czwartek, 12 kwietnia 2012

W fioletach i błękitach

Wiem, że są osoby, które kochają te kolory, ja do nich podchodzę lekko po macoszemu, ale jakby nie patrzeć, wykluły się.





Właściwie piszę tego posta, bo chcę się czymś z Wami podzielić i chętnie wysłucham zdań innych (mam nadzieję, że będą konstruktywne). Chodzi mi o to, że, jak większość z Was wie, sprzedaję swoje czesanki na Etsy. Dziś zrobiłam mały rekonesans, i wyszło mi, ze pomimo sporych dobrych chęci, ta sprzedaż nie wypada tak jak bym chciała. Uważam, że ceny moich czesanek nie są wygórowane (tę wiedzę czerpię z porównania do innych sklepów). Jakość wełny też jest bardzo dobra i kolory też mi się podobają,. a mimo to jest jak jest. 48 sprzedanych rzeczy w rok - to nie jest to o co chodziło. Głównymi kupującymi są Amerykanki. Porównując, są osoby które w tym czasie sprzedały 500 czy 1000 rzeczy. Mam zagwózdkę - czy coś jest nie tak, czy tylko to, że mieszkam w katolickim kraiku nad Wisłą odstręcza kupujących (drogie przesyłki naszej niesłownej poczty)? Ludzie z Polski właściwie do mnie nie zaglądają (pomijając całkiem prywatne zamówienia poza Etsy, które pochodzą bardziej z bloga) Wiem, że gdybym mieszkała w USA... ale nie mieszkam.

Czułam wielką potrzebę by o tym napisać, mam nadzieję, że nie pojawią się złośliwe komentarze. Czekam na Wasze głosy, co o tym myślicie?

33 komentarze:

  1. hej, hej.

    To ważne to co zauważyłaś - dobrze, że rozpoznałaś temat i zrobiłaś podsumowanie.

    Myślę, że za mało osób wie, że sprzedajesz na Etsy. Nie wystarczy samo wrzucenie tam czesanki - ale także zareklamowanie go. Nie wiem czy robisz coś w tym celu, bo nic o tym nie piszesz - ale czy ktokolwiek wie, że Ty tam sprzedajesz?

    Czy znasz takie forum?
    http://www.knittingparadise.com - jeżeli nie, to wejdź, przywitaj się, powiedz, czym się zajmujesz, na pewno przybędzie Ci nowa klientka, albo klient:))

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie za namiary na forum. Reklamowałam się wszędzie gdzie mi przyszło do głowy się reklamować, tego forum nie znałam, jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesanek to w życiu nie sprzedawałam, ale ... z innymi wyczynami własnoręcznymi, to mam jeden wniosek. Przykry pewnie, ale... 'nasi' jeśli są chętni, to najlepiej za darmo lub półdarmo. U nas rękodzieło to jeszcze często towar drugiej kategorii. Coś, co powinno być tańsze, bo jednak skoro ktoś robi coś w domu, co można kupić w sklepie, to z oszczędności, nie ?
    A na Zachodzie, szeroko rozumianym, ludzie cenią rękodzieło. Nawet, jak są to banalne łapki do garnków z resztek pstrokatej włóczki.

    A co do farbowanek. Ehh... pokaże koleżance z pracy, to jej kolorki. Skręci ją, na bank. :-)
    Czy te czesanki są różnego pochodzenia ? Bo te niebieskości wyglądają jakoś bardziej miękko niż reszta.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie "nie chcem ale muszem" przyznać Ci rację Asiu, mam takie same odczucia. U nas to najlepiej za darmo... to strasznie przykre, bo to moim zdaniem nie zawsze bierze się z braku grosza, tylko z dziwnych przekonań.

    Co do czesanek to ich wygląd zależy od rodzaju wełny. Pierwsza i druga czesanka to bfl, trzecia to merino a czwarta falkland. Pierwsze trzy są zdecydowanie miekkie, tylko, że bfl jest pofalowane, stąd to wrażenie, ze jest to wełenka bardziej miękka niż inne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozumiem Cię i myślę, że nadal powinnaś szukać klientów zagranicą.
    Ja, choć mam ostatnio martwe etsowe sklepiki pracuję pełną parą, bo postawiłam na współpracę w realu. W Polsce to pewnie trudne żeby nie powiedzieć , że niemożliwe, ale może warto poszukać … bo net ma tyle samo zalet , co wad.

