Dziś, kolejny dzień Poznań jest najgorętszym miastem w kraju. Przędę, ale jakoś mi nie idzie, wełna nagrzewa dłonie, tak jakby jeszcze tego nagrzewania potrzebowały. Swój pokój mam od południa... bez komentarza...
Wyjęłam gręplarz, ale na tarasie też upał, skwar, spiekota... ukręciłam jedną partię i uciekłam do domu. Jest gorzej niż wczoraj, a może tak przeprowadzić się do piwnicy... jakoś za dużo tam różnych żywych stworzeń ;)
Od trzech dni zapowiadają burze, ale wychodzi na to, że to tylko pobożne życzenia przegrzanych meteorologów, dziś też zapowiadali... no jestem bardzo ciekawa...
Kilka tygodni temu dokupiłam do mojego drum cardera szczotkę czyszczącą. Wcześniej czyszczenie maszyny trochę zajmowało, bo czym tu się dostać miedzy igły by wyciągnąć resztki wełny, tak by nie dostała się do kłębków innego koloru. Dłubałam dłutem.
W szczotkę zaopatrzyłam się na eBayu, firma louet.
Przędąc - głównie wieczorami, postanowiłam sobie przesłuchać jakiegoś audiobooka. Padło na "Doma nad rozlewiskiem" Kalicinskiej. I całkiem fajnie się wraca do tej ksiązki. Z zasady kiepsko oceniam filmy nakręcone na podstawie książek, które wcześniej czytałam , tu nie było najgorzej, choć filmowcy, tak po amerykańsku rozdmuchali wątki miłosne kosztem pięknego klimatu. Szkoda. Nie ma porównania do mojego ukochanego "Siedliska".
Gdy mam chwilkę czytam "Cukiernię pod amorem" - opowieść dość fajna, ale ma jeden wieeeelki minus. Autorka obraziła się na chronologię. Poszczególne rozdziały są poukładane tak jakby wiatr je pomieszał i nikomu się ich nie chciało poukładać jak należy.
"Cukiernia" to saga rodzinna, opowiadana bez ładu i składu. Bohaterów jest wielu, kilka wątków, kilka rodzin (a właściwie kilka pokoleń jednej rodziny), chwilami już nie wiem czy to sprzed kilkudziesięciu stron to było o tym czy tamtym bohaterze - gubię się, wracam, staram się opanować, zapamiętać... męczące, niepotrzebnie męczące. Mój chłop już wpadł na pomysł, żeby rozedrzeć ksiażkę i poukładać jak powinno być... ja jednak darzę książki wielkim szacunkiem, nawet te mniej ciekawe. A może się czepiam...
Pozdrawiam bardzo :)
Jaki cukierkowy batt - a może truskawkowo-malinowo-jagodowy? :))
OdpowiedzUsuńPodzielam Twój niesmak w kwestii upału, kto to widział taki gorąc w maju?! :/
Cukierkowy raczej - przełamuje się :D
UsuńOj właśnie przypomniałaś mi, że od paru dni nic nie czytałam... ;)) Swietny kolor tej wełenki :)) Nie martw się, Gorzów jest równie upalny jak Poznań :)) Wczoraj wychodzę na balkon, świeci piękne słońce, upał, a tu tropikalna ulewa.... oczom nie wierzyłam :))
OdpowiedzUsuńJa też chcę ulewy, tropikalnej, nietropikalnej, byle mokrej ;) Wczoraj polewalismy sobie taras wodą i siebie nawzajem przy okazji, tak z węża. Ale była zabawa :)
UsuńSuper, szkoda tylko, że tak krótko lało. Ale dziś zapowiadali burze, może wreszcie coś się sprawdzi, bo żar z nieba się leje... :))
UsuńŚliczne kolorki! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPiękny kolorek robisz:)
OdpowiedzUsuńa zauważyłaś, że jak zapowiadają burze to szerokim lukiem omijają one Poznań. Mieszkam koło Malty i nic nie pomaga bliskość wody, wszystko idzie bokiem:)
Pozdrawiam, Marlena
Ostatnio faktycznie jakaś burzowa posucha, choć muszę przyznać, że ostatnia burza (jakoś sprzed 2 tygodni) się u nas rozszalała tak, że wiatr pozrywał linie i przez 16 godzin nie było prądu.
UsuńTo u mnie dobrze się podlało tylko:)
UsuńOdnośnie F-16, faktycznie mało słychać, ostatnio w zeszłym tygodniu leciały 3 od razu a tak cisza:)
UsuńMoże im na paliwo zabrakło :DD
UsuńMoże to dobry sposób z tym poukładaniem książki?.Na pewno jeszcze żyje jakiś ich naprawiacz:) Wełna letnie kolorki już ma:)
OdpowiedzUsuńNooo, chyba te fuksje mnie zainspirowały. A co do książek to kiedy ja ostatnio widziałam szyld/ogłoszenie INTROLIGATOR... sto lat temu chyba. Ciekawe czy tacy fachowcy w ogóle jeszcze pracują.
