piątek, 20 kwietnia 2012

Świniobicie...

... temat dość kontrowersyjny...poniekąd... niektórzy nie uznają zabijania zwierząt celem ugotowania obiadu, inni najczęściej pomijają temat milczeniem. Niestety, jeśli chcemy zjeść mięso, to gdzieś po drodze musi umrzeć jakieś zwierze. Niektórzy czerpiąc wzorzec z filmu "Uciekające  kurczaki", wzruszają ramionami i mówią - taka praca...  niemniej jednak 2 dni temu, mając na uwadze własne żołądki zabiliśmy świnię. Tak sobie myślałam, że to na mnie nie robi wrażenia, mając 7 czy 10 lat byłam przy niejednym świniobiciu, ale człowiek jakoś z wiekiem wrażliwieje - zdawałoby się, ze powinno być odwrotnie. Dziwne doznanie, niby wiadomo, że to mięso tylko chwilowo chodzi na własnych nogach, a jego przeznaczenie od dnia urodzenia było znane, a jednak tak jakoś... to jednak śmierć... Potem jest już lżej. Robi się salceson, kiełbasa, mięso się wykrawa. A mimo to miałam wrażenie, że to umysł każe mi nie czuć. Racjonalizowałam sobie całe to przedsięwzięcie, chociaż jestem zdeklarowaną wieśniarą i  założyłam sobie, że muszę się przyzwyczaić. Nigdy nie uznawałam litowania się nad karkówką, czy schabem i nie cofnęłabym się przed hodowlą zwierza, którego przeznaczeniem jest rzeź, a jednak to nie jest łatwe. Kto tego nie przeżył, może się tylko domyślać.


Przyjemniejszą stroną tego morderstwa jest pyszna kiełbasa, wątrobianką, kaszanka, salceson i dużo mięsa. Jednak jesteśmy drapieżnikami, choć wolimy, by nasza drapieżność przejawiała się w postępowaniu najętego rzeźnika.

A że powstały pyszności to już tylko kwestia egoistycznego spojrzenia na świat ;)


25 komentarzy:

  1. Też jestem ze wsi i ten temat mi nieobcy, chociaż osobiście udziału nie brałam, bo i po co taka sierota jak ja, a przy 'obrabianiu' też się nie plączę (rodzice wyganiają) ;) Ale wychodzę z założenia, że to chyba lepiej, jeśli sobie świnka pożyła w normalnych warunkach, niż gdyby tylko tuczona w hodowli, bita i uważana za chodzące jedzenie. Jakoś to dla mnie bardziej humanitarne, takie moje myślenie pokrętne;)
    Pozostaje tylko życzyć: smacznego!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety podczas samego zabijania ktoś musi pomagać rzeźnikowi. Nie chcę tu opisywać detali, ale tak się złożyło, że musiałam tam być. Tak się teraz zastanowiłam, i doszłam do wniosku, że nie mam wyrzutów tego rodzaju, że zabiliśmy zwierzę, by je zjeść, po prostu oglądanie śmierci jest trudne - coś w człowieku się dzieje bolesnego. Przynajmniej ja tak to odbierałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech rozumiem, ale jest coś odpowiedzialnego we własnoręcznym doprowadzeniu kotleta na talerz od A do Z.
    Pamiątki wyglądają świetnie na pocieszenie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzisiejszych czasach łatwo jest nie myśleć i nie przeżywać śmierci "kotleta". Mnie jakoś zawsze pociągała wiejska samowystarczalność, czy to w kwestii kotleta czy marchewki z ogródka. Chcę doświadczyć życia w jego różnych wymiarach, nawet gdy czasem jest trudne.

      Usuń
    2. Też podoba mi się to "świadome" funkcjonowanie. Jakoś nie zraziło mnie to do jedzenia niczego, no może wysokoprzetwarzanych produktów sklepowych :D

      Usuń
  4. Ja bym nie mogła na to patrzeć, wzdrygam się nawet na widok żyły w mięsie ale mięso uwielbiam i jem. Kaszanki nie jem odkąd wiem z czego się ją robi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się wzdrygam, gdy słyszę z czego robi się "kupną" parówkę, pasztet, albo ile chemii pakuje się w szynkę. Kaszanka przy tym to małe piwko. Osobiście nie jestem wielbicielką kaszanki, ale nie z powodu jej składu.