    Z doświadczenia też wiem, że reklama to jedno, a to, że klientki mogą Cię poznać - drugie. Jeśli nie chcesz pisać bloga po angielsku, pokazuj się na ravelry i innych miejscach, które polecają Ci poprzedniczki. Pisz o swoich pracach i o tym, co można z nich zrobić. I nie bój się cen. Twoje są naprawdę bardzo zachęcające. Wiem, że to, co napiszę nie jest popularne, ale niska cena, przy takiej samej jakości jak naszych koleżanek z Ameryki, czy Francji każe sądzić potencjalnym klientkom, że z naszymi pracami jest coś nie tak ( to nie są moje dywagacje, a wyniki badań nad psychologicznymi zachowaniami klientów, o których można poczytać choćby u prof. Dolińskiego ). Kiedy mamy zbyt niskie ceny przestają też nas lubić koleżanki po fachu, a ich znajomości i kontakty są wielką siłą. Zdecydowanie lepiej stawiać na kooperację niż rywalizację. Nieco inaczej sprawy się mają kiedy Klientki nas widzą i mogą porównać nasze produkty realnie z tym co już wiedzą, ale na to w Polsce też chyba jeszcze nie ma szans.
    Polski rynek jest trudny, rozwija się i szuka głównie inspiracji. Nikt się nie porywa na otwarcie czegoś więcej niż netowej galerii ( i oczywiście rozumiem powody ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za wypowiedź. Myślałam o realnym sklepie, z róznymi włóczkami, i ręcznie robionymi i fabrycznymi - mieszkając w dużym mieście miałabym dość spore szanse na powodzenie, tym bardziej, że włascicielka dobrze prosperującego sklepu tego rodzaju przeprowadziła się i rynek się rozluźnił. Tylko jak sobie policzyłam ile bym musiała w to włożyć, żeby wszystko miało ręce i nogi to mi te ręce i nogi opadły... Druga rzecz- prowadząc sklep w pełnym wymiarze godzin, do tego pakując ewentualne zakupy internetowe, miałabym bardzo mało czasu na farbowanie, musiałabym wiec zatrudnić kogoś do pracy w tym sklepie, a to generuje duże koszty. Do tego lokal, który trzeba opłacić. Stwierdziłam, że to trochę poroniony pomysł.

      Co do cen - masz rację z tym psychologicznym odczuciem, że jak coś jest za tanie to coś z nim nie tak - wiem o tym. Strasznie trudno jest tak utrafić, by być ze swoim towarem atrakcyjnym, do tego coś zarobić i nie wzbudzać tego poczucia, że coś jest nie tak. Naprawdę nie jestem z tych co to za grosze chcą coś sprzedać, ale widząc jak to wszystko kulawo idzie, pomyślałam, że lepiej będzie trochę taniej i coś sprzedać niż kisić to w domu (na to też potrzebne miejsce).

      Do tego przesyłki pomyślałam sobie, że mając takie a nie inne ceny przesyłek (z przyczyn obiektywnych przecież, a nie z powodu własnego widzimisie) muszę mieć tańsze towary, by jakos zachęcić ewentualnych kupujących by kupili u mnie a nie we własnym kraju.

      Choć widzę, że to chyba rzadko o cenę chodzi.

      Myślę, że wkurzające dla klientów są opóźnienia poczty. Na poczcie można się dowiedzieć, że przesyłka (np. do Stanów) powinna dojść w 6 dni - wielki guzik prawda! W tyle dochodzą paczki do Anglii, Norwegii i innych bardziej od nas oddalonych krajów w Europie. Stany - minimum 10-12 a maksimum 20 dni. Nie dziwię się więc kupującym, że wolą kupić coś bliżej i nie czekać 2 czy 3 tygodnie, tym bardziej, że pod przysłowiowym nosem mają szeroki wybór.

