...poznaję to po tym, ze "odpaliłam" gobelin. Rok w rok jest to samo, porzucam go w okolicach pierwszych upałów, po czym wracam pokornie w okolicach pierwszych chłodów i wiatrów. Dziś wszystko ładnie odkurzyłam, poukładałam kłębuszki wełny kolorami, opuściłam ramę w dół (bo mi już było za wysoko sięgać) i tkam. Co prawda z gobelinem jest trochę inaczej niż np z drutami, kołowrotkowaniem czy szydełkiem - przybywa pomału i nie widać efektu, ale pewnie w najbliższym czasie będzie sporo na ten temat. Myślę, że jak dobrze pójdzie to za miesiąc skończę... Upały już chyba nie wrócą.
To tylko część warsztatu, reszta znajduje się w pudełkach. Nie mieszczę się...
A to przyszłe projekty. Przynajmniej "Moonsorrow" (po lewej - o czym pisałam w poprzednim poście) na pewno będzie zrealizowany, bo już kupiłam włóczki na niego. Jest następny w kolejce.
I trochę zbliżeń
Postanowiłam wrzucać na bieżąco fajne (moim zdaniem) utworki.
Jestem kompletnie i calkowicie zakochana w Twoim gobelinie! Ciesze sie, ze wracasz do niego i moze nareszcie zobacze koncowy efekt. Pozdrawiam Cie goraco !
O rany! Zawsze marzyłam o robieniu gobelinów. Szkoda, że tak daleko mieszkam od Ciebie, bo chętnie bym chociaż zerknęła, jak to się robi. Ach, utkałabym sobie pieska goldena.
Bardzo fajny pomysł z tymi utworami dnia :-) Chciałam też tak początkowo robić, ale skończyło się na tym, że w kółko wrzucałam Marilyna Mansona, bo akurat miałam na niego "fazę". A moje muzyczne fazy trwają długo. Obawiałam się, że zrażę do siebie wrażliwszych odwiedzających i mój blog zamieni się w bezludną wyspę :-)))
Ale noszę się z zamiarem by przy następnym gobelinie zrobić całą relację od początku,jak zrobić ramę, jak założyć osnowę, jak zrobić zarobienie, w ogóle jak zacząć i tkać. I chcę to wrzucić (a właściwie wrzucać, bo tego trochę będzie) na bloga pracownianego. To na pewno nie jest to samo co kurs z prawdziwego zdarzenia, ale myśle, że lepsze to niż nic i osoba "kumata" sobie poradzi, a podpowiedzią też służę. Ale najpierw ten muszę skończyć.
Cieszę się, że Ci się pomysł z utworami podoba, ja też miewam fazy na coś, ale nie ortodoksyjne, znaczy nie muszę tego i niczego innego. Mam już z 500 pomysłów ;), więc na trochę starczy ;)
Po pierwsze piękny gobelin !!!! Zachwyca mnie sztuka ich robienia. Po drugie- wczoraj chyba pierwszy raz trafiłam do Ciebie , poprzez candy, na które rzutem na taśmę się zapisałam. Dziś dokładniej przejrzałam bloga - zachwycasz, ja nie umiem prząść ale bardzo chciałabym się nauczyć, a marzenia podobno się spełniają- dlatego tym chętnie oglądam Twoje cuda. Będę tu zaglądać częściej , Pozdrawiam :))
Chmurko, też do Ciebie zajrzałam, jak masz babcie która może Cię nauczyć prząść to korzystaj. Przędzenie nie jest trudne, ale jak to miło skorzystać z rady babci :) Pewnie w przyszłości będziesz sobie miło tą naukę wspominała i ceniła. Oczywiście zapraszam do mnie częściej i dziękuje za miłe słowa :)
Majowababciu, no z taką motywacją to maki skończę migiem ;)
Oooo, tylko patrzeć, jak będzie finisz :-) Z brakiem miejsca na 'warsztat', to już niestety tak mamy. Fajnie byłoby mieć nie tylko oddzielne pomieszczenie, co i możliwość wywleczenia wszystkiego, co potrzebne i nie chowania tego na czas 'niepracy' z akurat taką techniką. Chyba, że ktoś jest robótkowo monotechmiczny.