      Usuń
    2. Zapachniało kiełbaską. W sklepie mięsnym to się dopiero wzdrygam jak sobie pomyślę co władowali w kiełbasę. Życzę smacznego!

      Usuń
  5. A może warto czasem dać wrażliwości przemówić głośniej, a nie ją zagłuszać? Może ona jest po coś? Bo przecież człowiek jest w stanie żyć bez mięsa, nawet bardzo przyjemnie! Czy smak mięsa wynagradza to, że trzeba zabić?

    OdpowiedzUsuń
  6. Krupnioki (bo tak się nazywają na śląsku) bardzo lube, mięska nie potrafię sobie odmówić. jaki smutny byłby grill bez karczku czy dobrej kiełbasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jeszcze oprócz kaszanki robi się bułczankę - to samo tylko zamiast kaszy dodaje się rozdrobnione bułki. To taki wielkopolski przysmak regionalny.

      Usuń
  7. Wyroby wyglądają smakowicie,u mnie z "ubijania wieprza" zrezygnowaliśmy ze względu na mężowy cholesterol.Takie swojskie wyroby są najlepsze-przynajmniej wiesz co jesz,nie jakieś rozmrażane półtusze z supermarketu.Już widzę tą kaszaneczkę na grillu....
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atino, mi w tym całym procederze bardzo odpowiada to, że mogę coś zrobić własnymi rękami, z tego samego powodu zaprawiam słoiki na zimę, piekę chleb a w planach mam jeszcze kilka przedsięwzięć do zrealizowania. A grill na pewno też będzie.

      Usuń
  8. Ponoć jesteśmy jednostką nadrzędną, po to Pan Bóg stworzył zwierzęta abyśmy mieli się czymś posilić a na marginesie " ni ma to jak to co po gnoju loto),to oczywiście akurat dotyczy drobiu,co swojskie to swojskie,smacznego i zazdroszczę bo takowych rzeczy dawno nie jadłam,ach bułczankę też się robi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, mi tam do miejskiej filozofii daleko. Rolnik na wsi kocha świnkę po swojemu - może to egoistyczna miłość. Ta miłość przejawia się w tym, ze rzeczona świnia nie dusi się w chlewni wśród setki innych, nie je przetworzonej paszy, która ma ją jak najszybciej utuczyć a i sama śmierć jest jej zadana szybko i sprawnie.

      Usuń
  9. hmmm, myślę sobie, że z hodowlą zwierząt na mięsko nie miałabym problemu, oddać do rzeźni, też ok, dałabym radę, gorzej jeśli miałabym widzieć moment zabijania zwierza ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Chyba wiem o co chodzi, ja też nie lubię oglądać śmierci, tusza i jej rozbiór, już mnie w ogóle nie poruszy. A jeść trzeba, jeśli ktoś nie jest wegetarianinem to jego jedzenie kiedyś chodziło, ba kiedyś było malutkie i słodziutkie, tak jest, z racji postępu część ludzi dziś sztucznie oddziela te dwa pojęcia, mięso- zwierzę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddziela, bo może sobie na to pozwolić. A i sam wegetarianizm jest możliwy w naszych warunkach geograficznych właśnie dzięki temu, że sklepy pełne są warzyw przez cały rok. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie u nas wegetarianina, który miałby sam zaspokoić sobie potrzeby żywieniowe w naszych warunkach Świerze warzywa to towar sezonowy, a zimą co? Na okrągło kiszona kapusta z ziemniakami? Ewentualnie sałatka ze słoika? Jakoś tego nie widzę.

      Sposób żywienia oparty na jedzeniu tego co akurat jest dostępne w obejściu, w chlewie i na polu, co sami sobie wyhodowaliśmy uważam za najbardziej ekologiczny z możliwych. Tak żyli ludzie tysiące lat.