      Zresztą ja się nie nastawiałam na klientki ze Stanów. Myślałam o Europie, bo wiele europejskich sklepików dobrze prosperuje. No ale cóż.

      Pomyślę o Twoich podpowiedziach, muszę sobie to wszystko ogólnie przemyśleć.

      Usuń
    2. We wszystkim, o czym piszesz masz absolutnie rację.
      Rozumiem Twój pomysł na cenę. Pamiętaj też, że etsy to specyficzne miejsce i wcale nie tak łatwo zostać tam wielkim sprzedawcą. Paru Dziewczynom z Polski się udało.
      Co prawda nie wierzę w tajemną moc wspierania sprzedaży przez Treasuary na etsy, ale widzę, że pomysł trzyma się mocno, więc może coś w nim rzeczywiście jest, a ja, nie jestem reprezentatywnym przykładem. Zdecydowanie wolę tematyczne wyszukiwarki i jeśli potrzebuję czegoś szczególnego, przeglądałam wyniki do ostatniej strony. Myślę, że dokładnie tak samo robi klient ;)
      Czas przesyłek oczywiście nie pomaga w sprzedaży, ale nie jest wielką przeszkodą. Nie przejmuj się tym aż tak bardzo.

      Od trzech lat widzę, jak rozwija się rynek i przybywa prządek w Polsce. Sama nauczyłam tego rzemiosła całkiem sporą grupę. Dziewczyn jest coraz więcej, ale też naturalne jest, że na początku drogi są te, które wiążą swoją wiedzę i doświadczenie z własną sprzedażą i własnymi sklepikami. Dopiero za jakiś czas w grupie pojawią się osoby, które nie będą zainteresowane robieniem wszystkiego. I zdecydowanie chętniej kupią niż zrobią same. … ale trwanie nie jest proste :(

      Usuń
    3. Przez jakiś czas bawiłam się w treżerki, ale jakoś tak chyba przypadkiem, wtedy całkiem nic mi nie szło, stwierdziłam, że to poza zabieraniem mojego czasu (starałam się do tego przykładać i zrobienie treżera zajmowało mi koło godziny), nie daje absolutnie nic - może tak się złożyło wtedy po prostu. Sama też nie korzystam z treżerów, jeśli czegoś szukam to przez wyszukiwarkę. Ale z drugiej strony treżery niektórzy umieszczaja na FB czy na blogach, więc jest to chyba jakaś reklama.

      Widzę, że dziewczyny, które osiągają dobre wyniki ze swoimi treżerami (strona główna itd) poświęcają na to bardzo dużo czasu , a mnie go szkoda, wolę zająć się realnym robieniem czegoś. Czasem znikam z sieci na kilka dni zupełnie, mam venę, pracuję i nie czuję potrzeby netowania, więc też nie jestem dobrym materiałem na kogoś kto w treżerach odniesie sukces.

      Ja też szczerze mówiąc nie jestem osobą, która wszędzie zagada, wkręci się, zaistnieje, z każdym zagada i której to sprawia przyjemność. Raczej jestem bardziej wycofaną osobą, ale tego nie zmienię i zmieniać nie chcę - tak mi dobrze. A wiadomo, że najłatwiej zdobyć klientów jak ktoś jest super otwarty. Ja wolę zacisze własnego domu, swoje robótki - na początku myślałam, że to iż kocham to co robię, wystarczy.

      Biorąc się za temat, uważałam, że u nas rynek ręcznie farbowanej wełny właściwie dopiero powstaje , że jest to dobry moment na start. Jest kilka osób, które mniej lub bardziej się tym zajmują. Na Etsy nie było nikogo z Polski. Pomyślałam, że to szansa, ale chyba ten rynek jest dopiero noworodkiem i sporo czasu upłynie zanim, tak jak piszesz - ludzie nie będą chcieli robić wszystkiego sami.

      Usuń
  6. Często zaglądam do Ciebie na etsy. Masz piękne kolory czesanek i zdjęcia na których są pięknie wyeksponowane. Niestety nie wiem co Ci poradzić w sprawie zwiększenia sprzedaży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Violu, dzięki za miłe słowa. Pisząc, że Polki do mnie nie zaglądają w sumie miałam co innego na myśli. Może zaglądają (tego nie jestem w stanie stwierdzić), ale niestety nie kupują.