Asiu, no ja się zagracam, wiem to, ale nie umiem nic na to poradzić. Niedługo będę musiała wyznaczyć szlaki piesze między tymi wszystkimi pudłami, workami, kartonami etc. Ratuje mnie strych, na którym też robi się coraz ciaśniej... i na którym jeszcze chętnie wcisnęłabym krosna. Nie wiem jeszcze gdzie.
Swego czasu nie nauczyłam się robić frywolitki, bo stwierdziłam, że nie przeżyję kolejnego pudła z nićmi, że człowiek musi się jakoś samoograniczyć. Potem było jeszcze kilka pudeł i jakoś żyję ;)
Niestety wiem jak to jest w bloku, mieszkałam 20 lat i naprawdę rozumiem, choć wtedy jeszcze aż tyle tego wszystkiego nie miałam i jakoś się mieściłam nieźle. Zresztą mój domek to tylko 77 metrów użytkowych, willa to nie jest, ale przytulne miejsce.
Czasem mi się zdaje, że ja każdą powierzchnię jestem w stanie zagracić moją pasją, wszystko kwestia czasu :P, starzeję się i to oznaki, czy co? ;) W razie ewentualnej przeprowadzki - tir z przyczepą :D
Jestem pod dużym wrażeniem! Jak duży będzie Twój gobelin? A wełny sama przędłaś i farbowałaś? Tyle kolorów i odcieni potrzeba... nie dziwię się, że masz takie zapasy:) Pozdrawiam
Fouzune, Gobelin ma wielkość metr na metr. Jak zaczynałam go tkać to jeszcze nie przedłam i nie farbowałam, więc wełny są kupne, na następny mam już część wełenek własnej roboty. Pozdrawiam :)
Krystyno, w tym samym czasie jak u mnie pisałaś, ja napisałam komentarz pod Twoim postem na prząśniczce. Też o gobelinach ;) taki sobie zbieg okoliczności. Cieszę się, że Ci się podoba mój gobelin.
Jestem kompletnie i calkowicie zakochana w Twoim gobelinie! Ciesze sie, ze wracasz do niego i moze nareszcie zobacze koncowy efekt.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cie goraco !
Ja też mam taką właśnie nadzieję. Osnowę założyłam w lutym zeszłego roku, wlekę się niesamowicie ;)
OdpowiedzUsuńO rany! Zawsze marzyłam o robieniu gobelinów. Szkoda, że tak daleko mieszkam od Ciebie, bo chętnie bym chociaż zerknęła, jak to się robi. Ach, utkałabym sobie pieska goldena.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł z tymi utworami dnia :-) Chciałam też tak początkowo robić, ale skończyło się na tym, że w kółko wrzucałam Marilyna Mansona, bo akurat miałam na niego "fazę". A moje muzyczne fazy trwają długo. Obawiałam się, że zrażę do siebie wrażliwszych odwiedzających i mój blog zamieni się w bezludną wyspę :-)))
Riannon, no strasznie szkoda, ja też ubolewam.
OdpowiedzUsuńAle noszę się z zamiarem by przy następnym gobelinie zrobić całą relację od początku,jak zrobić ramę, jak założyć osnowę, jak zrobić zarobienie, w ogóle jak zacząć i tkać. I chcę to wrzucić (a właściwie wrzucać, bo tego trochę będzie) na bloga pracownianego. To na pewno nie jest to samo co kurs z prawdziwego zdarzenia, ale myśle, że lepsze to niż nic i osoba "kumata" sobie poradzi, a podpowiedzią też służę. Ale najpierw ten muszę skończyć.
Cieszę się, że Ci się pomysł z utworami podoba, ja też miewam fazy na coś, ale nie ortodoksyjne, znaczy nie muszę tego i niczego innego. Mam już z 500 pomysłów ;), więc na trochę starczy ;)
p.s. A może jednak z czasem też zaczniesz trochę muzy wrzucać, byłoby miło :)
OdpowiedzUsuńJestem pod dużym wrażeniem gobelinu! Piękny!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze piękny gobelin !!!! Zachwyca mnie sztuka ich robienia.
