niedziela, 13 stycznia 2013

Perypetie farbiarskie, gobelinowy próbnik i zima

Pisałam niedawno o farbowaniu poprzez zanurzenie motka wełny w rozrobionej gorącej farbie z octem. Pamiętam, że rozmawiałam potem z Kariną o tej metodzie. No i mam kolejne spostrzeżenia. Wełna oścista, gruba, którą wtedy farbowałam, dość długo chłonęła barwnik i można było w ten sposób zafarbować ją na nawet bardzo jasne kolory i było równomiernie.

Z wełną miękką jest gorzej. Wrzuciłam wczoraj motek merynosa do mocno rozcieńczonej farby i klops. Część wełny pochłonęła cały barwnik, woda zrobiła się czysta, a wełna w niektórych miejscach prawie w ogóle się nie zafarbowała. Wszystko stało się tak błyskawicznie, że nie zdążyłam nawet zamieszać zawartości miski. Z farbą mniej rozcieńczoną nie ma problemu, natomiast z jasnymi odcieniami trzeba bardzo uważać i szybko działać. Na szczęście miałam jeszcze rozrobioną farbę w tej samej tonacji i motek dało się ładnie pofarbować, choć niestety nabrał nieco ciemniejszej barwy.

Nie mam zdjęć z tego farbowania, bo w ferworze walki nawet nie pomyślałam o opstrykaniu czegokolwiek, a potem nie było już czego focić. Dlatego tylko opisuję i objaśniam.

Do Poznania zawitała zima (której tak swego czasu zazdrościłam TUtej Izie z Kidowa), i co dziwne, wcale nie jest z tego podowu jakoś specjalnie jaśniej i klimatyczniej. Mam wrażenie, że chmury, gdyby mogły, wlazłyby mi do pokoju, ale drzwi i okna pozamykane, więc nie mają jak ;) Na strychu śnieg zapadał okno dachowe, choć Chłop zapewniał, że śnieg spłynie. No nie spłynął... :-| Tak, że jestem marudna i tyle, bo mi zdjęcia nie wychodzą w tej ciemnicy i mam do wyboru, albo pstrykać z lampą albo wcale....

A farbowanki weekendowe wyszły cudnej urody... choć aparat przy tej ciemnicy nie do końca poradził sobie z kolorami. Zasunę więc znaną formułkę - włóczki ładniejsze niż na zdjęciach :)


 Włóczki są do kupienia w moim butiku na DaWandzie 

Chciałabym zwrócić Waszą uwagę na ostatnie ze zdjęć. Otóż jest to zestaw 4 lawendowych moteczków, każdy po ok 50 gram, które tworzą ładną gradację kolorów. Pomysł z takimi zestawami chodził mi pod głowie przynajmniej z pół roku, w końcu się odważyłam i jestem bardzo ciekawa Waszej opinii na temat pomysłu i takich zestawów. Będę wdzięczna za wszystkie opinie. 

I jeszcze coś Wam pokaże.
Wygrzebałam na strychu mój gobelinowy próbniki, czyli pierwszą, malutką i niepozorną tkaninkę, którą wytkałam w ramach gobelinowego kursu w naszej zamkowej pracowni.

Kurs polega na tym, że każdy nowo przybyły adept gobeliniarskiej sztuki, na początku uczy się podstaw. Pod okiem instruktora ćwiczy więc wszystko po kolei - osnuwanie, zarobienie, łączenie wątków, wyrabianie wzoru, ryps, sumak, cieniowanie, dywan... a na koniec robi zarobienie zamykające i odcina tkaninę. Jest to podstawa do dalszej pracy, takie pierwsze szlify  Nie ma tu jeszcze mowy o tkaniu wielowątkowo czy o mieszanych wątkach, składających się z różnokolorowych niteczek, nitka jest jedna w każdym z dwóch wątków a kolory są dwa, kontrastujące ze sobą.





Próbnik jest zrobiony z wełny kowarskiej (wełny pochodzącej z fabryki dywanów w Kowarach - obecnie przeniesionej do pobliskiej Kamiennej Góry i niestety podupadłej). Niegdyś wełna kowarska była czystą wełną, używaną do wyrobu pięknych dywanów. Dziś fabryka specjalizuje się w wyrobie chodników a materiał to już wełna z poliamidem (80%/20%).

