Zielone bukiety
I ogóreczki zaprawione wcześniej
Ogórki kiszone najprościej jak się da
- dużo ogórków, koniecznie wiejskich, nie przenawożonych
-chrzan - korzeń i liście
-kwitnący koper
-sporo ząbków czosnku
-sól kamienna
Litrowe słoiki i zakrętki - wcale nie wyparzane
Woda z kranu
Gdy już poupycham wszystkie ogóraski do słoików to robię zalewę - na kazdy litr wody 1 łyżka soli kamiennej - mieszać do całkowitago rozpuszczenia soli. Zalewą napełniam słoiki, tak, żeby przykryć ogórki, zakręcam (nie za mocno) i ustawiam pod krzakami winogron na 2 tygodnie - ważne by stały w ciepłym miejscu ale nie na pełnym słońcu.
Po tych 2 tygodniach dolewam wody, bo podczas kiszenia zawsze trochę wody wybuzuje ze słoików, zakręcam dość mocno i przenoszę je do chłodnej piwnicy. Po tych 2 tygodniach można słoiki zagotować, jeśli ktoś chce je przechowywać dłużej niż do następnego sezonu. Bez gotowania spokojnie stoją sobie w chłodnej piwnicy i nic kompletnie się z nimi nie dzieje. Są przepyszne.
Ale zielono. ;-) Kiszone ogórki to jest to ! Ale sama zniechęciłam się, bo trafiałam na jakieś dziwne (brak sprawdzonego, dobrego źródła), które po dłuższym czasie pobytu w słojach eksplodowały, gniły i co tam jeszcze. :( Robię tylko na bieżące spożycie. Szkoda mi nerwów i radości, która później staje się rozczarowaniem.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to Bloggier nie odświeża i u Ciebie i u mnie informacji o nowych wpisach.
Dziś "na tapetę", a właściwie na kuchenny blat, wjeżdżają sałatki miaszane, pokaże "szkiełka" (tak się w Poznaniu mawia na zaprawione słoiki) po upchnięciu w nie całego dobrodziejstwa.
OdpowiedzUsuńJa też kiszone ogórki robię tylko i wyłącznie z takich o których wiem, że nie były przenawożone. Niestety te sprzedawane na rynku SĄ PRZENAWOŻONE. Ostatnio kupiłam trochę takich, do bieżącego spożycia i najpierw nie chciały się kisić (były ciągle zielone) a potem zgniły :(.
Co do bloggera - wiem, że nie odświeżył u mnie, dzięki za info, że u Ciebie też. W ogóle ostatnio mam ciąg porażek i błędów internetowych.
Nawet ten komentarz piszę już godzinę... jakieś fatum kurcze :|
Witam :) Ja też w podobny sposób robię ogórki. Czasami odkładam kilka słoików i gotuję po dwóch dniach od zaczęcia fermentacji. Mam wtedy w zimie ogóreczki małosolne. Proces gotowania hamuje kiszenie :)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł, spróbuje.
OdpowiedzUsuńNigdy nie gotowałam kiszonych. Ale jeśli mogę wybierać, to wole już konkretnie przekiszone, niż malosolne.
OdpowiedzUsuńU mnie się jeszcze dodaje liście wiśni.
A ja bardzo lubię małosolne.
OdpowiedzUsuńU mnie w rodzinnym domu, na wsi, ogórki kisiło się w wielkich kamiennych garach, z dodatkiem liści wiśni, dębu, porzeczki czerwonej. Po ukiszeniu odrzucało się wszystkie liście i przyprawy a ogórki przekładało się do weków, zalewało wodą od kiszenia i pasteryzowało.
Ogórków niestety nie kiszę, bo nie mam gwarancji, czy są dobre. Kilka razy wyrzucałam popsute i nie mam ochoty na kolejne eksperymentowanie.
OdpowiedzUsuńKisimy latem na bieżąco ogórki w kamiennym garnku. Już na drugi dzień jest deptanie przy garze i zaglądanie, czy nadają się do jedzenia.
Ja też kilka lat nie robiłam kiszeniaków, bo nie miałam dobrych ogórków.
OdpowiedzUsuńA te w kamiennym garnku,do bieżącego zjedzenia, najczęściej znikają zanim zdążą się porządnie ukisić ;).
To prawda, z ogórkami śliska sprawa. Tylko biorąc ze sprawdzonego źródła, można mieć pewność, że się udadzą. Tu wykorzystuję mamę i żeruję zimą na jej ogórkach z rodzinnej działki. Sama na zimę zaopatruję się w soki i dżemy z własnych owoców. Ostatnio robimy też wina. A co! Trzeba sobie życie uprzyjemnić :-)
OdpowiedzUsuńMy też robimy wino, z czarnych winogron, mocno wytrawne. W tym roku zdaje się, że zbiory winogron będą niezłe.
OdpowiedzUsuń