      Usuń
  7. W zasadzie moją główną myśl przewodnią napisała już Jotha, w Polsce rękodzieło nie jest w cenie, nie wiem z czego to wynika, różne media pokazują, że to się powoli zmienia, ale myślę że jeszcze dużo czasu upłynie zanim będzie tak jak powinno. Moja mama parę lat temu kupiła mi 3 kubeczki ręcznie malowane przez pewną artystkę, cena 20zł za kubek- uważam że i wtedy bardzo przystępna. Kiedyś moja znajoma pijąc kawę z tego kubeczka zachwycała się nim, ja mówię gdzie kupiony i za ile popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i powiedziała "wolałabym sobie kupić za 6 zł w TESCO"
    No niestety tak jest.
    Sama spadłam na ziemię z własnych marzeń kiedy w ziemię jak wstawiłam bombki do galerii,
    Ale uszy do góry może w końcu coś się zmieni, a nad reklamą poważnie się zastanów, im więcej osób wie tym większa możliwość,
    Może strona na Facebooku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że wiele osób tak myśli, a jakieś tam wełny za 40 czy 50 złotych uważają za całkiem szalony pomysł. Przecież akryl w sklepie można kupić za 7 złotych i prząść nie trzeba.

      Tylko, że potem się dziwimy, że u nas nic nie ma i wszystko trzeba z zachodu sprowadzać...

      Właściwie to nie jestem jakoś załamana, ale racjonalnie rzecz ujmując, rok to sporo, jest to jakiś tam czas dobry na podsumowanie. Spróbuję jeszcze trochę dorzucić towaru, poodwiedzać kilka forum, moze Facebook (choć nie cierpię portali społecznościowych), może coś jeszcze. Ale jak to dalej tak ma wyglądać, to nie wiem na ile mi starczy cierpliwości.

      Usuń
    2. Myślę, że wyobrażam sobie jak się czujesz.

      Wiesz, kiedyś na jakimś blogu widziałam takie zdjęcie z jakiejś modnej gazety- na stronie były pomysły na prezenty gwiazdkowe, na zdjęciu była gwiazdka szydełkowa, z jakiegoś markowego sklepu po 12zł za szt. dziewczyna która zamieściła to zdjęcie napisała że przykro się jej zrobiło, bo ludzie kupią taką gwiazdkę w sklepie bez mrugnięcia okiem, bo firmowa, ale jakby przyszło im kupić coś takiego od osoby, która to wykonała, oooo to już by się targowali i mówili że drożyzna- mam wrażenie że tak właśnie jest na rynku z rękodziełem,

      Co do ceny uważam, że przesadne jej zaniżanie też nie dobre, bo w ten sposób artyści sami zaniżają wartość swoich bądź co bądź dzieł- wypieszczonych, powstających z sercem - absolutnie nie odnoszę tego do Twoich cen, po prostu luźne skojarzenie z tematem.
      Facebook wpadł mi do głowy o tyle, że widzę że reklamuje się tam dużo blogów, lokalnych biznesów, często właśnie o profilu rękodzielniczym. Jakby nie było jest to internetowe miejsce odwiedzane przez mnóstwo osób.

      Myślę, że sklep internetowy to niezłe rozwiązanie tyle, że wymaga ogromu pracy i zachodu, z kolei wstawienie prac do jakiegoś sklepu, galerii no to niestety często nie generuje takich zysków jakby się chciało- a przecież jak się coś sprzedaje to nie po to żeby nic z tego nie mieć, oprócz satysfakcji, no i tak to jest

      Usuń
    3. Galerie netowe mają dość spory narzut, ok 40-50% To sporo obciąża cenę przedmiotu. Ale masz racje pisząc o zaniżaniu cen. Bywa, że wystawiane są nawet poniżej kosztów materiałów.
      A te u nas wcale tanie nie są w porównaniu z innymi krajami, relatywnie, do zarobków. Kurcze, zawsze mamy pod górkę. ;-(

      Usuń
    4. W sumie nie chciałam poruszać tego tematu, bo jest trudny i ktoś może, całkiem bez mojej intencji czuć się urażony, ale niestety, myślę, że w ludziach (u nas) jest jakiś element zazdrości, rywalizacji czy może to taka mentalność. To co obce uważamy za cenne, a to co zrobiła znajoma, ktoś z otoczenia, jest dla nas mało warte - oczywiście generalizuję.

