Sezon słoikowy wciąż u mnie trwa, dziś zaczęłam przerabiać jabłka, Jabłonki uginają się od owoców i już wiem, że wszystkiego nie przerobię. Po zerwaniu kosza jabłek na drzewie nawet znaku nie ma, że coś ubyło.
Pokrojone i wydrążone jabłka wylądowały w sokowniku, prezentują się o tak:
W międzyczasie pasteryzuję ogórki, które już "doszły" w ciepełku sierpniowej aury. Jednak pasteryzowane lepsze, bo zostaje zatrzymany proces kiszenia. Ogórki nie pasteryzowane ciągle pracują, robią się coraz bardziej kwaśne, tak, że na wiosnę nadają się już tylko na zupę. A zapasteryzowane są świeżutkie nawet po roku.
Moje drutowanie... nie, no porażka, nie wiem jak się to dzieje, ale to co sobą prezentuję nie jest robieniem na drutach tylko ciągłym naprawianiem błędów. Chyba wzięłam za cienką włóczkę. No ale się nie poddaję, dziś dotarło do mnie wielkie dobro w postaci włóczki Araucania. Jest grubsza i mam nadzieję, że będzie mi szło lepiej.Chustę na grubych drutach na razie sobie odpuściłam, zdecydowałam się na szal, wzór znalazłam na stronie Dropsa
http://www.garnstudio.com/lang/pl/pattern.php?id=5506&lang=pl
oczywiście koncepcja nieco zmieniona bo włóczka taka :
Araucania - Botany Lace |
A teraz to co w ostatnim czasie było dla mnie najtrudniejsze. Wczoraj zwiała nam Masza... na szczęście udało się ją odnaleźć, złapać i wszystko dobrze się skończyło. Ale wczorajszy dzień uznaję za totalnie stracony.
Kocica jakimś niewyjaśnionym sposobem dostała się do pokoju, w którym było otwarte niezabezpieczone siatką okno.Gdy rano się obudziłam już czułam, że coś nie gra, kotka przez całą noc nie zjawiła się w łóżku, co jej się praktycznie nie zdarza. Nie pojawiła się też gdy wstał Marcel. Kocicę wcięło. Poszukiwania zaczęły się o 5.30 rano a zakończyły po 22 wieczorem. Od "kiciania" bolał mnie już język, obeszliśmy cały ogród, pole po drugiej stronie ulicy, porozlepialiśmy ogłoszenia na kilku ulicach wokół domu, w sklepach. I ciągle nic. Już myślałam, że więcej jej nie zobaczę. Dopiero wieczorem, gdy już ostatni raz przed spaniem wyszliśmy przed dom (mając słuszną, jak się okazało, nadzieję, iż kotka wyjdzie dopiero jak się zrobi cicho i ciemno) zaczęliśmy ją wołać i się odezwała, w krzakach za płotem, u sąsiada. Kot został wywabiony, schwytany i przyniesiony do domu. A ja nie wiedziałam czy mam kotkę przytulić czy stłuc na kwaśne jabłko. Masza była nieźle przestraszona i zmęczona. Zjadła dwie miski kociego jedzenia, umyła się i padła, do rana nie ruszając się z miejsca. A ja nie do końca jeszcze ochłonęłam z emocji. Ciekawość bywa jednak pierwszym stopniem do piekła...
Justyno szkoda, że mieszkasz tak daleko bo ja bym z Tobą te jabłka przerabiała, a jak to jeszcze jakiś gatunek na szarlotkę to bym wrednie wychciała :D
OdpowiedzUsuńwzór szalika nie wygląda na super skomplikowany może za dużo kociego stresu :)
A tak swoją drogą to może ta kotka potrzebuje trochę spacerków :D
Jabłek jest tyle, że sama bym Ci wcisnęła, bez wychciewania, ale czy one szarlotkowe to pojęcia nie mam, ot jabłka ze starej jabłonki.