      Usuń
  11. Kategorycznie sprzeciwiam się zabijaniu zwierząt dla zaspokojenia ludzkiej próżności czyli dla skóry, kości, piór lub jakiejś części uważanej za afrodyzjak, amulet albo dla przyjemności polowania.
    Ale to inna kategoria tutaj nic się nie zmarnuje, nic nie zostanie wyrzucone - moi dziadkowie przez lata hodowali różne zwierzęta by jeść - to było naprawdę dobre jedzenie.
    Sięgając po schabowy w markecie nie analizujemy skąd się wziął - a może powinniśmy być wdzięczni, że sami nie musimy tego jedzenia upolować bo z dzisiejszą wrażliwością trzeba by przejść na wegetarianizm lub głodować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślę, że gdyby zniknęły tuczarnie, rzeźnie i rzeźnicy, a każdy musiałby sam zatroszczyć się o swego schabowego to wielu ludzi straciłoby tę wrażliwość. Masz rację, ze zwierzęcia nic się nie marnuje, prawie nie ma odpadu (poza częściami faktycznie niejadalnymi i nie do wykorzystania) - wszystko jest do czegoś wykorzystywane. Moi dziadkowie też mieli gospodarstwo, hodowali świnie, drób, kaczki po to by mieć swoje mięso.

      Usuń
  12. Nie zabijamy ich dla zabawy, ale powinno byc wszystko wykorzystane, do ostatniej kostki.
    dawno nie jadłam takich pysznosci.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest wykorzystane, zresztą jak się człowiek przy świniobiciu narobi tak, że mu nogi w siedzenie włażą, to też i nie zamierza niczego marnować. Oprócz samego świniobicia jest jeszcze dużo roboty przy przetworzeniu - mrożenie, peklowanie, wędzenie, słoiki (w ciągu 2 dni zrobiłam i zapasteryzowałam 90 słoików, a to nie jedyna robota jaką musiałam zrobić).

      Ogólnie rzecz ujmując -
      to nie jest tak, że człowiekowi świnka spada z nieba i ma mięsko. Przy tym jest fura roboty, naszego czasu, wysiłku. Ja w ogóle nie rozumiem do czego tu się można przyczepić - nikomu niczego nie ukradłam. Pisząc tego posta nie miałam nawet cienia obaw, że ktoś może coś tu skrytykować, widocznie ja żyję w jakimś innym świecie. Tylko w ten sposób mogę to sobie wytłumaczyć.

      Usuń
  13. Dziką radość mi sprawia mąż, kiedy zrobi pyszne kiełbasy, mięsa i inne cuda. Ale moje mięso z marketu, czasem od gospodarza. Nie wiem, czy dałabym dzisiaj radę stać przy zabijaniu kury, chociaż jako dziecko na wsi obserwowałam i szczerze mówiąc było tylko zaintrygowanie. Dziś chyba nie dałabym "mojej" kurze łba odciąć, musiałby chłop po rosół do marketu....
    A świnia to dla mnie też taka "za mądra", nie dałabym.

    Jednak to moje gadanie to tylko takie uzmysłowienie, że na coś mam opory i brak zgody a z drugiej strony popieram jedząc mięso. Bo ja na ziarnach nie daję rady.
    Wiedząc jak wygląda ubój w rzeźni, jestem za ubojem we własnym gospodarstwie lub małych rzeźniach. Jakoś to chyba inaczej wygląda, od strony psychicznej. Wszystko i tak zależy od ludzi. Jeśli dbali o życie - zadbają o ten ostatni moment.

    Myślę, że nikt Cię nie atakował. Raczej było skłonienie w tą stronę Twojego odczuwania. Bo współczułaś. Bo zauważasz. Bo odczuwałaś.
    Bo mimo celu coś jednak nie pozwoliło Ci tylko zakasać rękawy do roboty. Bo jesteś mądra i myśląca. I nie zatraciłaś wrażliwości. Tak ja to odebrałam.

    Też mięsiara :). I chociaż podziwiam wegetarian to zew krwi u mnie jeszcze silny i nie wiem, co mogłoby go zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, o wiele łatwiej jest pójść do sklepu i nie myśleć, skąd wzięło się to mięso za ladą. Niemniej jednak to rodzaj tchórzostwa, chowanie się za plecami jakiś bezosobowych rzeźni.
    Nie miała nigdy okazji być przy świniobiciu i od czasu do czasu zastanawiam się, co bym wybrała będąc postawiona przed wyborem: zabić, czy zrezygnować z mięsa... To bardzo ciężki wybór, wymagający dużej odwagi.

    Współczuję stresów, ale gratuluję odwagi.

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Mniam, kiszki (kaszanka), paszteciki, salcesoniki, za takie rarytasy oddam szynkę, u mnie czeka świniobicie już za kilka dni.

    OdpowiedzUsuń