OdpowiedzUsuńPo drugie- wczoraj chyba pierwszy raz trafiłam do Ciebie , poprzez candy, na które rzutem na taśmę się zapisałam. Dziś dokładniej przejrzałam bloga - zachwycasz, ja nie umiem prząść ale bardzo chciałabym się nauczyć, a marzenia podobno się spełniają- dlatego tym chętnie oglądam Twoje cuda.
Będę tu zaglądać częściej ,
Pozdrawiam :))
sliczny ten gobelin kolorki take cieple letnie.poczekam na ten kurs ,moze szybko te maki wykonczysz?;))))))))))))
OdpowiedzUsuńManeruki, bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuńChmurko, też do Ciebie zajrzałam, jak masz babcie która może Cię nauczyć prząść to korzystaj. Przędzenie nie jest trudne, ale jak to miło skorzystać z rady babci :) Pewnie w przyszłości będziesz sobie miło tą naukę wspominała i ceniła. Oczywiście zapraszam do mnie częściej i dziękuje za miłe słowa :)
Majowababciu, no z taką motywacją to maki skończę migiem ;)
Oooo, tylko patrzeć, jak będzie finisz :-)
OdpowiedzUsuńZ brakiem miejsca na 'warsztat', to już niestety tak mamy. Fajnie byłoby mieć nie tylko oddzielne pomieszczenie, co i możliwość wywleczenia wszystkiego, co potrzebne i nie chowania tego na czas 'niepracy' z akurat taką techniką. Chyba, że ktoś jest robótkowo monotechmiczny.
Asiu, no ja się zagracam, wiem to, ale nie umiem nic na to poradzić. Niedługo będę musiała wyznaczyć szlaki piesze między tymi wszystkimi pudłami, workami, kartonami etc. Ratuje mnie strych, na którym też robi się coraz ciaśniej... i na którym jeszcze chętnie wcisnęłabym krosna. Nie wiem jeszcze gdzie.
OdpowiedzUsuńSwego czasu nie nauczyłam się robić frywolitki, bo stwierdziłam, że nie przeżyję kolejnego pudła z nićmi, że człowiek musi się jakoś samoograniczyć. Potem było jeszcze kilka pudeł i jakoś żyję ;)
Justynko, Ty mieszkasz w domu, więc masz inne powierzchnie do dyspozycji. ;-) U mnie w blokowisku jest zdecydowanie gorzej. :-)
OdpowiedzUsuńNiestety wiem jak to jest w bloku, mieszkałam 20 lat i naprawdę rozumiem, choć wtedy jeszcze aż tyle tego wszystkiego nie miałam i jakoś się mieściłam nieźle. Zresztą mój domek to tylko 77 metrów użytkowych, willa to nie jest, ale przytulne miejsce.
OdpowiedzUsuńCzasem mi się zdaje, że ja każdą powierzchnię jestem w stanie zagracić moją pasją, wszystko kwestia czasu :P, starzeję się i to oznaki, czy co? ;) W razie ewentualnej przeprowadzki - tir z przyczepą :D
Śliczny gobelin:)
OdpowiedzUsuńGobelin jest absolutnie przepiękny.
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi moją Babcię, która przez prawie dwadzieścia lat je tkała.
Dziękuję :)
Fanaberia
Bardzo dziękuję Violu i Fanaberio za miłe słowa. Gobelin, ten czy inny, będzie pewnie częstym tematem postów, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym :).
OdpowiedzUsuńJestem pod dużym wrażeniem! Jak duży będzie Twój gobelin? A wełny sama przędłaś i farbowałaś? Tyle kolorów i odcieni potrzeba... nie dziwię się, że masz takie zapasy:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Fouzune, Gobelin ma wielkość metr na metr. Jak zaczynałam go tkać to jeszcze nie przedłam i nie farbowałam, więc wełny są kupne, na następny mam już część wełenek własnej roboty. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBędę pilnie śledzić postępy w pracy:)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny gobelin, trzymam kciuki
OdpowiedzUsuńKrystyno, w tym samym czasie jak u mnie pisałaś, ja napisałam komentarz pod Twoim postem na prząśniczce. Też o gobelinach ;) taki sobie zbieg okoliczności. Cieszę się, że Ci się podoba mój gobelin.
OdpowiedzUsuń