UsuńWzór nie jest skomplikowany, może to stres a może moje marne umiejętności, ale będę próbować dalej.
A Masza, noc cóż, pewnie by chciała wychodzić, ale ja jej nie chcę zgubić.
Nie wiem czy koty się tak łatwo gubią, w przypadku Maszy raczej obawiałabym się, że ktoś kota po prostu zabierze.
UsuńMoja kotka od lat chodzi wokół domu sama, wraca na posiłki lub jak ma ochotę z nami być ale najczęściej leżakuje pod którymś z iglaków, a zimę to właściwie spędza całą w domu.
Jest to "któryś" z moich kotów i obserwuję u nich raczej terytorializm w przeciwieństwie do psów, które chętniej podążają za właścicielem.
No właśnie, też się obawiam by ktoś kota nie złapał. Mieszkam koło sklepu, pod którym wystają różne typy "spod ciemnej gwiazdy", a wystają niestety pod naszym płotem. I wcale bym się nie zdziwiła, gdyby któryś kota złapał i sprzedał za pół litra.
UsuńWiem, że koty są terytorialistami, te moje z ogrodu nie ruszają się poza obręb ogrodu, tylko matka wychodzi na pole. Ale ja i tak nie zamierzam ryzykować.
Współczuję przeżyć związanych z Maszą. Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło :). Co do wychodzenia, chyba jakieś kocie fundacje czy organizacje prowadzą akcję, że lepszy kot "niewychodzący" a żywy tzn. większą krzywdą dla domowych kotów jest narażanie ich na walki z innymi kotami lub wypadek drogowy niż "uwięzienie" w domu. A Twoja Masza ma przecież idealne warunki, bo pamiętam, że specjalnie dla niej zabezpieczyliście siatką cały taras.
OdpowiedzUsuńProblemami przy drutach wogóle się nie martw. Tutaj jak we wszystkim potrzeba ćwiczeń. Myślę, że ten wzór szala będzie fajnie wyglądał z cieniowanej włóczki, poza tym będzie widać jak go przybywa, a to bardzo cieszy.
Pozdrawiam Jola
Jolu, mi też się zdaje, że włóczka będzie pasować do tego wzoru i co ważniejsze - świetnie mi się nią robi. Miałam rację, problem był w poprzedniej włóczce, może za cienka dla żółtodzioba, ja mało co widziałam, zaczęłam od zera tą Araucanią i robi się super (tfu tfu, by nie zapeszyć).
UsuńA co do kota, o akcji akurat nie słyszałam. Różni ludzie mają różne podejścia, niektórzy koty wypuszczają, inni nie, ja należę do tych drugich. Kot jest zwierzęciem bardzo ciekawskim i kuszą go różne rzeczy, co wcale nie znaczy, że musi je mieć. Pozdrawiam :)
bardzo fajny wzor na szal a kolor wloczki cudny melanz...bardzo ladny....pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńAniu, ja też tak myślę, a na dodatek robi się bajecznie. Pozdrawiam :)
UsuńJa papierówki przerabiałam i na sok i na mus :)
OdpowiedzUsuńŚliczna włóczka - bedzie piękna robótka.
W którym momencie pasteryzujesz ogórki?
Papierówek niestety nie mam, a bardzo lubię te jabłuszka. Ogórki pasteryzuję tak mniej więcej 2 tygodnie po zaprawieniu.
UsuńTak to z tymi zwierzakami już jest. ;-) Najważniejsze, że się wędrowniczka odnalazła. Oby jej nie spodobało się zbytnio takie uciekanie.
OdpowiedzUsuńTwoja włóczka zdecydowanie bardziej mi się podoba i taki szal będzie zdecydowanie ładniejszy. Oczywiście wszystko kwestią gustu. Ten ze zdjęcia, przez paski, będzie bardziej wyraźnie podkreślał 'zygzaczki' wzoru, ale przecież nie wiadomo, jak się poukładają Twoje barwy.