UsuńPodoba mi się puchatość motka, nawet pomimo upału. ;-)
OdpowiedzUsuńFajnie móc pracować, a właściwie uprawiać swe hobby w spokoju i jednocześnie podziwiać urodę maja.
Temperatury znowu nieprzyzwoite, ale to pół biedy, najgorsza jest ich gwałtowność i wszędzie panująca duchota.
A książki tak pomerdanie też mnie denerwują. Nie wiem czemu ma to służyć. Oryginalność żadna.
Na spokój nie narzekam, upału nie lubię od zawsze, za to burze uwielbiam, zwłaszcza takie porządne, jak wali blisko.
UsuńNo ja tez nie wiem jaki cel ma merdanie rozdziałów tak, że nie wiadomo o co chodzi. Lubię sagi rodzinne, zwłaszcza długaśne, ale nie rozumiem tu zamysły autorki.
Ach, jakie kolory :)
OdpowiedzUsuńU mnie właśnie pada i grzmi :)
Pozdrawiam
Zazdroszczę jak nie wiem co. U nas cisza, gorąca i sucha. A tak poza tym to wróble ćwierkały, że miałaś coś u siebie napisać o nowej koteczce... Pozdrawiam :)
Usuńja jestem ciepłolubna więc na razie nie narzekam,
OdpowiedzUsuńza to reszta rodziny stanowczo protestuje :D
nie masz pojęcia jak zazdroszczę (ale nie tak złośliwie lub zawistnie tak serdecznie) tego drumka, toć to cudo samemu mieszać :))
mój olbrzym nie dość, że niszczy to ilość 100g by się po nim niezauważalnie rozsmarowała :((
nie przepadam za słodyczami, jedyna słabość to lody a ta twoja mieszanka na mój gust to sorbet malinowy :)
a co do książek to pochłaniam ilości prawie hurtowe :))
uwielbiam czytać, wprawdzie nie wszystko ale bardzo wiele niedawno przeczytałam "Kroniki żelaznego Druida," przyjemnie mi się czytało, a teraz zawładnął mną R. Feist, to takie jak dla mnie przyjemne fantasy na letnie dni :)))
Na drumku to się najwyżej zmieści ze 70 gram wełny. Aż się zdziwiłam, że ten Twój to taki pojemny. Może i to moje to sorbet malinowy, choć ten róż to taki raczej żarówiasty bardziej. A co do lodów (ja tam w ogóle bez słodkiego mogę żyć), to dziś nawet kupiłam paczkę, o smaku kawy latte - na pół roku mi starczy :D
UsuńLiteratura - pomimo szczerych chęci i prób, nie mogę przegryźć się przez fantasy, a żałuję, bo przecież w tej tematyce jest tyle grubaśnych książek i długaśnych sag, cykli, ale mi nie idzie i już. Wyjątkiem jest tolkienowski "Władca pierścieni".
ten mój grępel to prawie przemysłowy, jest wielkości małego samochodu i stoi u teściowej na działce w budce wielkości garażu :))
Usuńmyśmy przerabiały ilości hurtowe wełny :))
a co do fantasy to faktycznie lubię i jak będziesz miała okazję może spróbuj "Wiedźmina" Sapkowskiego (nie sugeruj się filmem bo to straszne dno)
No to faktycznie wieeelki. Taki co to działa jak kołyska? Znaczy tak się kiwa w przód i w tył...?
UsuńGdzieś tam mi kiedyś Wiedźmin przez ręce przeleciał, Opowiadania. Może i to by był dobry krok na drodze do fantasy.
O mamuniu jakie kolory!
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę że znalazłam Twojego bloga...ja chyba w raju jestem...
:) Witam serdecznie :)
UsuńJakie piękne kolory wychodzą spod Twoich rąk, takie energetyzujące :). Samo patrzenie na nie sprawia przyjemność.
OdpowiedzUsuńTeż lubię burze, najlepiej mi się przy nich śpi, no i powietrze po burzy jest takie rzeźkie.
Burza przyszła i przyniosła ze sobą grad jak czereśnie. Jest dobrze.
OdpowiedzUsuńAni jednej gradzinki, tylko słup wody przez 3 minuty i ze trzy razy grzmotło.
UsuńA Ty na pewno w TYM Poznaniu mieszkasz? Nie w jakimś innym? :))) burza już przeszła i na powrót wyszło słońce, choć już nie takie namolne. Ale na horyzoncie jeszcze coś się szykuje... W końcu mogę popedałować na kółku :)
UsuńNo jasne, że w TYM, Oś.warszawskie/ Antoninka
UsuńTo całkiem ode mnie niedaleko, 10-15 minut autem, byle nie w korkach ;)
UsuńTo będę mogła osobiście wybrać wełenkę:)
UsuńKolor super! Drum.... ech pomarzę :)))), no nie można mieć wszystkiego!
OdpowiedzUsuńdzisiaj właśnie palcami i psimi szczotkami rozczesuję sfilcowane kłaki alpaki :))) i tak by mi się do wymieszania potem przydał drumek!