi z tad wynika nacisk na matki.. Kazda z nas probuje uczyc sie na bledach wlasnych matek!! pozdrawiam!!
    P.S. jak sie sprawuje elektyczny kolowrotek?? czy porywnywalnie dobry do pedalowego?? przymierzam sie do kupna... alee tylko dlatego ze potrzebuje thick and thin merino yarn.. mozesz mi taka uprzasc??

    OdpowiedzUsuń
  22. Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję. Grypa mnie powaliła. Kołowrotek mechaniczny jest bardzo fajny, jego jedyną wadą jest malutka szpulka. I to wszystko poza tym jest słodziutki i świetny gdy nie mamy wile miejsca lub często wyjeżdżamy i chcemy mieć przy sobie troszkę domowego ciepełka. Jeśli nadal jesteś chętna na wełenkę to napisz do mnie na priv, dogadamy szczegóły.

    OdpowiedzUsuń