Domowego soku z jabłek przyznam, że nie znam wcale. A kompoty, to przecież co innego, od dzieciństwa nie przepadałam.
:-)
Prawdą jest, że nie zachowaliśmy należytej ostrożności. Okno, przez które kocica wyszła miało być zabezpieczone, tak jak inne, ale jakoś się nie doczekało porządnej siatki(to teraz się doczeka), zawsze się uważało na drzwi, przekręcało na klucz (bo sobie bez problemu otwiera skacząc na klamkę), a przed otwarciem okna sprawdzało czy kotki czasem nie ma w pokoju, a tym razem jakoś się jej nie zauważyło.
UsuńTeż mam nadzieję, że się szwędaczka kocicy nie spodoba, po powrocie nie wyglądała na zadowoloną, ale pewnie jakby miała szansę to by znów ją poniosło. Oby nie.
Też myślę, że jednolita włóczka na całym szalu będzie wyglądała inaczej, nie będzie widać tak zygzaków, ale może moja włóczka da jakiś inny ciekawy efekt.
Domowy sok z jabłek jest klarowny, różowawo-pomarańczowy w barwie (pewnie przez skórki) i lekko zagęszczony, posłodziłam tak, że będzie dobry po rozcieńczeniu 1:1 z wodą. W smaku bardzo fajny i faktycznie inny niż kompot.
Nigdy nie miałam kota, ale widziałam takie szeleczki i smycz - jak dla psa. Tamten kot przebywał na wakacjach pod namiotem ze swoimi właścicielami i wyglądał na zadowolonego. Smycz zaczepiona była do linki podpiętej między drzewami i miał dzięki temu całkiem spory teren do dyspozycji...
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy to dobry pomysł, ale wydawał się skuteczny...:)
Pomyślę nad spacerami, tylko czy wtedy kota nie będzie jeszcze bardziej ciągnęło na dwór.
UsuńNie znam się niestety na psychice kotów...ale z pewnością Masza będzie miała o czym śnić...
UsuńJabłka pyszne, za szal trzymam kciuki, a co do koty to się zdziwiłam. Musiała rzeczywiście się czegoś przestraszyć i schować, ale że na pierwszy raz się zapuściła aż tak daleko, że nie wróciła do domu. Mój Borys podobnie jak Kot Kariny jest wychodzący i polujący. Jak się u nas pojawił trzymaliśmy go 2 ze tygodnie w domu, żeby jak wyjdzie na podwórko wiedział gdzie wracać, potem jak zaznajomił się z psami wychodził tylko do ogrodu, sam trzymał się domu, a z czasem wypuszczał się coraz dalej. Czasami się o niego martwię szczególnie gdy go nie ma w domu, a słyszę odgłosy polowania, ale kot jakby sam wie co trzeba wtedy zrobić i zazwyczaj się okazuje że siedzi gdzieś zaszyty w ogrodzie. Natomiast Borys bardzo boi się obcych i nie muszę się martwić że ktoś go zabierze.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że to pierwszy i ostatni taki numer wycięty przez Maszę.
pozdrawiam
Właściwie to nie było daleko od samego domu, kotka siedziała w szopie sąsiada, tuż za płotem, który jest może 4 metry od ściany domu. Powodem dla którego tam się znalazła było prawdopodobnie spotkanie z kocicą ogrodową. Rano jak tylko się zorientowaliśmy, że Maszy nie ma, wyszliśmy na ogród i zaczęliśmy wołać. I wtedy usłyszeliśmy odgłosy walki terytorialnej kotów. Na początku za naszym składzikiem, a potem u sąsiada. Od razu tam poszliśmy, ale nic wtedy nie znaleźliśmy. Na potwierdzenie tej teorii dodam, że Masza wróciła z podrapanym nosem i czołem.
UsuńTo bardzo bardzo możliwe, Kocica ogrodowa pogoniła Maszę i potem bała się przyjść na wołanie. Ech no tak to jest ze zwierzami
OdpowiedzUsuń