      Mam wrażenie, że to wypływa z niskiej samooceny - nie szanujemy siebie, swojej pracy, pozwalamy się wyzyskiwać, pozwalamy innym nie szanowac naszej pracy (choćby dlatego, że jest bezrobocie i boimy się o to, że sami będziemy bez pracy) więc nie umiemy szanowac pracy kogoś innego, kto jest do nas podobny.

      Natomiast to co powstało gdzieś daleko, co zrobił Niemiec, Anglik czy Amerykanin, uważamy za o wiele bardziej wartościowe, bo i te kraje, narody, uważamy za wartościowe. Wiem, że to rozważania dość mocno oddalone od głównego tematu, ale tak mi się to bardzo ciśnie na usta, a w sumie na klawiaturę.

      Usuń
    5. JotHa, ceny materiałów są wyższe niż w innych krajach, bo u nas wielu rzeczy się nie produkuje, trzeba je sprowadzać, a za przesyłkę trzeba zapłacić, przez to dla nas cena np. czesanki jest wyższa niż dla Anglika.

      Usuń
    6. Jotha No właśnie galerie , tez muszą zarobić, jak sprzedawać coś samemu to albo trzeba mieć firmę, albo nie spać po nocach ze względu na skarbówkę

      Yarnandart ja się nie czuję urażona, i myślę, że nie urażasz nikogo, wiesz ja się nie dziwię, że ludzie liczą kasę i nie kupują rękodzieła bo nie mają no trudno, ale wpienia mnie czasami podejście ignorantów pt. " co, aż tyle, przecież Ty to sama zrobiłaś, nic Cię to nie kosztowało oprócz czasu" - no właśnie włożony czas, serce, myśli, często próby, bałagan w domu itp. to kosztuje, myślę, że powinno kosztować znacznie więcej niż wytwór z bezdusznej maszyny,
      Co do znajomych to rzeczywiście trudne, sama się zastanawiam , no bo jak wycenić rzecz, która powstaje dla przyjaciół- absolutnie nie mam pojęcia.
      A temat dobrze, że wywołałaś- jak sobie nawzajem pomarudzimy i wyrzucimy z siebie co nam leży na sercu to nam będzie lżej :D
      Eve-jank napisała kiedyś, że nasze marudzenie powoduje, że nie potrzebujemy psychoanalityków- coś w tym jest ;)

      Usuń
    7. Jeszcze jedno zdańko dorzucę, bo mi przyszło na myśl, ja nie prowadzę firmy, ale słyszałam od znajomych którzy prowadzą, że niezależnie od rodzaju firmy pierwsze 2 lata zawsze jest ciężko i nie ma zysków, podobno takie prawa rynku, więc może uszy do góry

      Usuń
    8. Z tymi dwoma latami to nie zawsze tak jest, od branży to zależy - czasem od początku się udaje - tak było z firmą mojego chłopa.

      Ale co do głównego nurtu rozmowy - mi nie chodziło o robienie czegoś dla przyjaciół, dla przyjaciół to można za darmo nawet, jak się ma ochotę. Chodzi mi o to, że jak wiemy, że ktoś coś tam robi, to jest osoba z naszego szeroko rozumianego podwórka to się targujemy, przewracamy oczami na ceny i nie kupujemy - cena jest wtedy elementem odstraszającym, ale jeśli tą samą przecz robi ktoś zza granicy, to uważamy, że cena świadczy o dobrej jakości, unikatowości i jesteśmy w stanie bez szemrania zapłacić. Bo przecież to powstało w jakimś wspaniałym kraju, gdzie ludzie są mądrzy, i mają cudowne pomysły a towary są pierwszej jakości.