Pozdrawiam czytelników i nowych obserwatorów :)

17 komentarzy:

  1. Moje upodobanie do tonalnych przejść znasz, nie wiem czy reszta je podziela ale u Ciebie do wyboru do koloru każda dziewiarka znajdzie coś dla siebie :))
    O farbowaniu motków przeczytałam dwa razy ! Oj martwię się, że Bfl zachowa się tak jak merynos, będą potrzebne próby, dobrze, że o tym napisałaś.
    Podejrzewałam, że ta gruba oścista wełna to jest trochę oporna na farbę dlatego potrzebuje czasu a to daje ładne równomierne wybarwienie.
    Wełnę kowarską też mam, wprawdzie już w śladowych ilościach ale muszę przyznać, że swego czasu zachwycała mnogością odcieni :))
    Taka próbka tkacka nie dość, że sentymentalna to jeszcze jak notatnik zawsze można zajrzeć i przypomnieć sobie jak się "to" robi:)) Choć Ty to raczej tylko sentymentalnie gładzisz :D
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że wełna oścista po prostu inaczej przyjmuje kolor, dłużej, bo jak pisała Basia- Fanaberia, jej włókna są inne niż miękkiej wełny - to puste w środku rurki. Akurat w tym rodzaju farbowania ta cecha stała się atutem.

      W gobeliniarstwie wełna kowarska to wręcz symbol, kiedyś to chyba tylko tym kobiety tkały. Zresztą co się dziwić, w porównaniu do tego co oferowały sklepy, mnogość barw wełny kowarskiej powalała. I te barwy były naprawdę piękne. Miała ona jeszcze jedną pożądaną cechę - była nasączana środkiem przeciwmolowym. Mole tego żreć nie chciały i tym lepiej dla gobelinów.

      Usuń
  2. Nie lubię tych ochów i achów na forach, ale twoje farbowane włóczki zapierają dech.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby próbnik, ale jest jednak dziełem skończonym samym w sobie. To ładny pomysł. I jaka ma wartośc sentymentalną!
    Cudne kolorki tych wełenek!
    Czy w garze, czy w folii, z farbowaniem wełen o cieniutkim włosie mam tak samo. Dziś farbowałam w folii czesankę z merynosa superwash, skończyła mi się cierpliwość do nakładania barwnika dookoła, rozciągania pasma i wciskania roztworu w środek (jasne kolory) i mam łaciatkę (do przędzenia, to pół biedy). Z wierzchu ssie jak wściekła natychmiast, do środka przepuszcza czystą wodę z roztworu, kolor przy gotowaniu wcale się nie rozchodzi na resztę. Zła wiadomość dla e-wełenki: z bfl mam podobnie (tylko ciut lepiej) jak z merynosem, jeśli nie dopieszczę do dna, mogę zapomnieć o jasnych kolorach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nawet się kiedyś, gdy ten próbnik skończyłam, zastanawiałam czy go nie oprawić i nie potraktować jako element historyczny ;) Zresztą po utkaniu byłam cała dumna i blada :)

      Z czesanką merynosową mam dokładnie tak samo, rozciągasz, lejesz farby, już myślisz, że wszystko pięknie a tu po ugotowaniu wyłażą jasne plamy. A przecież trzeba na skubańca uważać, bo się filcuje okrutnie. To jeden z powodów, dla których za merynosem nie przepadam.
      Z włóczką jest lepiej niż z czesanką, ale też, jak widać, potrafi zaskoczyć. Co do bfl-a (czesanki) to mi się go farbuje o niebo lepiej od merynosa, zwłaszcza jeśli chodzi o bfl superwash lub z dodatkiem jedwabiu.

      Usuń
  4. Kolory moteczków są jak zwykle prześliczne, sposób farbowania który opisujesz bardzo mnie zaintrygował... no a próbnik to taki skarb :)
    pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chmurko, dziękuję. A co do farbowania to może kiedyś wypróbujesz tę metodę :) Pozdrawiam.