      Pomarudzić sobie zawsze można, choćby dla zdrowia psychicznego właśnie :)

      Usuń
    9. Rozumiem, że pośrednictwo zarabia. Bo w sumie to ich praca. ;-) Czy to wielka marża, czy nie, zawsze można podyskutować, bo każdy ma swe argumenty. Nie o to mi chodziło, że jest narzut, bo to zawsze będzie. Jednak niedawno zaskoczyła mnie notka na popularnym (patrząc po liczniku odwiedzin) blogu, że właścicielka nie podaje sposobów wykonania prac, bo to jej praca zarobkowa, że prace sprzedaje w galeriach (tu były linki), ale też bezpośrednio u niej można zamawiać właśnie o 30-40%. Przyznam, że zgrzytnęło mi to trochę. Ale z drugiej strony, klient, to klient.

      Usuń
    10. YarnAndArt masz rację,
      JotHa wydaje mi się że po prostu są dwie strony medalu, albo ktoś godzi się na narzut i dzieli się zyskami, albo zakłada działalność i sam zarabia , albo (no wychodzi trzecia strona) działa nie legalnie. Ja mam czasami chęć coś sprzedać, choć pracę mam, więc dziwi mnie takie ukrywanie warsztatu na siłę, przecież w internecie można znaleźć wszystko, choć mogę tego nie rozmieć bo nie żyję z rękodzieła.

      Usuń
  8. Czytam Was i tylko kiwam głową potakując, niestety. ;-(

    Rozumiem Twoje przemyślenia Tysiu, bo sama takie miewałam już nie raz. Dużo też zależy od mody. Dlaczego czasami coś w sumie przeciętnego zyskuje popularność, a dużo lepsze nie ? Wystarczy czasami, jak właściwa jedna pani, powie właściwej drugiej pani i już się niesie i jest bum ! Przypadek, często nie mający przełożenia na jakość. No nie jest to pocieszające, ale niestety bywa.
    Gdzieś w ludziach siedzi natura polującego, zdobywcy. Nie cieszy jakość zakupionej rzeczy, a fakt że była okazyjnie tania. Więc lepiej więcej chińszczyzny. Może, jeśli nie świadomość o wyzysku siły ludzkiej, to chociaż prawda o składnikach przedmiotu jakoś szybciej przemówi do ludzi.

    A co do już konkretnego tematu, czyli sprzedaży przędzy. Już kiedyś Ci o nim wspominałam, a mianowicie ilości metrów w ofercie. Jako dziergająca, widok pięknej przędzy, ale w ilości na szalik dla lalki, kwituję tylko westchnieniem. Podziwiam i tyle. Wiem, że zablokowanie większej ilości w konkretnej kolorystyce, bez pewności sprzedaży nie jest tym, co sprzedający sobie życzy, ale ... może warto i o tym pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że uprzędziona wełna się ostatnio w ogóle nie sprzedaje, o wiele lepiej idą czesanki. A z tymi to jest tak, że nawet jak ufarbuję 2 czy 3 takie same to jedna klientka woli kupić 3 róże czesanki niż 3 takie same - nie wiem jaka jest tego logika, ale tak jest. Tę kwestię reguluje jakby sam rynek, bo nie widzę problemu w robieniu 3 czy 5 rzeczy takich samych - tak byłoby nawet lepiej.

      Usuń
    2. Ups... to mnie zaskoczyłaś. Może nie z faktem, że nie przędza a czesanka, ale z tymi ilościami.

      Usuń
    3. Jeszcze jedno - miałam kilka zamówień na życzenie i w żadnym wypadku klientka nie zamówiła np. 3 takich samych rzeczy, tylko zawsze różne (choć wiem, że w innych sklepach to ma miejsce), najczęściej takie same jak te wcześniej sprzedane. Może ludzie robią same skarpetki :D

      Usuń
    4. Albo nie zorientowana w temacie ile na co potrzeba, nabyła, by dać komuś do wykonania, albo dalej, na prezent. ;-) Można mnożyć domysły, co nie zmienia faktu, że jednak dziwne to. :)

      Usuń
    5. Jeśli by to był pojedynczy przypadek, to by mnie to nie zdziwiło, ale to jest nagminne.

      Usuń
    6. Robią na kolorowo :-))))))))

      Usuń
  9. Jest coś w tym co piszesz, w tym traceniu na wyjątkowości.

    Farbowanie czy przędzenie jest dla mnie zajęciem pełnym spokoju, harmonii i to całe reklamowanie się nijak mi do tego nie pasuje. Sama po sobie widzę, że jak za bardzo zaczynam się skupiać na sprzedaży to tracę, tracę coś w sobie, te magię i harmonię właśnie - to co robię też traci. Wtedy wiem, że muszę przystopować.

    Faktycznie, chyba ktoś od reklamy by się przydał ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Umyśliłam sobie kiedyś taką ideologię (szumnie powiedzieć) - niektórzy nie są stworzeni do trzepania kasy i choćby się nie wiem jak starali z tym co robią, to i tak wybiorą to, co za dużej kasy nie daje. Ja nawet gadać o pieniądzach nie lubię, choć przecież nie da się udawać, że takowe nie istnieją i nie są mi potrzebne.

    Ale i tak życie w moich marzeniach nie posiada takiej wartości jak pieniądz - może to utopia, ale kto powiedział, że marzenia mają być realne :D

    Do pewnego stopnia trzeba się wpasować w realia świata, nawet jeśli z nimi nijak nam nie po drodze, ale tylko do pewnego stopnia...

    OdpowiedzUsuń
  11. Czyli syndrom mamy rozpoznany :) Teraz pozostaje tylko zdecydować, czy to akceptujemy czy z tym walczymy - ja już próbowałam walczyć, wtedy sama ze sobą czułam się źle. Chyba - jak to mówiły babcie - taka nasza uroda :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam.
    Od dawna śledze twoje farbowanki i jestem niezmiennie zachwycona.
    Ale nie dziwi mnie ta niska sprzedaz. Nie w tym kraju.
    Jak juz dziewczyny wyżej pisały, jeśli cos jest zrobione w domu, to najpewniej byle jak i przez jakąś zapuszczoną, biedną kobiecinę, która dorabia tym do zasiłku. No i u Chińczyka mozna dostać takie samo coś za 4,50zł.
    Mało jest osób, które cenią sobie rękodzieło, doceniają starania i czas włożone w wykonanie takiej rzeczy, zachwycają się nad unikatowością i oryginalnością.
    Niestety, w naszym kraju pokutuje kompleks odstawania od grupy. Najlepiej mieć wszystko identyczne z całą rzeszą kupujących w sieciówkach.
    Nawet tak modne teraz dziergańce najbezpieczniej kupić w sieciówce, aby tylko nikt nie posądził Cię o to, że wyrwałaś stary sweter z babcinej szafy. Niech on tylko na taki wygląda...

    A jeśli już znajdzie sie amator rękodzieła, to i tak bedzie marudził nad ceną. Ludzie nie wiedzą, ile kosztują materiały, z których tworzymy, nie cenią naszego czasu, jaki włożyliśmy w wykonanie produktu.
    Tego sie chyba jeszcze długo nie przeskoczy.


    Ale co do pomysłu włąsnego sklepu, to uważam, że jest genialny. Tylko zasugerowałabym połączenie sił - stworzenie galerii rękodzieła. Podzieliłabys się kosztami, dyżurami itp. obciążeniami z inną osobą tworzącą, a skorzystałybyście obie(lub więcej). Im więcej różnorodnych produktów w takiej galerii , tym więcej różnorodnych klientów, którzy rozreklamują sklep dalej.
    Wiem, że to nie jest łatwa sprawa, szczególnie zacząć. Ale myślę, że taki pomysł by wypalił.

    Ewentualnie rozejrzyj się za fajną, klimatyczna knajpką i pogadaj z włąścicielem, czy za drobną opłatą udostępniłby Ci kącik, gdzie mogłabyś poukładać swoje czesanki.
    Ja tak zyskałam swoją gablotkę na swoje tworki w babskiej restauracyjce. Przy kazdym produkcie jest cena, obok wizytówki, mam przez to kontakt z klientkami i świeże zamówienia.
    Może i Tobie się uda?
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tenshi masz bardzo fajne pomysły, faktycznie w 2-3 osoby byłoby łatwiej. Pozdrawiam :)

      Usuń