      Usuń
    2. No właśnie intryguje mnie to farbowanie w kontekście wełny z polskiej owcy co ją mam do uprzędzenia w dużej ilości...

      Usuń
    3. Jeśli do polskiej owcy, to myślę, że to farbowanie się sprawdzi.

      Usuń
  5. Ciekawe jest, to co piszesz o farbowaniu przez zamaczanie. Wnioskuję, że tutaj lepiej sprawdziło by się malowanie czesanki, ale to dość upierdliwe, bo trzeba chyba jeszcze bardziej starać się, by barwnik wpłynął pomiędzy włókna wewnątrz wstęgi.
    Co by nie pisać, w moteczkach Twoje barwienie wygląda cudnie. Z resztą nie tylko barwienie. One całe są godne pożądania. :-) Motki 4 odcieni lawendowego podobają mi się i to bardzo, bardzo nie wiem jednak, czy każda wykonana z nich dzianina byłaby równie ciekawa i ładna. W sumie 200 g to niewiele do poszalenia. ;-)
    O próbniku mogę napisać dosłownie to, co Finextra. Miło, że opisałaś dodatkowo, w jakim miejscu o jakie ćwiczenie chodziło.
    U mnie też szara zima. Wcale to ładne nie jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych zestawów lawendowych zrobiłam dwa, więc w sumie jest 400 gram w 4 kolorach. To już trochę więcej do poszalenia :)

      Wydaje mi się , że te zestawy byłyby najlepsze na jaką chustę czy szal, bo w dzianinie typu sweter już by się było trzeba nagimnastykować, by wszystko ładnie się układało. Choć ja wiem, że zdolnych osób nie brakuje.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Witaj,
    Miałam niedawno okazję przypomnieć sobie czasy, kiedy żeby mieć świetną spódnicę należało zdobyć bandaż elastyczny, pofarbować go i samodzielnie uszyć. Farbowałam niteczki jedwabne, bo był mi potrzebny konkretny odcień do zamówionej filcowanej rzeczy.
    Mój sposób na delikatne materiały/wełenki/jedwabne niteczki - wydukać w wodzie z płynem do mycia naczyń i MOKRE wkładać do farbki. Do tej pory dawało mi to równomierne wchłonięcie się barwy.
    Bardzo mi się podoba Twoja wprawka gobelinowa. Dużo technik na małym kawałku, a nie gryzą się formy. Gratuluję talentu.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wełenkę też wkładam do farby uprzednio wymoczoną w wodzie i odciśniętą. Mi się zdaje, że sławetne merynosy tak po prostu mają. Farbożerne są i tyle. Za mało farby w farbie było, następnym razem zamiast w misce spróbuję to zafarbować w wiadrze :D Z czesankami miałam podobne perypetie, farba chwyta się włóczki jak tonący brzytwy i nijak nie chce przeleź na pobliskie niteczki.

      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Justyna, kolory wyszły Ci cudnie, moimi faworytami są kolorowe melanże. Na lawendowe nie miałabym pomysłu, choć tonacja bardzo ładna :)
    Próbnik tkacki swoją precyzją od razu wskazywał, że to rzemiosło dla Ciebie!
    U mnie zima w pełni, mróz, śnieg, droga utrzymana na biało ale plusem jest, że byłam wczoraj na biegówkach, trza korzystać z pięknej zimy :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te lawendy to taki pomysł był, który musiałam wreszcie w życie wcielić. Cóż, jeśli nie znajdą chętnego, to sama coś z nich wyczaruję, w końcu dziergać już umiem :)

      U nas wczoraj też śniegu nasypało, pięknie się zrobiło, choć oczywiście drogowcy się nie wyrabiają ;)

      Usuń
  8. Próbnik wyeksponuj, wart tego!

    Wełenki ufarbowałaś smakowicie, takie piękne kolory jak owoce. Te cieniowane zestawy to chyba już u pimposhki widziałam, na pewno takie farbowanie świetnie wygląda w ciuchu, ale mnie też te Twoje melanże bardziej odpowiadają.

    OdpowiedzUsuń